bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

sobota, 13 kwietnia 2013

Epopeja polsko-indiańska (30)

Gdańsk.

- I jak idzie Światłoniewskim przesłuchiwanie tego pruskiego szpiega Louzego? - zapytał Doniecki przechodzącego akurat korytarzem Tekielego.
- Nie wiem...
- To idź sprawdź...

Tekieli zszedł do piwnicy, a gdy już znalazł się na dole krew mu w żyłach zmroziło... Więzień był cały we krwi, nieprzytomny, a głowa mu zwisała na ramię...

- Co... co... co się tutaj stało? - wydusił z siebie w końcu.
- Nic - odparł z uśmiechem Jacek Światłoniewski - przesłuchania nigdy nie widziałeś Laszlo?
- Żyje? - Tekieli zwrócił się do Macieja, syna Jacka.
- Chyba jeszcze tak...
- Taki twardy był? Powiedział co?
- Na początku nie chciał mówić, więc ojciec go lał i lał, a jak zaczął mówić to ojciec lał go dalej, aż tamten zemdlał...
- Po co go wciąż lałeś Jacku? Chciał mówić przecież!
- Bo mnie zdenerwował... - odparł starszy Światłoniewski i wyszedł z piwnicy.
- Ojciec tak się zacietrzewił, że nie mogłem go powstrzymać - opowiadał młodszy Światłoniewski.
- Jeżeli go zakatował na śmierć - podsumował Tekieli - to Doniecki wpadnie w szał...

Tymczasem więzień zaczął dawać oznaki życia...

- Chyba nie jest tak źle - zauważył młodzieniec - żyje jeszcze...
- Albo kona ... - skomentował Tekieli.

Do piwnicy wpadł ponownie starszy Światłoniewski i już chciał rzucić się na Prusaka, ale Tekieli zdążył mu zagrodzić drogę...

- Przestań! Zabijesz go w końcu!
- Będziesz gadał łotrze czy nie?! - warknął napastnik.
- Będę, będę... - wymamrotał z wielkim trudem Louze - tylko mnie już nie bij...
- Idę po Donieckiego - rzekł Tekieli - tylko nie lej go już... swoje oberwał...

Po niedługim czasie do piwnicy wszedł Doniecki, spojrzał ze zdziwieniem na więźnia całego we krwi i powiedział...

- Nie chcę nawet wiedzieć co się tutaj działo... Tekieli! Szybko sprowadź medyka, bo on zejdzie z tego świata zanim cokolwiek powie...

Sprowadzony medyk był bardzo zdziwiony widokiem Louzego, ale nie pytał o nic, lecz natychmiast nim się zajął. Po pewnym czasie więzień wyglądał już znacznie lepiej...

- Nic mu w sumie nie będzie - powiedział na koniec - chyba, że znowu przystąpicie do działania...

Louze był wystraszony, cierpiał strasznie z bólu - po całonocnym katowaniu - postanowił, że powie prawdę, byle tylko nie doszło do powtórki przesłuchania, bo czuł, że tego by już nie przeżył...

- Mów! - powiedział zachęcająco, ale zarazem rozkazująco, Doniecki.
- Przysłał mnie kapitan Hans Von Kruge, żebym pana podsłuchał. Chciał wiedzieć kiedy dokładnie ruszacie i w ogóle chciał poznać jak najwięcej szczegółów waszej misji. Najbardziej go interesował plan ataku na Prusy. Chciałem to wszystko powiedzieć temu oprawcy, ale on nie chciał słuchać, lecz bił bez przerwy...

Doniecki domyślał się już wcześniej, że Prusacy bardzo interesują się wyprawą, więc nie był tym faktem zdziwiony. Wyszedł z piwnicy i kazał zawołać do siebie starszego Światłoniewskiego...

-  Jacku... ty jesteś żołnierzem czy katem? - zapytał.
- No... żołnierzem przecież.
- Masz szczęście, że więzień żyje... Na jego ciele nie ma nawet kawałka skóry, która by nie poczuła bata...
- Kazał pan przecież wydusić z niego zeznanie...
- Więzień chciał mówić, a tyś go bił w dalszym ciągu... Godzi się tak?
- No... Biłem go, biłem, a on nic... Potem wyzwał mnie od brudnych Polaków... Mimo tej obelgi dałem mu jeszcze jedną szansę, żeby zaczął zeznawać... ale on mnie dalej obrażał... to go już zacząłem lać na dobre... to on wtedy zaczął obrażać całą moją rodzinę... tego już było za wiele... więc go lałem aż zemdlał... po ocuceniu chciał już mówić, ale ja mu na to rzekłem, że teraz to już za późno i lałem dalej, aż zemdlał na dobre... Wyszedłem po sól, żeby mu nią posypać rany, ale wtedy przyszedł Tekieli, no i dalej pan już wszystko wie...
- Rany solą??!
- No... solą.
- Ale on już chciał dawno mówić przecież! Po co jeszcze solą go sypać?!
- Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz!
- Wystarczy! Jesteście dobrym żołnierzem Światłoniewski, ale co by było gdyby więzień zmarł?
- Jednego Niemca mniej!
- Załóżmy jednak, że ten więzień czy też inny jakowyś - bo w tym przypadku akurat niemal wszystko wiedzieliśmy - miałby do przekazania bardzo cenne informacje od których zależałoby życie członków wyprawy... a ty byś takiego więźnia zakatował... co wtedy?
- No...
- No właśnie. Możesz już odejść - powiedział na koniec dowódca. W duchu zaś pomyślał, że już nigdy nie powierzy starszemu Światłoniewskiemu przesłuchiwania więźnia i wydobywania zeń informacji.

Po pewnym czasie Doniecki wyszedł z pokoju, a na korytarzu natknął się na Mateusza Budzanowskiego...

- O, dobrze, że cię widzę! Zawołaj do mnie rycerza Krzysztofa. Czeka na mnie na dole, ale teraz nie mogę zejść...

Budzanowski wrócił po dłuższej chwili...

- Nigdzie go nie ma...
- Jak to go nie ma?
- Wszędzie go szukałem, pytałem innych... ostatni raz widziano go wieczorem jak wychodził z karczmy...
- Dziwne... wczoraj z nim rozmawiałem i umówiliśmy się na dzisiaj o tej właśnie porze, niepodobne do niego by zapomniał... Poszukaj go jeszcze, weź ze sobą tego Anglika Swayzego, w końcu jest słynnym tropicielem. Wreszcie na coś się przyda...

Poszukiwania nie dawały żadnych rezultatów, w końcu późnym wieczorem Budzanowski ponownie zameldował się u Donieckiego...

- Nie możemy go znaleźć...
- A gdzie Swayze?
- Nie wiem, gdzie poszedł... Powiedział, że on tropi samotnie...
- Rano zarządzę poszukiwania na szeroką skalę. Nikomu nic nie mówił gdzie idzie i kiedy wróci? Coś się musiało stać! ... Chyba, że... Wołaj natychmiast Jakubiczenkę!

Budzanowski po kilku minutach wrócił z Kozakiem...

- Jakubiczenko! - rozpoczął Doniecki - Gdzie jest rycerz Krzysztof?
- Nie wiem...
- Słyszałeś już pewnie o tym, że zaginął... Wiesz coś na ten temat?
- Nie... dlaczego pan pyta?
- Dało się odczuć, że się zbytnio nie lubicie, miałeś do niego pretensje, że doniósł na ciebie do mnie wczoraj...
- Co pan sugeruje? Nie przepadam za nim faktycznie, ale nic bym mu nie zrobił. W końcu należymy do jednej grupy. Mówię prawdę!
- To mnie uspokoiło. Wierzę ci. Możesz odejść.

2 komentarze:

  1. Marcin23:39

    Witam, od jakiegoś czasu czytam ową epopeje z bardzo wielkim zainteresowaniem. Jest to bardzo interesująca lektura i wciąga szkoda jednak że jest jak narazie tak mało części, z niecierpliwością czekam na kolejną cześć przygód Donieckiego i jego ekipy w Polsce oraz Indian na drugim kontynencie. Chyba zaistniała tu mała pomyłka ponieważ w tych czasach jeszcze nie istniało takiego pojęcie jak Niemiec ? a jedynie Prusak no chyba że mój zasób informacji na ten temat jest słaby i mogę się mylić. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor08:00

      Określenie "Niemiec" istniało już dawno... Prusy Zakonne, potem Książęce, to była pozostałość po Zakonie Krzyżackim, który głównie tworzyli Niemcy... Zresztą wiele wyjaśnia pełna nazwa tego zakonu: Zakon Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie... Nazwa Prusy wzięła się od pierwotnych mieszkańców tych terenów Prusów, którzy zostali podbici przez Krzyżaków (na zlecenie Konrada Mazowieckiego) w I połowie XIII wieku... Podsumowując: Prusacy = Niemcy.

      Usuń