bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

niedziela, 22 marca 2020

Epopeja polsko-indiańska (86, fragment IX - chronologicznie 94 część)

Ośrodek wypoczynkowy SS - dla przypomnienia, do czasu przygotowania kabiny czasu do nowej misji grupa esesmanów została umieszczona w odizolowanym od świata obiekcie... Wśród nich był Schymann, sowiecki szpieg...

- Muszę coś wymyślić, żeby się stąd wydostać!

Schymann czuł, że im dłużej będzie przebywał w ośrodku tym prędzej zostanie unieszkodliwiony. Doskonale zdawał sobie sprawę jak działa sowiecki wywiad, a wydawało mu się, że został spisany na straty. Sowieci nie mogli pozwolić mu dłużej żyć, wiedział bowiem za dużo...

Tymczasem do ośrodka przyjechał transport mięsa...

- Nic mi o tym nie wiadomo - wyjaśniał kierowcy wartownik - by miał się taki transport pojawić...
- To co? Mam teraz wracać taki kawał drogi? - denerwował się kierowca.
- Poczekaj... Dzwonię do komendanta.

Kilka minut później...

- Komendant nic nie wie o transporcie, ale zgodził się na wjazd. Co to za mięso?
- Tusze wieprzowe i wołowe.
- Wjeżdżaj. Kieruj się w prawo, tam zaraz jest kuchnia!

Niedługo potem auto znalazło się na placu przed kuchnią, po kilku minutach wyszedł z niej szef kuchni...

- Pokaż to mięso, przyda się.

Kierowca wyszedł z szoferki i otworzył drzwi...

- Co to za smród?! To jakieś gówno, a nie mięso!
- Ja jestem tylko kierowcą, nie mi za to odpowiadać!
- Ale smród czujesz?!
- Czuję, czemu miałbym nie czuć?!
- Poczekaj tu, idę do komendanta, ja takiego czegoś nie przyjmę!

Kierowca jak gdyby nigdy nic zapalił papierosa i zaczął nerwowo rozglądać się po dziedzińcu. W tym samym czasie niedaleko placu pojawił się Schymann... Kierowca zaczął do niego machać... Schymann w pierwszej chwili nie wiedział o co chodzi, ale w końcu rozpoznał go i szybko zaczął zbliżać się w kierunku auta...

- Prasakow! Ty tutaj?
- ! Szybko! Nie ma czasu! Nakładaj ten worek i wchodź do auta!
- Ale... - Schymann wahał się, nie wiedział bowiem czy to nie sowiecki wywiad wysłał swoich ludzi by go wywieźć z ośrodka, a potem zlikwidować...
- Nie ufasz mi? Wychowaliśmy się razem, zapomniałeś?! Wsiadaj, jeśli chcesz żyć!

Schymann po krótkiej chwili zdecydował się zaryzykować...

- Masz tu rurkę byś mógł oddychać, po kilku kilometrach przesiądziesz się do kabiny!

Schymann wszedł do środka, Prasakow pomógł mu zawinąć się w worek, po czym przykrył go tuszami i stanął przed autem.

Niebawem wrócił szef kuchni...

- Nie bierzemy tego gównianego mięsa! Wracaj i rób z tym co chcesz! Komendant dzwoni i wyjaśni całą sytuację.
- Co zrobić... - odpowiedział spokojnie kierowca - to wracam, też chciałbym to wyjaśnić.

Za chwilę auto było z powrotem przy wjeździe...

- Już? Tak szybko?
- Nie chcieli tego mięsa jednak... Mogę jechać?
- Czekaj! - wartownik zorientował się, że wcześniej nie sprawdził zawartości auta i postanowił to nadrobić... - Boże! Co za smród! Zamykaj to cholerstwo i won! Coraz gorsze gówno na tej wojnie!
- Ja jestem tylko kierowcą, gdzie każą tam jadę, co załadują to wiozę...
- Jedź już, bo się porzygam!

Kilka kilometrów za ośrodkiem Prasakow zatrzymał auto, Schymann wygramolił się spod śmierdzących tusz i przesiadł do szoferki.

- Teraz mów Michaił! Masz mnie zabić?
- Zwariowałeś?
- ?
- Dowiedziałem się, że jest rozkaz by Cię zlikwidować, więc popędziłem tu co tchu! Jesteś moim przyjacielem z dzieciństwa!
- Co dalej?
- Jedziemy do Bawarii...
- Co?
- Zacząłem współpracować z Anglikami, za dobre pieniądze. W Rosji nie ma przyszłości, nie wiadomo kiedy człowiek stanie się niewygodny... Sam widzisz po sobie, byłeś lojalny, dobrze wykonywałeś powierzone zadania, a mimo to chcieli Cię zgładzić! Za dwie godziny mieli tu przeniknąć i załatwić sprawę!
- Mam u Ciebie dług wdzięczności!
- Przestań! Nie mógłbym zostawić przyjaciela z dzieciństwa na pastwę losu!
- Ale... Po co do Bawarii?
- Mamy spróbować odbić tych przybyszy z przeszłości czy też przyszłości...
- No wiem, przecież byłem w XVI wieku, oni są z przeszłości! Po co oni Anglikom?
- Ty to wiesz, ale Angole nie... A że do dobrze płacą to co nam szkodzi?
- Co mamy zrobić?
- Mamy niemieckie mundury, znamy świetnie niemiecki...
- No i?
- Mamy za zadanie zorientować się w sytuacji, podać im szczegółowe informacje, gdzie są przetrzymywani więźniowie, ilu jest strażników itd. Banalnie proste!
- I co dalej?
- Nic, angielscy komandosi będą ich odbijać. Tyle!

Tymczasem w małym niemieckim miasteczku...

Członkowie polskiego ruchu oporu wciąż przebywali w niemieckiej chacie, grube Niemki pilnowały by organizacja pracy była wzorowa... Baraniecki z Pierożańskim zostali skierowani do obierania cebuli, Raczkiewicz z Tomaszewskim zajęli się szpinakiem, Dąbkowski z Pietrzakiewiczem mielili mięso, a Świątnicka z Janicką zostały przeszkolone do produkcji ciasta...

- Mam pomysł! - szepnął Baraniecki do Pierożańskiego.
- Jaki?
- Pamiętasz co dostaliśmy jeszcze w Polsce na wypadek wpadki?
- No i...
- Musimy to dodać do farszu!
- Ale taka mała ilość w tak dużej ilości farszu nikomu nie zabije!
- Wiem, ale przynajmniej ostra biegunka z tego będzie!
- Super!

Po kilku godzinach...

- No! - cieszyły się grube Niemki - Teraz to tylko lepić pierożki!
- Zdążymy na występ jodłowania? - denerwowała się Janicka.
- Spokojnie! - odpowiedziała jedna z Niemek - Do wieczora jeszcze sporo czasu, wasze ubrania akurat przyschną... No, a wy w tym czasie przysłużycie się słusznej sprawie! Nasi żołnierze na wschodnim froncie czekają już na nasze pyszne maultaschen!

Około godziny 18:30 grube Niemki zwolniły Polaków...

- Idźcie już, my dokończymy resztę! Kierujcie się w stronę ratusza, powiadomiliśmy ich już tam, że jesteście! A jodłujcie fajniutko! Przyjdziemy posluchać!
- Ja przyjdę specjalnie dla niego! - uśmiechnęła się szelmowsko Helga i puściła oko w kierunku Barańskiego.

Polska grupa skierowała się w stronę ratusza...

- Damian! - roześmiała się Świątnicka - Nie zawiedź swojej fanki, ha ha ha!
- Cicho! - sarknęła Janicka - Przypominam, że rozmawiamy tylko po niemiecku!

Tymczasem na wzgórzu... Matylda coraz bardziej nerwowo patrzyła przez lornetkę... Nieuchronnie zbliżał się bowiem występ jodłowania...

- Gdzie oni do cholery są?! - pomyślała w duchu.
- Co tak się denerwujesz rusałko? - wypalił nagle Johann.
- A, bo ja taka nerwowa jestem, od urodzenia...
- Pomóc ci w czymś?
- A w czym ty mi możesz pomóc? Ha ha ha.
- We wszystkim!
- ?
- Nie jesteś stąd... Akcent masz dziwny...
- No i?
- Nie interesuje mnie to! Pomogę ci, nie zważając na nic!
- ?
- Dla Ciebie to nawet Hitlera zabiję!
- ?
- Rozkazuj, zrobię wszystko!
-?
- Chcę być twoim niewolnikiem!
- ?
- Nie jesteś Niemką! Ale nie interesuje mnie to, mów co chcesz, a będziesz to mieć!

Matylda nie odpowiedziała nic, ale w myślach zaczął jej kiełkować pewien plan...

Występ jodłowania zbliżał się nieuchronnie... Polacy dotarli już do organizatora, zostali zakwaterowani w niedużym domku i za ponad godzinę mieli wystąpić...

- Boję się trochę... - denerwowała się Świątnicka.
- Weronika! Ale czego? - uspokajała ją Janicka - Przecież wszyscy wiemy, że dasz radę! Naprawdę masz talent! Jodłujesz tak, jakbyś to robiła od dziecka!
- No właśnie! - wtrącił się Pietrzakiewicz - My to mamy co się denerwować! Będziemy tym elementem kabaretowym, bo inaczej nie ma szans...
- U mnie to całe życie kabaret - śmiała się Raczkiewicz - więc też spokojnie i bez nerwów.
- No, nie wiem - narzekała Świątnicka - Pocieszacie mnie, ale myślę, że do oryginału mi daleko...
- Dasz radę! - pocieszał ją Dąbkowski - Naprawdę dobrze ci idzie!
- Weronika! - dodał Baraniecki - Pomyśl o tych emocjach, ci wpatrzeni i zasłuchani w tobie Niemcy! A wtedy Rymarski i jego komandosi wkroczą do akcji! Nie myśl o sobie, zrób to dla ojczyzny! To ci powinno dodać sił!

Baraniecki robił dobrą minę do złej gry... Sam miał wiele obaw, ale siłą woli postanowił być twardy by za wszelką cenę nie pokazać, że się boi. Wiedział, że tylko taką postawą może pozytywnie wpłynąć na towarzyszy... Nie chciał dopuścić do sytuacji, żeby emocje wzięły górę nad trzeźwą oceną sytuacji i prawidłowym działaniem.

Tajne laboratorium doktora Mengele było naprawdę dobrze strzeżone... Rymarski obserwował wszystko z oddali przez lornetkę...

- Kur..., ja pierd...! Mam nadzieję, że tym jodłowaniem odciągną tych Niemców, bo inaczej czarno to widzę!
- Coś nie tak? - wypalił znajdujący się w pobliżu komandos.
- Nie! Wszystko w porządku! Tak sobie tylko klnę jak to mam w zwyczaju! Idź do pozostałych, niech się powoli szykują, pełna gotowość!

Nie tylko polskie siły specjalne obserwowały laboratorium i miasteczko... Okazało się, że przybyszami z innego czasu zainteresowały się też wywiady: amerykański, angielski, sowiecki i pewna grupa z Rumunii... Właśnie przedstawiciele tej ostatniej już prawie przeniknęli do wewnątrz, wszystko za sprawą złota, którym zaczęli przekupywać strażników...

- Nie ma szans na to byście go wydostali na zewnątrz - mówił do nich niemiecki strażnik - ale jednego z was wpuszczę do środka, żeby z nim porozmawiał.

Chwilę później jeden z Rumunów został wpuszczony do środka... Zupełnie nie interesowały go uwięzione kobiety, od razu zwrócił się do mężczyzny...

- Witaj Bachulo!

Wskazany lekko drgnął, nie spodziewał się bowiem, żeby ktokolwiek tutaj mógł znać jego imię...

- Jestem twoim potomkiem z XX wieku... Czekaliśmy na ten dzień, nic się martw, oswobodziby cię i zabierzemy do Rumunii...
- Do jakiej Rumunii?!
- No, do Transylwanii!
- I co ja tam będę robił?
- Będziemy starali się przenieść cię z powrotem do XVI wieku, ale póki co...
- Macie tu jakieś dziewice?
- Coś się znajdzie...
- Dosyć! - przerwał rozmowę niemiecki strażnik - już wystarczy! Wychodź!
- Damy ci więcej złota!
- Nie mogę! Uciekaj już stąd!
- Damy ci dziesięć razy więcej!
- Uciekaj, bo zacznę strzelać!

Występ jodłowania zbliżał się coraz bardziej nieuchronnie, na głównym placu miasteczka zbierał się coraz większy tłum... Strażnicy obserwowali sytuację, ale póki co nie przejawiali tendencji do opuszczenia swoich posterunków.