bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

środa, 12 czerwca 2013

Epopeja polsko-indiańska (41)

II polska wyprawa do Nowego Świata, po wielu tygodniach oczekiwania, znalazła się wreszcie na pełnym morzu. Nadal nie było wiadomo co stało się ze statkiem "Władysław Jagiełło" i członkami I wyprawy pod dowództwem Michała Potylicza. Jego odpowiednik Jerzy Doniecki często zastanawiał się nad tym co Kozak Presucha widział w kotle... Dowódca postanowił, że za jakiś czas zleci kolejne widzenie, ale chciał przybliżyć się trochę do Nowego Świata by Presucha widział o wiele bardziej dokładnie niż ostatnim razem, bo wedle słów wróżbity widzenie jest wyraźniejsze na bliższą odległość.

Kozak Presucha dzielił kajutę ze szlachcicem Bartoszem Noworolskim...

- Co masz w tych skrzyniach Bartoszu?
- A takie tam... - odparł wymijająco Noworolski, a następnie dodał z przekąsem - Podobno jesteś słynnym wróżbitą, a nie wiesz co mam w skrzyniach?
- Wiem...
- Tak? To powiedz!
- Pszczoły. Pszczoły tam masz...
- ?? - zdziwił się szlachcic - Skąd wiesz?
- Po co ci pszczoły na statku?
- Jak to po co? To moje przyjaciółki, miałem je zostawić na pastwę losu?
- Zdechną w tych skrzyniach...
- Parę dni wytrzymają.
- Parę dni?
- A ile?

Presucha miał już odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język, przypominając sobie rozkaz dowódcy, żeby nikomu nie zdradzać celu wyprawy. Doniecki miał to już zresztą sam oznajmić lada dzień.

- Myślę, że może dłużej - rzekł po chwili - Rób co uważasz, ale szkoda pszczół.
- E tam, a do miodu to pierwszy się dorwiesz!

Presucha machnął ręką i wyszedł z kajuty.

Na pokładzie przechadzał się Doniecki, w pewnym momencie natchnął się na holenderskiego kapitana Dirka Van Krupenhoffa.

- Co słychać kapitanie? - zagadnął dowódca.
- Wszystko w należytym porządku. Pogoda dopisuje, czego więcej można chcieć?

Chwilę tak sobie jeszcze pogwarzyli, następnie Doniecki kontynuował spacer, a kapitan poszedł do swojej kajuty, największej na statku. Wszedł pośpiesznie do środka, następnie odchylił wielką kotarę w rogu kajuty i rzekł z uśmiechem.

- Jak się macie gołąbeczki?

 Za kotarą siedzieli związani i zakneblowani członkowie firmy sprzątającej. Holender spojrzał na szefowe Katarzynę Madejską i Annę Hynowską...

- No, dostanę za was dużo złota od Turka Mustafy...

Następnie zerknął na mężczyzn...

- Za Morawca i Wiechę zapłaci mi lepiej niż za czarnych niewolników... Ale za Czarnego Malika spodziewam się dostać naprawdę dużo, przynajmniej dwa razy tyle...

Na koniec spojrzał na Alfredę...

- A z tobą to nie wiem co zrobię. Mustafa raczej nie będzie chciał płacić za ciebie... No nic, najwyżej będziesz szorować pokład do śmierci... Albo za burtę!

Statek w ciszy zmierzał na zachód, gdy nagle tę ciszę brutalnie przerwało głośne wołanie...

- Alarm! Alarm!
- Czego się drzesz Laszlo? - krzyknął Jakubiczenko w kierunku bocianiego gniazda, które zajmował Piotr Laszlo Tekieli.
- Alarm! Dwa statki nas gonią!

Kilka minut później na pokładzie panował już spory ruch, wszyscy zastanawiali się do kogo mogą należeć owe statki, które żwawo sunęły w stronę "Nepticy".

- Ledwo co wypłynęliśmy, a już ktoś nas ściga... - narzekał Czarnienko.
- Laszlo! Jaką banderę mają te statki? - zawołał Doniecki.
- Nie mają żadnej!

Statki zbliżały się coraz bliżej, były mniejsze i nie tak obciążone jak "Neptica", dlatego mogły rozwinąć znacznie większą prędkość. Po dwóch kwadransach były już naprawdę blisko, ucieczka nie miała już sensu. Doniecki rozkazał zatrzymać statek, obie obce jednostki podpłynęły tak blisko, że zetknęły się niemal burtami z "Nepticą"... Wszyscy w napięciu wyczekiwali na dalszy rozwój wypadków, każdy bowiem chciał wiedzieć kto ośmielił się ich ścigać... Wtem, jakby na komendę, na
pokłady tajemniczych statków zaczęły wybiegać masy uzbrojonych ludzi...

- Prusacy! - wołał Tekieli.

Była to zatem pułapka, Polacy dobyli szabel i oczekiwali na wtargnięcie przeciwników na "Nepticę"... Nagle pojawił się Presucha, Przemysław Janczurowski i Piotr Górecki. Ku zdziwieniu obu stron na wrogie statki poleciały skrzynie... Po chwili wszyscy ze zdumieniem obserwowali, że z rozbitych skrzyń zaczęły wylatywać setki, jeśli nie tysiące, pszczół. W międzyczasie Van Krupenhoff wykazał się przytomnością umysłu i zarządził błyskawiczny zwrot statku, a rozwścieczone zniszczeniem skrzynio-uli pszczoły z wściekłością zaatakowały Prusaków.

- Ognia! - wołał rycerz Krzysztof.
- Nie trzeba. Szkoda kul - wyjaśnił Van Krupenhoff - Pszczoły wystarczą...
- Kto to zrobił?! Kto?! - wołał rozwścieczony Noworolski - Presucha! Niech no ja cię dopadnę!

Na pruskich statkach sytuacja nie była do pozazdroszczenia. Wściekłe pszczoły, które już kilka dni siedziały w skrzynio-ulach, rzuciły się na Prusaków... Wielu z nich, aby się ratować zaczęło skakać do morza... "Neptica" zaś bezpiecznie płynęła dalej...

Po pewnym czasie statek dotarł w rejon Hamburga, Van Krupenhoff usilnie prosił Donieckiego o możliwość wpłynięcia do portu...

- Nie ma mowy! - wołał wzburzony Doniecki.
- Ja mam zobowiązania... - wyjaśniał Holender - Jeszcze zanim zgodziłem się was zawieźć do Nowego Świata byłem umówiony na dostawę do Hamburga...
- Co to za zobowiązania?
- Kilka skrzyń. Raz dwa je zniesiemy i płyniemy dalej.
- Sam nie wiem. Nie powinniśmy tam wpływać...
- Proszę cię pułkowniku tylko o to...
- Zgoda, ale to ma się odbyć szybko. I nikomu ani słowa gdzie płyniemy!
- Wiadomo...

Godzinę później "Neptica" wpłynęła do hamburskiego portu...

Zgodnie z obietnicą Van Krupenhoff nakazał swoim ludziom natychmiastowe przystąpienie do działania. Z pomieszczenia, które przez cały rejs było zamknięte, zaczęto wynosić skrzynie...

- Co tak śmierdzi? - zastanawiał się Mateusz Budzanowski.
- To z tych skrzyń co wynoszą... - wyjaśniał Robaczenko.

Niesamowity smród sprawił, że z kajuty wyszedł Doniecki...

- Co to za smród kapitanie? Co macie w tych skrzyniach?
- Świnie!
- Co?
- Świnie.
- Kpisz pan ze mnie?
- Nie. Poważnie mówię...
- Świnie wozisz statkiem? Po co?
- Normalnie. To nie są zwykłe świnie, ale knury kaukaskie, rozpłodowe, na specjalne zamówienie, bardzo drogie...
- Zabieraj to ze statku! Smród aż oczy wypala!

Van Krupenhoff z kilkoma ludźmi i skrzyniami po pewnym czasie dotarł do sklepu Turka Mustafy...

- Spóźniłeś się Dirk! - usłyszał na powitanie - Ilu przywiozłeś?
- Tylko dziesięciu... wielu zmarło w drodze...
- Mało. Miało być przynajmniej dwudziestu... młodych i silnych murzynów... a to co ma być? Ledwo żywe cherlaki!
- Odżywisz ich trochę i będą jak malowani...
- To są koszty i czas Dirk... Nie mogę ci zapłacić tak jak się umówiliśmy... Dam ci dwie trzecie
- Co? Niech będzie! Ale to tylko dlatego, że czas mnie goni... W Hiszpanii dostałbym za nich dwa razy tyle!
- A kobiety gdzie są? Obiecałeś mi kilka dorodnych Słowianek...
- Mam je, ale nie zdążyłem ich jeszcze przygotować. Jestem w trakcie kursu, przywiozę ci je jak będę wracał...
- Rozumiem. Chcesz sobie po prostu poużywać... Tylko, żeby nie wyglądały jak te cherlaki...
- Muszę już iść. Za jakiś czas zjawię się znowu. Bywaj Mustafo!
- Bywaj Dirk!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz