bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

czwartek, 10 grudnia 2015

Epopeja polsko-indiańska (81)

Statek Nefrete wciąż posuwał się w kierunku zachodnim… Niemiecka załoga statku nie mogąc się doczekać na jakiekolwiek decyzje kontynuowała po prostu rejs w tym kierunku…

- Ach ci Polacy… - narzekał kapitan Klaus Rodenthaler – Sami nie wiedzą czego chcą… Aż się dziwię, że ten ich kraj jeszcze istnieje…

Tymczasem w kajucie Macudowskiego Wojciech Kaliski bił się z myślami co zrobić…

- Do diabła! – mówił sam do siebie – Jeszcze nigdy nikogo nie zabiłem!
- Oszczędź! – mamrotał niezrozumiale zakneblowany Macudowski.

Kaliski wyjął mu knebel i od razu syknął:

- Jak zaczniesz krzyczeć to od razu poderżnę ci gardło!

Groźba podziałała nadzwyczaj skutecznie…

- Oszczędź Wojtusiu!  Oszczędź! – mówił niemal szeptem Macudowski – A cię ozłocę! Oddam ci wszystko co zechcesz!
- Tak…?  Jak tylko cię uwolnię to każesz mnie uwięzić, a potem zabić!
- Nie, nie… Czy ja cię kiedyś okłamałem?
- Prawie zawsze!
- No jak możesz tak mówić?
- Nie płacisz mi draniu od początku! Poza tym jesteś mi winny za transporty zboża do magazynu Martina Schyldera, który przejąłeś! A jeszcze okradłeś moich rodziców!
- Wszystko ci oddam, obiecuję!
- Nie wierzę ci! Poza tym jak cię zabiję to i tak wszystko co masz będzie moje!
- Mylisz się! Nie wszystko! Mam wiele dóbr w Polsce i Prusach, jak je przejmiesz?
- Nie jestem pazerny! Starczy mi to co masz w kajucie!

Kaliski ponownie zakneblował więźnia i wziął się za przeszukiwanie kajuty… Czynności te przerwało nagłe pukanie do drzwi… Kaliski zastygł… Po chwili zdecydował się jednak by je otworzyć…

- Zabiłeś go już? – dopytywała się Niemka Anna Von Stollar.
- Jeszcze nie…
- Zrób to! Bądź mężczyzną!
- Na razie go torturuję, nie może drań odejść tak po prostu… - kłamał Kaliski.
- Pomóc ci?
- Nie! Poradzę sobie! Nie przeszkadzaj.
- Dobrze. Nie spodziewałam się, że jesteś aż taki okrutny. Zaimponowałeś mi! Czy ma jeszcze oczy?
- Yyy…?  Nie przeszkadzaj!
- Przyjdę później.

Kaliski był blady jak ściana… Macudowski zakneblowany wił się jak wąż wyraźnie go nawołując…

- Czego znowu?
- Nie zabijaj!
- To już wiem, coś jeszcze?
- Wojtusiu oszczędź! Mam propozycję!
- Tak?
- Oddam ci wszystko co jestem ci winien. Potrójnie! A po powrocie do Polski zapiszę ci dwie kamienice w Gdańsku i dołożę ten skład co należał do Schyldera!

Kaliski zaczął przeliczać w głowie… Oferta była naprawdę atrakcyjna, z miejsca stałby się bardzo bogatym człowiekiem…

- Nie ufam ci draniu!
- Wojtusiu przysięgam!

Kaliski nie wiedział co ma zrobić, po chwili ponownie zakneblował więźnia… Następnie zaczął przeszukiwać kajutę… Szybko znalazł złoto i kosztowności… Wtem ponownie rozległo się stukanie do drzwi…

- Znowu pewnie ta Von Stollar! – złościł się, ale po chwili otworzył…

Tym razem jednak nie była to Niemka, lecz Ukrainka Rusłana Kramerko…

- O co chodzi?
- Chcę rozmawiać z Macudowskim!
- To niemożliwe! Chory jest!
- Mam pomóc? Potrafię uzdrawiać…
- Nie. Wszystko jest pod kontrolą. On sobie nie życzy nikogo! Śpi teraz!
- Niemiecki kapitan domaga się decyzji odnośnie kierunku żeglugi!
- No i? Ty jesteś wiedźmą i miałaś to określić za pomocą swoich mocy!
- Macudowski chciał przy tym być…
- Teraz nie może! Działaj sama, a potem przyjdź i mi powiedz!
- Jak chcesz…

Kaliski wrócił do kajuty, nie zważając już na nieme nawoływania Macudowskiego po prostu położył się obok niego i … zasnął. Nadmiar emocji spowodował wielkie zmęczenie…

Tymczasem w innej kajucie Agnieszka Krzemieńska rozmawiała z Włoszką Rodaccio… Może nie do końca była to rozmowa, bo jedna mówiła po polsku i trochę po włosku, druga zaś po włosku, ale jak to dwie kobiety w miarę się dogadały…

- Szkoda mi trochę tego zbira Chochoła…

Rodaccio niewiele rozumiała, ale nadrabiała uśmiechem…

- Ja to w ogóle szczęścia w życiu nie mam – narzekała Krzemieńska – Rodzice chcieli mnie wydać za starego dziada, który zabił moją pierwszą miłość…

Rodaccio kiwała głową wciąż się uśmiechając. W końcu Włoszka  niespodziewanie przytuliła się Krzemieńskiej…

- Tylko ty mnie rozumiesz moja mała Evellino…

Krzemieńska wzruszyła się bardzo, z jej oczu poleciały łzy… Po chwili obie płakały…

- Idę do tej Ukrainki! Niech mi powróży! Chcę wiedzieć czy znajdę jeszcze miłość w życiu!

Rodaccio najwidoczniej wyczuła sytuację i wzięła rękę Krzemieńskiej…

- Co robisz?

Chwilę później Włoszka zraniła delikatnie nożem dłoń przyjaciółki… Polała się krew…

- ? Aha, rozumiem! Ty chcesz mi powróżyć?

Rodaccio skinęła głową, a następnie rozmazała krew po całej  dłoni i zaczęła się wnikliwie przyglądać… Następnie wyciągnęła jakieś zawiniątko i wysypała na ranę szary proszek…


- Nawet nie chcę wiedzieć co to jest… - dziwiła się Krzemieńska.

Włoszka długo nie odrywała wzroku od dłoni… W pewnym momencie aż odskoczyła i zaczęła płakać…

- Co zobaczyłaś? Mów! Wszystko zniosę!
- Zakochasz się w księdzu!
- ? Tego mi jeszcze brakowało…!  Jesteś tego pewna?
- Tak!

Zmierzchało już… Wieść o tajemniczej chorobie Macudowskiego rozeszła się po statku… Ukrainka Rusłana oznajmiła wszystkim, że należy płynąć na zachód… Zbir Zębiszon postanowił czuwać pod kajutą swojego pana… Był wyraźnie zaniepokojony całą tą sytuacją…

Koło północy na pokładzie pojawiła się Paulina Połniakowska… Zbudził ją koszmarny sen, w którym zobaczyła swojego męża Krzysztofa uginającego się pod batem Hiszpanów…

- Gdzie on się włóczy? – mówiła sama do siebie – Czy wciąż żyje?

Połniakowska długo patrzyła w dal, przed oczami zaczęły się jej ukazywać różne obrazy… Czasami to już nie wiedziała czy to sen czy jej wyobraźnia…

- Odnajdę cię mężu! Choćbym cię miała szukać całe życie!

Nagle poczuła, że ktoś zaczyna ją obłapiać… Próbowała się uwolnić, ale uścisk był zbyt silny… Próbowała krzyczeć, ale napastnik zasłonił jej usta ręką… W pewnym momencie poczuła, jak rozrywa jej ubranie… Wezbrała się w sobie chcąc za wszelką cenę oswobodzić się, ale nie miała na tyle siły… Postanowiła jednak, że nie ulegnie i nagle ugryzła go w rękę …

- Do diabła! – wrzasnął napastnik po niemiecku i na chwilę puścił kobietę…
- Ratunku! – krzyczała Połniakowska – Pomocy!

Napastnikiem okazał się niemiecki marynarz Rudolf… Chwilę później znów pochwycił Połniakowską i zaczął ją odzierać z resztek szat…

- Zostaw ją rozpustniku! – zawołała Monisława Maciejewska, która przybyła z pomocą przyjaciółce.

Niemiec nie zamierzał się zatrzymywać… Monisława widząc to bez żadnych skrupułów strzeliła do niego z łuku, a że była prawdziwą mistrzynią trafiła tam gdzie chciała czyli w prawy bark… Marynarz wpadł w zwierzęcy szał, puścił Połniakowską i z niesłychaną wściekłością rzucił się na Monisławę… Ta jednak zachowała zimną krew i kolejną strzałą przebiła mu serce… Niemiec padł martwy, a obie kobiety wspólnie wyrzuciły go za burtę…

- Uciekajmy… W końcu jesteśmy tu nielegalnie! – zarządziła Monisława.
- Dzięki przyjaciółko!

Kobiety znikły pod pokładem… Kilka osób przyciągniętych hałasem wyszło na pokład, ale nie zauważając nic podejrzanego powróciło do snu…

Tymczasem kobiety były już bezpieczne w spiżarni…

- Gdzie byłyście? – zapytała zaspana Renata Jarczykowska.
- A… Dużo by opowiadać… - odparła rozdygotana jeszcze Połniakowska.
- Śpij, opowiemy ci rano… - dodała spokojnym głosem Maciejewska.
- Nie wiem jak ci dziękować Monisławo! – wyszeptała Połniakowska – Gdyby nie ty ten lubieżny Niemiec zgwałciłby mnie niechybnie!
- Od tego są przyjaciółki – rzekła skromnie Maciejewska.
- Pięknie wyglądałaś z tym napiętym łukiem! Niczym grecka Atena!

O świcie zbir Dziobak zauważył ślady krwi…

- Co tu się do diabła stało?

Nagle na pokładzie pojawił się Rosjanin Ivan Zbereznikov. Biegał nago i głośno wołał w stronę słońca:

- Eeee! Eeee!

Dziobak patrzył i nie wierzył…

- A temu co znowu? Ta krew to chyba nie twoja?
- Eeee! – rozdarł się Rosjanin i popędził w przeciwną stronę statku…

Tymczasem w kajucie Macudowskiego…

- Wyspałem się przednio! – mówił sam do siebie Kaliski – Teraz mogę na wszystko inaczej spojrzeć!

Macudowski leżał obok niego związany i zakneblowany …

- Nie zabiję cię! – oświadczył nagle Kaliski, po czym go oswobodził – Napiszesz pismo!
- Dobrze Wojtusiu, zrobię wszystko co zechcesz!

Kaliski podyktował treść pisma, w którym Macudowski zapewniał mu nietykalność, przekazał określoną ilość złota i zapisał dwie kamienice oraz skład Martina Schyldera.

Macudowski podpisał pismo, gdy nagle drzwi kajuty otwarły się i do środka wtargnęli zbirzy Dziobak i Zębiszon…

- Brać go! – zawołał Macudowski – To zdrajca!

Zbirzy natychmiast pochwycili Kaliskiego…

- No i co teraz Wojtusiu? – śmiał mu się w twarz Macudowski – Zamknąć go i pilnować! Później zdecyduję co z nim zrobię!

Zbirzy wyprowadzili Kaliskiego…

- Wiedziałem, że tak będzie! Znów mnie oszukał! – narzekał pojmany.
- Mówiłam ci, żebyś był mężczyzną! – syknęła doń  wściekle Von Stollar, gdy ją mijali po drodze.

Macudowski podarł pismo i wyszedł z kajuty…

Tymczasem Krzemieńska nie mogła wciąż dojść do siebie po wróżbie Rodaccio…

- Co ja pocznę nieszczęsna? Jaki ksiądz? Taka miłość to tylko problemy… Rzucę się chyba do morza!

Skierowała się w ustronne miejsce, z mocnym postanowieniem by naprawdę ze sobą skończyć… Usiadła na chwilę przy łodzi ratunkowej i zamarła… W łodzi leżało ciało całe we krwi… Nie wiedziała co począć, w końcu pochyliła się nad tajemniczą postacią… Po dłuższej chwili wyczuła słabo bijące serce…

- Żyje! – powiedziała cicho.

Tajemnicza postać była mężczyzną… Ubytek krwi z wielu ran spowodował utratę nieprzytomności…

- Trzeba go ratować!

Nie wiadomo skąd obok pojawiła się Rodaccio.

- Bierzemy go do naszej kajuty! Trzeba go opatrzeć...

Kobiety niepostrzeżenie przetransportowały rannego… Okazało się, że miał wiele ran pchanych, ale żył… Mijały godziny, ale nieznajomy wciąż nie odzyskiwał przytomności…

- Będzie żył – uspokajała Włoszka Krzemieńską – Dobrze, że go jednak znalazłaś, bo wkrótce umarłby z utraty krwi…
- Ciekawe kto to jest?
- Wygląda na południowca… Przeglądnijmy mu kieszenie może to da jakąś odpowiedź…
- No wiesz…
- To dla dobra sprawy…

Nieznajomy nie miał za wiele przy sobie co by mogło pomóc w jego identyfikacji… Poza złotym medalikiem z wyrytym napisem „Simon”…

- To pewnie jego imię lub nazwisko…
- Więcej dowiemy się jak odzyska przytomność…

Tymczasem Macudowski biegał wściekły po pokładzie…

- Zębiszon! Jak mogłeś do tego dopuścić?!
- Yyy… Mówił, że jesteś chory i nikogo nie chcesz widzieć! – bełkotał niezrozumiale zbir.
- Nigdy więcej ma do czegoś takiego nie dojść! Żądam pełnej ochrony!
- Rozkaz!
- Co z nim każesz zrobić? – dopytywał się zbir Chwaścior.
- Jeszcze nie wiem! Ale marny jego los! Nie wiadomo czy działał w pojedynkę?!
- ???
- Od tej chwili przed moją kajutą ma być cały czas dwóch wartowników!
- Rozkaz!
- A czy działał sam? Są odpowiednie sposoby na wydobycie z niego takich informacji! Kto umie torturować?

Nastała cisza…

- Dziobak! Ty masz to z niego wydobyć!
- Ja?
- Tak! Masz czas do wieczora!

W między czasie zbliżył się niemiecki kapitan statku …

- Chciałbym zgłosić zaginięcie marynarza Rudolfa…
- Zaginął? – roześmiał się Macudowski – Albo jest gdzieś na statku, albo poza… Ha ha ha. Pewnie spił się i leży gdzieś pod pokładem…

Dziobak przypomniał sobie krew na pokładzie, ale ugryzł się w język…

- Mam co robić… - pomyślał – Znając Macudowskiego zleci mi także szukanie Niemca…

Rozmowie przysłuchiwał się uważnie kniaź Sławomir Wigurko…

- Ciekawi mnie dlaczego ten Kaliski go więził – snuł podejrzenia w myślach – Tak bez powodu? Niemożliwe! Coś tu jest nie tak… Ale wdepnąłem w bagno!

Atmosfera na „Nefretete” stała się delikatnie ujmując dosyć nerwowa… Tymczasem Czeszka Sabina Sviderkova obserwowała z ukrycia, jak jej rodaczka Dominika Guzikova spaceruje ze szlachcicem Sebastianem Sokolińskim…

- Wyrzuć takiego drzwiami to oknem wejdzie… Nie wiadomo kiedy te gołąbeczki się umówiły na ten spacer… - śmiała się sama do siebie.







sobota, 5 grudnia 2015

Jaka Laponia? Azja Mniejsza!

Protoplastą dzisiejszego Świętego Mikołaja był biskup Miry żyjący w Azji Mniejszej (dzisiejsza Turcja), w IV wieku. Skąd więc ta fińska Laponia? W XIX wieku zaczęła kształtować się tradycja w której postać świętego skojarzono z wręczaniem prezentów. Potem dodano pojazd z reniferami i już dzisiaj każde dziecko wie, że rodzinne strony Świętego Mikołaja to Laponia, a nie zachodnie wybrzeże Turcji.  Z czasem postać ta zdobyła ogólnoświatową sławę stając się jedną z najbardziej popularniejszych w kulturze euro-amerykańskiej, prawdziwą gwiazdą bez której trudno sobie w dzisiejszych czasach wyobrazić święta Bożego Narodzenia…



Święta Bożego Narodzenia już dawno przestały być tradycją wyłącznie religijną, w wielu społeczeństwach ich religijne znaczenie zeszło na drugi plan, stając się świętami typowo rodzinnymi… Kraina radosnych emocji, zabawy i beztroski, a przede wszystkim oczekiwanie na gwiazdkowe prezenty…



Dziki konsumpcjonizm zawdzięczamy głównie specjalistom od marketingu… Dla nich nie ma żadnych świętości… Święty Mikołaj ma po prostu pomóc w realizacji celów sprzedaży… Taki już mamy teraz świat… Postać świętego stała się bardziej bajkowa niż religijna, o wiele bardziej spokrewniona z Królewną Śnieżką czy Czerwonym Kapturkiem niż z chrześcijaństwem…


Co z tą Laponią? Święta Bożego Narodzenia w kulturze Zachodu kojarzone są z zimą, a przede wszystkim ze śniegiem… Stąd ciepła Turcja kompletnie nie pasuje… Laponia jest umiejscowiona daleko na północy, śniegu z reguły masa, więc pewnie dlatego… Sama siedziba Świętego Mikołaja jednak nawet w tej Laponii się zmieniała… Pierwotnie było to wzgórze Korvatunturi w narodowym parku im. Urho Kekkonena, jednak w latach 1939/1940 trwała  wojna fińsko-radziecka i ZSRR przejął część terytorium Finlandii… Siedziba świętego znalazła się zbyt blisko granicy z Sowietami… Nastąpiło przesunięcie siedziby o 200 km na północny-wschód do Rovaniemi…