bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

piątek, 19 kwietnia 2013

Epopeja polsko-indiańska (31)

Gdańsk.

- Panie Doniecki! - zawołał wbiegający do pokoju dowódcy Krzysztof Klemens Romanowski.
- Co się stało? Dlaczego wcześniej nie zapukałeś? Do stodoły wbiegasz czy co?
- Nie... Przecież wbiegłem nie do stodoły, ale do pańskiego pokoju... - odpowiedział Romanowski.
- Nieważne... - skwitował Doniecki, który wiedział, że i tak w żaden sposób nie wytłumaczy mu nietaktu, jaki popełnił - O co chodzi?
- Ten Kozak Presucha będzie zaglądał do kotła i prosił, żeby pan przyszedł...

Pół godziny później Doniecki był już w pomieszczeniu Presuchy...

- Wszystko przygotowane - rzekł Presucha - zaraz zaglądnę do kotła...
- Dobrze...

Presucha zbliżył się do kotła, odchylił pokrywę, para z wywaru rozeszła się po całym pomieszczeniu... Kozak wpatrywał się w głąb kotła, wreszcie po dłuższym czasie wyciągnął głowę i rzekł do Donieckiego...

- Teraz lepiej widzę niż ostatnio... Statek "Władysław Jagiełło" nie jest już w polskich rękach... Posiedli go Hiszpanie lub Portugalczycy...
- A co z członkami wyprawy?
- Ich nie widziałem, ale spojrzę raz jeszcze...
- Spójrz!

Presucha ponownie włożył głowę do kotła i obserwował... Długo patrzył w głąb kotła, aż wreszcie wysunął głowę i oznajmił...

- Trudna sprawa...
- To znaczy?
- Widziałem atak na polski statek... Zabito niemal wszystkich, poza jednym człowiekiem, chyba kapitanem statku...
- Mówisz, że wszyscy zginęli... Hmm, to smutne...
- Wszyscy, ale było ich za mało, jak na całą pierwszą wyprawę...
- No tak! Hiszpanie musieli ich zaatakować w drodze powrotnej! Zabili załogę...
- Być może...
- Czyli Potylicz z wyprawą musiał wysiąść na ląd! A ich nie możesz zobaczyć?
- Nie widziałem ich w kotle...
- Spróbuj raz jeszcze...
- Dzisiaj już nie mogę...
- Dlaczego?
- Moc dzisiejszego wywaru została już wykorzystana. A co do Potylicza i jego ludzi to być może, że tak to określę, są poza zasięgiem... Im dalej tym gorsze widzenie w kotle...
- Spróbujesz wobec tego na statku...
- Dobrze.
- Nie zapomnij wziąć wszystkich składników do wywaru, bo na statku, a potem w Nowym Świecie będzie o nie trudno!
- To są drogie rzeczy...
- Wyślę z tobą na zakupy mojego sekretarza, on zapłaci za wszystko...
- Nie może iść ze mną, bo pozna tajemnicę wywaru...
- Przyślę go do ciebie jeszcze dzisiaj i wypłaci ci potrzebną sumę pieniędzy...

Doniecki wpadł jak burza do karczmy...

- Budzanowski! - zawołał - idź i sprowadź mi tu tego Holendra! A ty Tekieli czego chcesz?
- Co zrobić z tym pruskim szpiegiem?
- Jak to co? Niech siedzi w piwnicy i tyle! Pilnuj go.

Dwie godziny później holenderski kapitan statku Dirk Van Krupenhoff pojawił się u Donieckiego...

- Postanowione! - zawołał Doniecki - wynajmujemy pański statek.
- To dobrze - ucieszył się Krupenhoff - moja stara "Neptica" za długo już stoi w porcie. A co z zaliczką?
- Do kilku dni magnaci wypłacą ci ją, resztę dostaniesz po powrocie. Tak było uzgodnione.
- Zgadza się. Kiedy wypływamy?
- Jak tylko dostaniesz zaliczkę, zależy nam na czasie. Aha, chcę zobaczyć twój statek. Kiedy mogę?
- Kiedykolwiek, nawet teraz.
- Dobrze, to jedźmy.

Po upływie kwadransa znaleźli się w porcie...

- Tam jest! - pochwalił się Holender.
- Który to? - zapytał Doniecki.
- Ten na końcu...

Chwilę później byli na pokładzie, członkowie załogi serdecznie powitali swojego kapitana i jego gościa. Doniecki rozglądał się wszędzie i z każdą chwilą mina mu rzedła, aż w końcu zawołał ze złością:

- Co to za chlew jest?!
- Ale co się panu nie podoba?
- Jak to co? Brudno to jest!
- Przewozimy różne ładunki, czasem coś się zabrudzi, to normalne...
- To nie jest normalne! Ten statek nie był sprzątany od nowości! Pokład aż się klei z brudu, nogi nie mogę teraz od niego oderwać! W kajutach też syf!
- Nie jest tak znowu źle...
- Nie jest źle? Kpisz sobie? Ludzi będziesz przewoził, a nie stado świń! Przyjadę tu za dwa dni i jak pokład nie będzie błyszczał, a w kajutach dalej będą biegały szczury to nici z zaliczki!

Doniecki wyszedł, a zasmucony kapitan Van Krupenhoff powiedział do załogi:

- Co robimy? Chyba nie będzie wyjścia i trzeba będzie tutaj solidnie posprzątać...
- Samą wodą nie da rady... - odezwał się bosman Kurt Vergalen - poza tym my umiemy żeglować, a nie sprzątać...
- Jest wyjście - rzekł sternik Pierre Brunwijk - widziałem, że na innych statkach była ekipa sprzątająca z portu. Mogę pójść porozmawiać z ich szefową Katarzyną Madejską...
- Wiesz, że za bardzo nie mamy czym zapłacić... - skwitował kapitan.
- Wiem, ale spróbuję coś załatwić. Może uda się zapłacić dopiero z zaliczki, poczekają kilka dni...

Doniecki wrócił wściekły do karczmy, ale nikomu nie zamierzał zwierzać się z wizyty na statku Van Krupenhoffa... Miał nadzieję, że Holender wziął sobie do serca jego słowa i za dwa dni statek zastanie posprzątany...

- I co z tym rycerzem? - zapytał po drodze Budzanowskiego.
- Nie znalazł się...
- A gdzie Swayze?
- Jego też nie ma...
- Dlaczego w karczmie pełno naszych ludzi i nikt ich nie szuka? - wściekł się dowódca - idę na górę, zejdę za kwadrans i jak któregoś zobaczę na dole to usiekę! Masz zostać tylko ty jako wartownik i Tekieli do pilnowania więźnia!

Po kwadransie Doniecki z przyjemnością stwierdził, że karczma opustoszała... Nie było nikogo poza zdziwionym karczmarzem, który od czasu stacjonowania w karczmie II wyprawy przyzwyczajony był do wypełnionych izb i trudno mu było odnaleźć się w takiej pustce. W karczmie pozostała też dwójka szlachty wytypowana przez niego. W kącie pozostała jedynie lutnia grajka Musiałka i sokół Mruk należący do Kozaka Pastuszenki.

- Budzanowski! - zawołał dowódca - za dwa dni zaczniemy ładować zaopatrzenie na statek. Rano wyślij Kaczmarenkę z Kotaszenką do Mijagiego pod Gdańsk, żeby mu oświadczyli, że w każdej chwili ma być gotowy do przybycia ze swoimi Tatarami i końmi do Gdańska. Szlachtowski z Kowalskim niech jadą jutro na skład Martina Schyldera i uzgodnią ceny na wszystko co nam będzie potrzebne. Niech się z tym Niemcem potargują, bo w przeciwnym razie przysoli nam takie ceny, że włosy staną dęba.

Wieczorem Budzanowski zjawił się u Donieckiego...

- Co się stało?
- Górecki spotkał Swayzego, który mu przekazał, że znalazł trop i jest bliski rozwiązania zagadki, gdzie jest rycerz Krzysztof.
- Brzmi nieźle... Zobaczymy co z tego wyjdzie...

1 komentarz: