bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

środa, 7 grudnia 2022

Epopeja polsko-indiańska (3 część specjalna)

 W KRAINIE PISUANGÓW i PLATFORÓW III

Wielkimi krokami zbliżał się indiański Indial w San Escobar (odpowiednik dzisiejszego Mundialu), na którym nie mogło zabraknąć reprezentantów plemienia Pisuangów i Platforów. Na indialu grało się w tak zwanego misjonarza, a gra miała swój początek na dalekim południu, gdzie grupa Indian zabiła niegdyś hiszpańskiego misjonarza, a potem zaczęła kopać jego odciętą głowę. Gra błyskawicznie zdobyła wielką popularność, a że nie wszyscy mieli okazję zdobyć głowę misjonarza, wymyślono inny sposób - okrągły kamień został dokładnie obszyty skórą bizona. Zasady gry były mniej więcej podobne jak w dzisiejszej piłce nożnej, oczywiście nie było spalonego, nie było też sędziego ani VAR-u, a w spornych sytuacjach decyzje podejmowała Rada Starszych, złożona z przedstawicieli wszystkich plemion uczestniczących w Indialu. Na czas mistrzostw zakopano wszystkie topory wojenne.

Czytelnikom, którzy nie przeczytali poprzednich dwóch części specjalnych, potrzeba pokrótce wyjaśnić, że plemionami Pisuangów i Platforów zarządzał stary wódz Kaczannou, który nienawidził wszystkich dookoła. Wodzem, w pełni zależnym od niego, mianował Klęczące Pióro, który robił wszystko co ten mu kazał. Drugim wodzem został Dwa Języki. Ci dwaj wodzowie zarządzali w jego imieniu plemieniem. Pierwszy reprezentował plemię na zewnątrz, a drugi odpowiadał za sprawy wewnątrzplemienne. Ale nic bez zgody i wiedzy Kaczannou. Pomagał im Dwa Lica, który biegał od wigwamu do wigwamu i przedstawiał ludziom wszystko, co postanowi Rada Starszych. A jeżeli ktoś odważył się narzekać i sprzeciwiać ich woli, to wtedy Dwa Lica obgadywał go wśród współplemieńców tak strasznie, że zaszczuty biedak miał dość. By zdobyć poparcie obiecywali ludziom wszystko, czego ci tylko pragnęli... Całe plemię polowało na bizony, ale podziału mięsa i skór dokonywała Rada Starszych. Dochodziło do tego, że ci co najbardziej popierali ich rządy, wcale nie musieli uczestniczyć w polowaniach, bo i tak dostawali swój udział... Ci zaś, którzy nie zgadzali się z tym byli publicznie lżeni i obrażani.

Z okazji zbliżającego się Indialu wódz Dwa Języki spotkał się z drużyną plemienną na czele której stał wódz drużyny Lewa Strzała i wódz taktyczny 711 Fryzur.

- Godnie reprezentujcie nasze plemię - rozpoczął mowę Dwa Języki - żebyśmy z was byli dumni!

- Będzie ciężko - odparł 711 Fryzur - Inne plemiona są bardzo silne, ciężko będzie wyjść nawet z grupy.

- Jeżeli wyjdziecie z grupy - zaczął obiecywać wódz - to dam wam w nagrodę po 30 skór bizonich lub niedźwiedzich i dwa wigwamy pełne mięsa.

- Możemy dostać jakieś gwarancje? - wtrącił się Lewa Strzała.

- Śmiesz wątpić w prawdziwość moich słów? - zdenerował się Dwa Języki.

Lewa Strzała już miał coś odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język... Sytuację szybko rozładował Broniący Większość Strzałów racząc wszystkich płomiennym uśmiechem...

Spotkanie dobiegło końca, drużyna wyruszyła w podróż do San Escobar, a Dwa Języki powoli wracał do swojego wigwamu.

- Ciamajdy jedne - śmiał się pod nosem - gdzie oni tam wyjdą z grupy, ha ha ha.

Rozpoczął się Indial, nasza drużyna w pierwszym meczu zremisowała z Aztekami, potem wygrała z kolejnym rywalem i w ostatnim meczu przegrała, ale dzięki lepszemu bilansowi zajęła drugie miejsce i jednak wyszła z grupy. Gra naszych, mimo że skuteczna, nie podobała się nikomu. Pojawiły się głosy o mało atrakcyjnej taktyce ustalonej przez wodza 711 Fryzur. Jednak w krainie Pisuangów i Platforów nastała umiarkowana radość, a sami Pisuangowie najbardziej cieszyli się, że z Indialu odpadli znienawidzeni przez nich Apacze. Kolejną przeszkodą miało być plemię, które wygrało poprzedni Indial. Szanse naszych były znikome...

Wieść o sukcesie szybko dotarła do wioski Pisuangów i Platforów...

- Co teraz zrobisz? - śmiał się Sasinka Tatanka, który akurat przebywał w wigwamie Dwóch Języków

- Muszę coś wymyślić. Trzeba będzie wszystkich wysłać na polowanie, niech te skóry się znajdą!

- To się nie uda... Ludzie sami skór nie mają, nikt ich nam nie chce sprzedać, bo nie mamy czym zapłacić... Bizony też zaczęły nas omijać szerokim łukiem... Głód i chłód zaczyna zaglądać wszystkim w oczy.

- Nie wyglądasz na głodnego...

- No ja nie, ty nie, Kaczonnou też nie, ale ludzie tak i są źli.

- Trzeba będzie znowu coś im obiecać...

- To nic nie da, zaczynają kumać, że nasze obiecanki to cacanki. Wielu otwarcie opowiada się za Tuskarem.

- A co na to Kaczannou?

- Bredzi coś, że on nie wiedział, że jest tak źle. A ty jeszcze obiecujesz te hojne nagrody...

- Odwołam to... Wyprę się!

- Jak to?

- Była przy tym tylko drużyna... Jak będą domagać się nagrody to rozpuści się wieść, że są chciwi i pazerni! Już to trzeba zrobić zanim wrócą z San Escobar! Ludzie ich zlinczują nie nas, przecież wiedzą, że i tak oni mają lepiej niż przeciętny mieszkaniec naszej wioski... Tak zrobimy, wołaj szybko Dwa Lica, niech działa!

Wieść o obietnicy wodza przeciekła jednak do mieszkańców wioski, Dwa Lica nie próżnował, biegał od wigwamu do wigwamu i szczuł wszystkich na piłkarzy...

- Po co Lewej Strzale i innym kolejne skóry? Przecież i tak mają ich bez liku! Lewa Strzała jeszcze podczas gry u Apaczów zarobił tyle, że jego squaw może codziennie w innej chodzić! Za wynik na Indialu dostaną przecież skóry od Indiańskiego Związku Gry w Misjonarza! Są pazerni i chciwi!

Wkrótce do gry wkroczył sam Kaczannou zwołując zebranie Rady Starszych na które zaproszeni zostali najważniejsi Pisuangowie.

- Dlaczego mnie okłamujecie? - rozpoczął wódz naczelny mlaskając co drugie, trzecie słowo - Skór brakuje, mięsa brakuje! A mówiliście, że wszystko jest!

W wigwamie narad zapadła grobowa cisza, dopiero po dłuższej chwili odezwał się Pusty Dzban...

- Wodzu! To wszystko przez Tuskara!

- Przestań głupcze! - wrzasnął Kaczannou - ty faktycznie masz jakąś obsesję na jego punkcie! Poza tym kwestia: wina Tuskara, należy do mnie! Niestety, po latach naszych rządów nie wszystko już możemy zwalić na niego...

- Wodzu! - wtrącił się Dwa Lica - Ciemny lud wszystko kupi!

- Już nie, już nie... Co za króliczy bobek obiecał naszym graczom nagrodę?!

- Wodzu! - odezwał się ze skruchą Dwa Języki - To ja tak bezmyślnie chlapnąłem. Nikt nie wierzył, że mogą wyjść z grupy! Ale już to odkręcamy, wyjdzie na to, że gracze są pazerni i chciwi, napuściliśmy na nich społeczeństwo, a to potrafimy najlepiej!

- Co ze skórami i mięsem dla ludzi? Nie mają w co się odziać, nie mają z czego zrobić wigwamów, nie mają co jeść! Klęczące Pióro ty żyjesz?

- Zamknij się ty oszuście! Nie dam się więcej nabrać! - zaczął krzyczeć zaczepiony.

- Że co?

- Oj, przepraszam... Zamyśliłem się na chwilę, myślałem że znowu ktoś podszedł pod wigwam i udaje wodza innego plemienia.

- A ty mu wszystkie tajemnice plemienne zdradziłeś - śmiał się Brzydki Bizon.

- Ja się uczę, ja się cały czas uczę! Mam plan! Skoro bizonów nie ma, a jeleni jak na lekarstwo to musimy przenieść wioskę!

- Gdzie niby?

- Apacze mają mnóstwo mięsa i skór, przenieśmy się w ich pobliże...

- Nigdy! - krzyknął Pyskata Tarcza, a momentalnie wtórował mu Pusty Dzban - Dzieci nam zaczną apaczyć!

- Wy tępe bawole zady! - zdenerwował się Kaczannou - myślicie, że Apacze pozwolą nam bezkarnie polować na swoich terenach łowieckich?!

- Trwa indial - wtrącił się Słabe Żebro - w tym czasie nie mogą wykopać toporów wojennych...

- Nie... To bez sensu - marudził Kaczannou - Macie do jutra wymyśleć skąd wziąć mięso i skóry! Wynocha!

- Może by tak... - zaczął nieśmiało Ociężały Suseł - Poprosić Tuskara, żeby załatwił pożyczkę mięsną od Apaczów lub innych plemion?

- Milcz! Precz mi stąd wszyscy!

Wyszli jak struci, doskonale zdawali sobie sprawę, że doprowadzili plemię do ruiny. Zaczynało brakować niemal wszystkiego. Popierająca ich jeszcze część plemienia (Pisuangowie) nie chciała polować, czekała na to, żeby wszystko dostać od rządzących, z kolei pozostała część (Platforowie) nie chciała dłużej być frajerami, co wszystkich utrzymują. Dlatego spora grupa polowała z Apaczami i Komanczami, pozostali zaś we własnym zakresie - po kryjomu, żeby lwia część zdobyczy nie padła ofiarą pasożytniczej części społeczeństwa.

Tymczasem drużyna plemienna przegrała kolejny mecz z aktualnymi mistrzami prerii, prezentując jednak znacznie lepszą grę niż wcześniej - nawet Zielony Podawacz zaczął grać w końcu na miarę oczekiwań, ale nikogo już to nie obchodziło, bo wszyscy - za sprawą doskonałej propagandy Dwóch Lic - mieli ich za chciwych i pazernych.