bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Epopeja polsko-indiańska (40)

Gdańsk.

Firma sprzątająca skończyła pucować "Nepticę". Holenderski kapitan Dirk Van Krupenhoff rozliczył się już ostatecznie z Katarzyną Madejską i Anną Hynowską.

- Drogo to kosztowało - mruczał sam do siebie - ale teraz jest ładnie i czysto. Najważniejsze, że Doniecki jest zadowolony...

Do portu zaczęły napływać transporty ze składu Niemca Martina Schyldera. Ładowanie na statek przebiegało pod nadzorem Tomasza Szlachtowskiego i Mariusza Rocha Kowalskiego oddelegowanych do tego przez dowódcę II wyprawy Jerzego Donieckiego. Wszystko przebiegało bardzo sprawnie. Kapitan ze swojej strony wyznaczył Petera Van Guydena - swojego pierwszego oficera, aby ekwipunek był rozlokowywany w odpowiednie miejsca na statku. "Neptica" miała wypłynąć na morze już za dwa dni. Do portu często zaglądał też Doniecki by osobiście ocenić postępy prac przy załadunku. Był zadowolony z zastanych efektów.

- Wszystko przebiega należycie - rzekł z uśmiechem do Szlachtowskiego - Nadzorujcie tak dalej, a dam wam w nagrodę największą kajutę. Po mojej i kapitańskiej rzecz jasna.

Szlachtowski uśmiechnął się tylko, z jednej strony przyjął tę wiadomość z radością, bo wiedział, że tę kajutę będzie dzielił nie tylko z Kowalskim, ale także z czterema szlachciankami. Z drugiej strony zaczynał mieć coraz większe wyrzuty sumienia, że zataja ten fakt przed dowódcą.

Przygotowania do wypłynięcia były też wnikliwie obserwowane przez szpiegów pruskich. Nie zamierzali oni jednak przeszkadzać w tym procesie, zwłaszcza po nauczce jaką otrzymali niedawno od ludzi Donieckiego pod Gdańskiem. We wszystkich portach pruskich panowała zaś pełna mobilizacja, zgromadzono pokaźne siły na przyjęcie ewentualnych agresorów. Przypomnieć należy, że Prusacy uwierzyli w to co im wcześniej przekazał rycerz Krzysztof na polecenie Donieckiego, a mianowicie że Polacy mają popłynąć do Prus by wywołać tam powstanie przeciw Hohenzollernowi.

W ostatni dzień przed wyruszeniem do portu przybyli Tatarzy z Mijagibejem na czele, prowadząc konie uczestników wyprawy. Podobnie, jak przy pierwszej wyprawie, nie można było zabrać ich tyle, żeby starczyło dla każdego uczestnika.

Wieczorem do portu przybył kupiec Schylder w towarzystwie kilku ludzi.

- Co się stało panie Schylder? - zapytał zdziwiony Doniecki - Zaliczka wpłacona przecież już dawno, a na resztę umówieni jesteśmy na jutro.
- Tak wiem, nie o to chodzi...
- Więc o co? Mów...
- Stało się wielkie nieszczęście! Macudowski przejął skład!
- Nie rozumiem. Mów jaśniej! Kim jest ten Macudowski do licha?
- Mój główny konkurent...
- Jak to się stało? Przecież nie mógł przejąć takiego interesu ot tak!
- To wszystko przez mojego wspólnika Stanisława Jochymowskiego! Przegrał wszystko w kości! Macudowski wynajął szulerów, wykorzystał to, że Stanisław lubi sobie namiętnie pograć i stało się!
- Ale żeby aż skład przegrać?
- On jeszcze więcej przegrał! Dlatego jestem zgubiony! Właśnie licytują moją kamienicę!
- Ja wszystko rozumiem panie Schylder, ale co to ma ze mną wspólnego? Pozostałe pieniądze przekażę panu jutro osobiście by nie przejął tego ten Macudowski, ale więcej nic nie mogę zrobić...
- Zabierz nas ze sobą, proszę! Tutaj jesteśmy zgubieni!
- Mam co prawda już komplet, ale jestem zadowolony z naszej współpracy i pomogę. Ilu was jest?
- Ja, ten nieszczęsny Jochymowski, Rafał Kafałkowski i Piątkowski... Adam... Zginą beze mnie!
- A ten co wygląda jak kobieta?
- To właśnie Piątkowski. Młodzieniec jeszcze, zmężnieje z czasem.
- Wezmę całą waszą czwórkę, ale od razu mówię, że wszystkie kajuty zajęte już są...
- My gdziekolwiek sobie przycupniemy, bylebyśmy tylko mogli popłynąć...

Nazajutrz rano do kajuty Donieckiego zapukał Mateusz Budzanowski...

- Co się stało? Wcześnie jeszcze...
- Straż portowa chce wejść na pokład. Jest z nimi niejaki Macudowski.
- Aha, każ im czekać, ubiorę się i zaraz tam przyjdę.

Kwadrans później Doniecki wyszedł z kajuty, czekał już na niego dowódca straży i Macudowski.

- Z rozkazu króla domagam się - wrzeszczał Macudowski - wydania Niemca Martina Schyldera, jego wspólnika Stanisława Jochymowskiego i pomocnika Rafała Kafałkowskiego. Są mi winni pieniądze! Wiem, że ukryli się na tym statku!
- Jak śmiesz ochlaptusie jeden! - ryknął Doniecki - podstępnie powoływać się na króla?! Kpiny sobie z królewskiego majestatu urządzasz?!
- Żądam wydania...
- Precz! Ja tutaj jestem z rozkazu króla! Wynoś się, bo oćwiczyć jak chłopa każę!

Macudowski spojrzał na dowódcę straży, jakby u niego chciał szukać ratunku, a następnie mówił dalej, ale już znaczniej pokorniejszym tonem...

- Dochodzę tylko swoich praw...
- Niby z rozkazu króla?
- Schylder jest mi winien wiele pieniędzy...

Nagle rozmowę przerwał wielki ruch w porcie...

- Król jedzie! Król! - wołał na całe gardło Piotr Laszlo Tekieli.

Macudowski zmieszał się i zaczął się powoli oddalać...

- Dokąd to? Może zapytamy króla czy faktycznie wydał rozkaz na który się powołujesz? - śmiał się Doniecki.
- Zatrzymać go? - zapytał Jacek Światłoniewski.
- Nie trzeba, ubawiłem się przednio przez tego fircyka. Ale dla żartu możecie udać, że chcecie go pochwycić.

Światłoniewski z synem Maciejem oraz Włochem Roberto Gibbencione ruszyli czym prędzej w pościg za Macudowskim, który gdy tylko zorientował się, że go ścigają uciekał aż się za nim kurzyło...

Chwilę później na pokładzie "Neptici" znalazł się król, a za nim weszli magnaci...

- Życzę ci powodzenia pułkowniku! - rzekł Zygmunt Stary.
- Dziękuję Najjaśniejszy Panie! - odparł Doniecki kłaniając się przy tym nisko...

Wizyta była bardzo krótka, król śpieszył się bowiem do Krakowa.

- Wypływamy! - rozkazał Doniecki.
- Nareszcie! - skwitowało cicho wielu uczestników wyprawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz