bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

czwartek, 28 listopada 2013

Epopeja polsko-indiańska (55)

Kuba…
Ciemną nocą w kierunku północnego wybrzeża posuwała się tajemnicza postać… Czujnie rozglądając się wokół dotarła na plażę i uznawszy, że nikogo nie ma w pobliżu momentalnie wzbiła się w powietrze…

Admirał Javier Hernandez Belicarez siedział w swoim gabinecie, a myśli jego niespokojne błądziły w wielu kierunkach… Najbardziej jednak zastanawiał się czy tajemniczemu Bachuli uda się odzyskać kosztowności zrabowane przez grupę cyrkowców…
- Zapłacę im! Oj zapłacę za to wszystko! – mówił do siebie – Anglika Toma Michaela zatłukę osobiście, a te dwie larwy…
Rozmyślania admirała przerwało pukanie do drzwi…
- Czego? – zawołał wściekle Belicarez.
- Chciałem tylko przekazać… - odparł nieśmiało służący Miguel – że Bachula wyruszył…
- Nareszcie! Doskonale! Mam nadzieję, że niedługo wróci z moim skarbem i z tymi paskudnymi złodziejami!

Targ…
- Owoce! Świeże owoce! Kupujcie owoce! – wołała dziewczyna z jednego ze straganów.
- Witaj Sievioretta!
- Witaj Angelina! Co cię sprowadza na targ o tak wczesnej porze? Chciałaś kupić owoce?
- Owoce? – odparła z uśmiechem Angelina Dudeiros – W sumie przy okazji mogę kupić. Przez targ przechodzę, bo zmierzam do zamku.
- Do zamku? Po co? – zdziwiła się Natalia Sievioretta.
- Mam tańczyć wieczorem dla admirała, a teraz idę ustalić szczegóły…
- Aha…
- Ty też byś mogła, ale skoro wolisz sprzedawać owoce na targu…
- To moja praca, nie najgorzej na tym wychodzimy z ojcem…
- Powiedzieć ci ile dostanę za wieczór tańczenia?
- No powiedz…
- Ale na ucho, nie chcę żeby ktoś usłyszał…
- Mów!
Angelina zbliżyła się do Natalii i zaczęła jej szeptać do ucha…
- Żartujesz! Aż tyle?
- Tak.
- To też idę! Ale, ale…
- Co ale?
- Przecież Belicareza okradła ta grupa cyrkowa. Cała Kuba trąbi o tym, że skarbiec admirała jest pusty!
- Spokojnie. Może i tak było, ale z Madrytu przybył Juan Carlos de la Montero. On jest bardzo bogaty, pożąda przygód i liczy, że Belicarez mu ich dostarczy. Podobno nie skąpi pieniędzy by wkupić się w łaski admirała, żeby ten wysłał go na wyprawę na nieznane lądy. To dla niego te dzisiejsze występy.
- A, to co innego. Przypilnuj na chwilę stragan, ja biegnę po ojca by mnie zastąpił, a potem pójdziemy na zamek.
Kwadrans później kobiety ruszyły do zamku, gdzie szybko uzgodniły warunki występu.
- Trochę się boję – wypaliła nagle w drodze powrotnej Sievioretta – dawno nie tańczyłam…
- Daj spokój… Przecież tego się nie zapomina… Jeśli chcesz poćwiczyć to chodźmy do mnie.
- Teraz nie mogę. Muszę iść pohandlować trochę na targu, bo ojciec musi jechać po świeży towar. Przyjdę do ciebie dwie godziny wcześniej i chętnie poćwiczę.
- Dobrze, to czekam.
Kobiety miały już się rozejść, ale niespodziewanie pojawił się portugalski Jezuita Alfonso Glovantez i zaskoczył ich nietypowym pytaniem…
- Jesteście może dziewicami?
- ???
Kobiety były tak zdziwione zadanym pytaniem, że nie odpowiedziały nic, zaczerwieniły się tylko i uciekły.
- I co ja mam zrobić? – zastanawiał się Glovantez – Muszę znaleźć dziewicę przed powrotem Bachuli, bo on mnie po prostu zabije!

Tymczasem Bachula (Miron Nicolae Bachulescu) „wylądował” na południowym wybrzeżu stałego lądu (dzisiejsza Floryda)…
- No to do dzieła! – rzekł do siebie – czuję, że oni są gdzieś w pobliżu…

Bachula miał rację, bowiem Tom Michael, Kate Italian i Malwa Topollani znajdowali się w odległości dosłownie 20 kilometrów od niego…

środa, 20 listopada 2013

Piłka nożna - "Nawałka działaj!"

(gościnny felieton El Profesore)

Za nami dwa towarzyskie spotkania reprezentacji, oba pod wodzą Adama Nawałki. Powoli zaczyna się krytyka - z jednej strony dobrze, z drugiej nie. Uważam, że z oceną pracy nowego szkoleniowca należy się wstrzymać do czasu pierwszego meczu o punkty. Teraz jest okres prób i Nawałka eksperymentuje na całego. Można polemizować z niektórymi powołaniami, ale potem to nikt inny tylko on będzie za to wszystko odpowiadał. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że w naszym kraju wszyscy są selekcjonerami...

W spotkaniu ze Słowacją wstyd było oglądać poczynania naszych gwiazdorów, powiem więcej - na to nie dało się po prostu patrzeć! Z Irlandią było już trochę lepiej, ale oczywiście daleko od ideału. No i wynik lepszy. Brakuje płynności gry, na Słowaków czy Irlandczyków było aż przyjemnie popatrzeć jak bezkarnie wymieniają dziesiątki podań na naszej połowie - choć obu tym nacjom daleko do miana wirtuozów futbolu. Z kolei ile serii podań (na połowie przeciwnika) wykonali nasi? Z reguły kończyło się na 2-3 podaniach i strata... Oceniając selekcjonera, także tych poprzednich, należy wyraźnie stwierdzić, że on nie nauczy piłkarza podstawowych zachowań (czyli np. dokładnych podań itd), bo tego się uczy za juniora! Selekcjoner jest on tego by - jak sama nazwa wskazuje - wyselekcjonować grupę najlepszych w danej chwili polskich piłkarzy, może też wpoić w nich wolę walki, odpowiednio dobrać taktykę, motywować, ale nie szkolić na etapie podstawowym... Brakuje nam rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia, ale nie tylko, bo ilu mamy piłkarzy zdolnych kilka razy dokładnie podać piłkę pod presją przeciwnika? Nie pokuszę się - jeszcze przynajmniej - o jakieś indywidualne oceny zawodników powołanych przez Nawałkę... Poza oceną Soboty i Lewandowskiego... Waldek! Chłopie weź się do roboty, bo póki co to grasz padlinę, że na wymioty zbiera! Odnośnie wykorzystania Lewego w kadrze to znowu nic z tego nie wyszło... Nawałka zapowiadał, że ma na to pomysł, ale póki co nic z tego nie wychodzi... Lewemu brakuje wsparcia po prostu! W Borussii jest tak, że jak rywale pilnują Lewego to gole strzelają inni, a że zagrożenie stwarzają też inni to w efekcie i Lewy ma więcej miejsca by pokazać co potrafi... U nas wygląda to tak - z przodu sam Lewy, który będąc dokładnie pokryty niewiele może zdziałać... Przy zaangażowaniu w grę ofensywną większej liczby zawodników Lewy zacznie błyszczeć! Teraz słyszę, że do kadry wróci Arkadiusz Milik i będzie wsparciem dla napastnika Dortmundu... To po co było grać do tej pory na jednego napastnika? Całkiem zmieniamy system? Co do Milika to chciałbym, żeby w końcu odnalazł się na dobre w Bundeslidze... Oby tylko tak wczesny wyjazd z Polski nie zahamował rozwoju tego błyskotliwego młodzieńca... Szkoda, że nie trafił do Dortmundu, by pod skrzydłami trenera Kloppa stać się nowym Lewym.. Jeszcze o Błaszczykowskim... Kapitan dwoi się i troi, ale niewiele z tego wynika pozytywnego... Kurczę! Grajmy w końcu zespołowo! Ale do tego potrzeba... dokładnych podań! A niewielu kadrowiczów to umie i ... tak w kółko!

Na razie jest czas na szukanie, popełnianie błędów i wierzę, że Nawałka wyciągnie odpowiednie wnioski i pójdzie w dobrym kierunku. Oby tylko nie zmarnował czasu i w połowie następnego roku nie stwierdził, że nie wie dokąd zmierza i że dalej jest na początku drogi...


piątek, 15 listopada 2013

Galeria Absurdów Bogdana Zdanuczyka (5)



Przysmaki kuchni koreańskiej nieśmiało rozglądają się przed próbą wejścia na nasz rodzimy, polski rynek...

Epopeja polsko-indiańska (54)

- Budzanowski! – zawołał Jerzy Doniecki.
- Tak?
­ - Presucha gotowy do jasnowidzenia?
- Tak. Kocioł ma już zagrzany…
- Doskonale!
Dowódca II polskiej wyprawy do Nowego Świata pośpiesznie udał się do kajuty Kozaka Presuchy.
- Zaczynaj!
Presucha nie śpiesząc się ruszył w kierunku kotła, a następnie do niego zaglądnął. Patrzył długo, ale coś było nie tak, w końcu odskoczył od niego i wściekle zawołał:
- Nic nie widzę! Nic nie widzę!
- Co?!
- Widzę tylko wywar! Coś jest nie tak!
- Zrób coś! Może pomyliłeś recepturę?
- Co?! Presucha nigdy się nie myli!
- Coś jednak jest nie tak skoro nic nie widzisz!
- Jest wyjście!
- No to działaj! Ile to zajmie?
- Chwilę.
Kozak przyniósł jakieś zawiniątko i wsypał do kotła, następnie z wielką precyzją zamieszał chochlą dwukrotnie w prawo i dwukrotnie w lewo, odczekał kilka minut i czynność powtórzył.
- Zaglądaj!
Presucha włożył głowę do kotła, ale niemal natychmiast odskoczył i wrzasnął jak oparzony…
- Boże!
- Co się znowu stało? Zginęli czy co?
- Nie!
- Chwała Bogu!
- Nie to!
- A co? Gadaj szybko!
-Widzę nagie niewiasty!
- Co?
- Zobacz sam panie!
Doniecki ruszył do kotła i faktycznie w lustrze wywaru ujrzał cztery nagie, kąpiące się, niewiasty. Jakież było jego zdziwienie, gdy w jednej z nich rozpoznał swoją kuzynkę Andżelikę Koszyńską. Pozostałe były jej znajomymi: Kinga Kabatowska, Anna Żbikowska i Agnieszka Dębska.
- A zaglądnę raz jeszcze… - powiedział zbliżając się Presucha.
- Precz! Precz mi stąd zwyrodnialcu! Co to ma znaczyć?!
- Nie wiem, nie wiem…
- Budzanowski! – zawołał Doniecki.
- Tak? – odparł wezwany, który pełnił wartę pod drzwiami kajuty.
- Zawołaj Światłoniewskich i wylejcie zawartość kotła do oceanu!
Niedługo potem wspomniana trójka wyniosła kocioł i zgodnie z poleceniem dowódcy wylała wywar do oceanu.
- Wytłumacz mi teraz Presucha – oświadczył już spokojniej Doniecki  - co to wszystko ma znaczyć?
- Nie wiem, naprawdę, nie wiem…
- Co proponujesz?
- Zrobię wywar jeszcze raz…
- Tylko już niczego nie zepsuj, bo cała fortuna poszła na te twoje składniki! Dzisiaj już nie chcę żadnych widzeń, przygotuj wywar na jutro!
Cały czas w kącie kajuty ukryty był Bartosz Noworolski, który bacznie obserwował całą sytuację.
- Dobrze ci tak Presucha, łotrze jeden! – mruczał pod nosem – to zemsta za moje pszczoły!
Gdy dowódca wyszedł z kajuty Noworolski wysunął się z kryjówki…
- Co? Presucha, nie poszło? – śmiał się szlachcic.
Kozak spojrzał ze złością na szydercę i wycedził:
- To pewnie twoja sprawka! Coś dosypał do wywaru?
- Ja? Nic…
- Przyznaj się!
- Nic nie zrobiłem, po prostu taki z ciebie wróżbita fajtłapa, ha ha ha.
Presucha nie miał już ochoty kontynuowania rozmowy, ale w myślach postanowił, że jutro będzie bardziej ostrożny i nie spuści wywaru z oczu…
Pod pokładem…
- To co panowie, przyjmujecie zakład? – pytał Włoch Roberto Gibbencione.
- Jeszcze raz ustalmy zasady – odparł Kozak Czarnienko – Rzucasz nożami z 30 kroków i wszystkie lądują tuż obok głowy tak? 10 noży?
- Tak. Nie dalej niż na długość mojego palca wskazującego.
- Ciekawe kto zgodzi się stanąć pod ścianą – śmiał się Kozak Jakubiczenko.
- No jak to kto? Weźmy tego Prusaka Louzego, bo jakby się czasem Gibbencione pomylił to jego będzie najmniej szkoda, ha ha ha – śmiał się Czarnienko.
Kilka minut później Louze został doprowadzony i siłą postawiony pod ścianą…
- Dlaczego mnie do tego zmuszacie? Doniecki wyraźnie powiedział, że należę do załogi!
Faktycznie jakiś czas temu dowódca zmienił status Prusaka z więźnia na równorzędnego członka załogi. Stało się tak po ich męskiej rozmowie. Louze zrozumiał bowiem, że są daleko od jego ojczyzny i lepiej dla niego będzie być lojalnym wobec Polaków.
- Potraktuj to jako takie przyjęcie do drużyny, ha ha ha – rechotał Kozak Baliczenko.
Louze chciał jeszcze coś odpowiedzieć, ale Gibbencione krzyknął:
- Nie ruszaj się jeśli chcesz żyć!
Sekundę później pierwszy nóż utkwił w desce tuż obok lewego ucha Prusaka. Włoch błyskawicznie rzucił kolejnymi nożami i wszyscy oniemieli, bowiem dziesięć noży wylądowało tuż przy głowie Louzego.
- Wygrałeś! – zawołał Baliczenko – Zaiste jesteś wielkim mistrzem noża!
- Ba! – odparł ze spokojem Gibbencione.
Do kajuty dowódcy zmierzali: Przemysław Nowacki, Krzysztof Seremacki i Roman Więcławski.
- Który taki mądry, że statek omal na dno nie trafił?!
Trójka milczała…
- Przyznaję się – wypalił nagle Więcławski – To ja! Przypadkiem to było…
- Ładny mi przypadek! Dobrze, że się przyznałeś – to zostanie zaliczone na twoją korzyść, ale i tak kary nie unikniesz. Poza tym wiedziałem, że to twoja sprawka, ale czekałem na twój ruch. Po gorzale rozum cię opuszcza, inaczej tego wytłumaczyć nie potrafię! Nie będę jednak surowy, jak zamierzałem wcześniej, karą niech będzie szorowanie pokładu na błysk przez okres tygodnia. Odejdź i zacznij wykonywać karę natychmiast!
Więcławski nie odparł nic, wyszedł i zabrał się do roboty.
- A wam, dziękuję, żeście w porę interweniowali i zapobiegli tragedii.
Na pokładzie spacerował rycerz Krzysztof, nagle zobaczył wędrownego grajka Musiałka, który gdy go tylko ujrzał zaczął uciekać…
- Czekaj! Musiałek czekaj! Co z pieśnią o mnie?
- Pracuję nad nią, pracuje…
- Tyle czasu?
- Nie zapomnij rycerzu, że są jeszcze i inni klienci…
- Jacy inni? Łżesz!
- Muszę iść, praca na mnie czeka…
- Niedługo ma być ta pieśń i nie unikaj mnie jak ostatnio! Widzę cię pierwszy raz odkąd wypłynęliśmy z Gdańska!
- Pracuję rycerzu, ciężko pracuję…
- Jesteś widocznie za mało wydajny!

Rycerz kontynuował spacer po pokładzie, następną osobą którą spotkał był Przemysław Janczurowski…
- Co robisz waszmość?
- Moja sprawa – odparł butnie Janczurowski.
- Zapytać nie można? – powiedział zbity z tropu rycerz.
- Nie!
- Coś taki nerwowy?
- Bo tak! Nie można?
- Ale co się stało?
- Daj mi już spokój, bo cię zaraz wyrzucę za burtę!
Rycerz był tak zdziwiony, że nawet nie zdążył odpowiedzieć, a gdy Janczurowski znikł za rogiem rzekł do siebie…
- Nie wiem co mu się stało…Przecież to taki spokojny człowiek…


poniedziałek, 4 listopada 2013

Epopeja polsko-indiańska (53)

Na oceanie (II polska wyprawa do Nowego Świata)

- Co się stało Budzanowski? - zapytał Jerzy Doniecki.
- Pastuszenko i Mijagibej...
- Dalej jątrzą?
- Buntują pozostałych...
- Wezwij natychmiast Barakbeja!

Kwadrans później Barakbej był już w kajucie dowódcy...

- Słucham panie...
- Chcę uwięzić Mijagibeja, co ty na to?
- No nie wiem... - odparł zaskoczony Tatar.
- Widzę cię jako dowódcę Tatarów...
- Nie wiem...
- Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem! Będziesz dobrym dowódcą!
- Tak?
- Tak! Czy powstrzymasz swoich ludzi, gdy będziemy aresztować Mijagibeja?
- Powstrzymam!
- No to załatwione. Działaj natychmiast!

Doniecki wiedział doskonale co robi, Barakbej był ambitny i dowódca już nieraz zauważył, że miałby chrapkę na dowodzenie Tatarami, poza tym dało się wyraźnie wyczuć, że nie za bardzo lubią się z Mijagibejem...

- Budzanowski! - zawołał Doniecki po wyjściu Tatara.
- Tak?
- Aresztować Pastuszenkę i Mijagibeja! Zamknijcie ich w tym pomieszczeniu co były wcześniej knury kaukaskie.
- Ale tam śmierdzi okrutnie...
- To co? Ty tam będziesz siedział?
- No nie...
- Więc o co chodzi?
- Rozkaz!

Niedługo potem Kozak Pastuszenko i Tatar Mijagibej zostali wtrąceni do wspomnianego wyżej pomieszczenia, a u drzwi na straży stanęli Światłoniewscy,ojciec Jacek i syn Maciej.

- Tylko nie tutaj! - darł się Pastuszenko.
- Cicho tam lepiej! - krzyknął młodszy Światłoniewski - bo ojciec cię zaraz wybatoży, a potem rany solą posypie!

Barakbej wywiązał się z powierzonej roli, żaden bowiem z Tatarów nawet okiem nie mrugnął podczas aresztowania Mijagibeja.

Następnego dnia rano rycerz Krzysztof spacerował po pokładzie, gdzie natknął się niby przypadkiem na niemieckiego kupca Martina Schyldera.

- Witam! Wy dalej tak na tym korytarzu wegetujecie? U mnie pół kajuty wolne... (rycerz dzielił kajutę z aresztowanym Pastuszenką).
- Co sugerujesz?
- Wynająć mogę...
- Ale pewnie nie za darmo?
- No, wiadomo, że nie... Co teraz jest za darmo? Są co prawda tylko dwa łóżka, ale zawsze to lepsze niż leżeć na ziemi w korytarzu... Ty, Jochymowski i Kafałkowski możecie zająć wolne łóżko, a ten szczupły... Jak on się nazywa?
- Piątkowski...
- On może położyć się koło mnie. Wiele miejsca nie zajmie...
- Ile za to chcesz?
- Policzymy się już na miejscu, np. ze zdobytego złota...
- Ile?
- Dogadamy się.

Schylder wrócił do towarzyszy i przedstawił im propozycję rycerza.

- Przyjmujemy - odparł Kafałkowski - Mam już dość tego korytarza. Wolę nawet w trzech spać na jednym łóżku niż tutaj na ziemi. Poza tym co chwilę ktoś tu łazi i łazi.
- Można by nawet wprowadzić dyżury - wtrącił Jochymowski - W trzy osoby będzie ciężko, ale dwóch może wygodnie spać.
- Ja się nie zgadzam! - zawołała Agata (dla przypomnienia: była w przebraniu jako Adam Piątkowski) - Nie będę spała z żadnym rycerzem!
- Co proponujesz wobec tego? - zapytał Schylder.
- Niech Kafałkowski idzie spać z rycerzem!
- Nie! - zawołał zaczepiony - przecież on wyraźnie zażyczył sobie kogoś szczupłego!
- Ja nie pójdę! - zawołała niemal z płaczem Agata.

Wieczorem cała czwórka znalazła się w kajucie rycerza.

- Chodź Piątkowski - powiedział na wstępie rycerz - tylko spróbuj chrapać lub gadać przez sen, od razu wtedy lądujesz na ziemi! Pamiętajcie o zasadach!
- Jakie znowu zasady? - zapytał zdziwiony Kafałkowski.
- Gdy ja idę spać - wyjaśniał rycerz - spać idą też pozostali. Żadnego palenia świec i rozmów. Muszę być wyspany, by rano być wypoczęty i wydajny!

Kuchnia (trwała tam inwentaryzacja zlecona przez Donieckiego)

- Laszlo... Strasznie mało tych zapasów - mówił Martin Swayze (von Bigay).
- Ludzie głodni byli... Ty lepiej mów co teraz zrobimy? - odparł Piotr Laszlo Tekieli.
- Zrobimy? Przecież nie ja jestem za to odpowiedzialny. Do końca rejsu jeszcze daleko, a żarcia zostało najwyżej na 2 tygodnie!
- Doniecki sugerował zmniejszyć porcje...
- Co tu zmniejszać? Trzeba by było głodowe racje wydawać!
- Co robić? Co robić?

Kryjówka w ścianie...(przypomnienie w 46 części).

- Jaki ja jestem głodny! - narzekał Marian Łuszczyński.
- Każdy jest głodny - skwitował Dawid Łęckowski.
- Tylko! Idź szukaj jedzenia! - ryknął Łuszczyński - Bo ciebie zjemy!

Michał Tylko przeraził się, nawet nie tego co powiedział towarzysz, ale jego wzroku, który dobitnie potwierdzał wypowiedziane słowa... Wstał i wyszedł przez zamaskowaną dziurę...

- Bez jedzenia nie wracaj! - syknął za nim Włoch Prostaccio - może być byle co, ale żeby coś było!
- Proponuję - wtrącił się Ślązak Szmicior - pogadać o czymś innym, wtedy zapomnimy o jedzeniu...
- Ja nie zapomnę! - żachnął się Jaromir z Cebulewa.
- Ja też nie! - wtórował mu Bartłomiej Głuchowski - Kiszki mi marsza grają...
- Ja to bym chciał mieć swoją bandę - kontynuował niewzruszony Szmicior.
- A ja tłustego prosiaka! - przerwał mu brutalnie Łuszczyński - po co ci niby ta banda?
- Jak to po co? - odparł spokojnie Ślązak - Żeby tego drania Macudowskiego załatwić! Przez niego to wszystko!