bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Epopeja polsko-indiańska (34)

Bezludna wyspa...

Statki dawno już zniknęły z pola widzenia, ale Janusz Ryś długo jeszcze przeklinał Hiszpanów...

- Co za lebry! Jeszcze was kiedyś dopadnę hiszpańskie zbóje to sobie zapamiętacie, że ze mną lepiej nie zaczynać!

Po pewnym czasie kucharz przestał w końcu wyzywać i zaczął rozglądać się po plaży...

- Muszę najpierw sprawdzić czy tu aby na pewno kogoś nie ma...

Kilka godzin penetracji nie dało żadnych rezultatów...

- Ale mnie załatwili! - denerwował się Ryś - żywego ducha tutaj nie ma! Ba! Nawet żadnego zwierza! Dobrze Pieszczoch, że chociaż ty tu jesteś, bo bym chyba do reszty zwariował!

Pieszczoch to był szczur, którego kucharz oswoił w hiszpańskim lochu, a następnie po kryjomu zabrał ze sobą.

- Nic to! Wieczór zbliża się nieuchronnie, trzeba zabrać się do budowy szałasu. Bo nie wiem jak ty Pieszczochu, ale ja nie zamierzam spać pod gołym niebem. A jutro zwiedzimy dalszą część wyspy. Nawet nie wiem jak jest duża...

Następnego dnia Ryś wyruszył odkrywać pozostałą część wyspy. Okazało się, że aby przejść ją całą - z południa na północ wystarczą dwie godziny. Taka sama, mniej więcej, odległość dzieliła wschodnią plażę od zachodniej.

Kucharz nie natknął się na żadną zwierzynę, nie znalazł nawet jej śladów.

- To nie tylko bezludna, ale i bezzwięrzęca wyspa - wściekał się - tylko ja i ty Pieszczochu, nikt więcej.

Penetracja wyspy okazała się bardzo czasochłonna i do wieczora pozostały raptem dwie godziny. Zaraz potem Ryś natknął się na mały strumień...

- No to Pieszczochu - rzekł z uśmiechem - przynajmniej z pragnienia nie umrzemy. Gorzej z jedzeniem. Ty to nie będziesz miał problemu, zawsze coś tam sobie skubniesz, ale ja? Nie będę przecież jadł kory drzew i tym podobnych rzeczy.

Wtem w głowie Rysia zaświtała myśl. Ryby! Jak nie w strumieniu, to w oceanie! Ba! Ale jak je złapać? Nie miał nic poza własnymi rękami. Natychmiast ruszył na poszukiwanie czegoś użytecznego do połowów. W międzyczasie przypadkiem natknął się na ... palmę kokosową. Zainteresowały go dziwne kształty owoców rosnące na tych drzewach. Oczywiście nie mógł wiedzieć, że to są kokosy, bo nie widział ich nigdy wcześniej.

- Może to da się zjeść? - zastanawiał się - Tylko jak tam się wdrapać? To jakieś dziwne drzewo jest...

Po chwili postanowił nazbierać trochę kamieni i za ich pomocą spróbować strącić owoce na ziemię. Po wielu próbach udało mu się w końcu zrzucić jeden kokos.

- Co to jest do diabła? Jak to coś ugryźć do licha ciasnego?!

Długo oglądał kokos z każdej strony i po jakimś czasie zaklnął straszliwie...

- Tyle czasu zmarnowałem do pioruna jasnego, żeby jakieś kamienie z drzewa zrzucić! Co to za kraj, że zamiast owoców kamienie na drzewach rosną?!

Wściekły wziął kokos i rzucił go z całej siły w pobliską skałę... Jakież było jego zdziwienie, gdy "kamień" pękł, a ze środka wylewać się zaczęła biała ciecz...

- A to co znowu do diaska? - zdziwił się okrutnie - czary jakieś czy jaki pierun? E! Co robisz?

Pieszczoch pobiegł w kierunku kokosa i zaczął pić białą ciecz przypominającą mleko, a następnie wzgryzł się w miąższ...

- Skoro ty to jesz... to musi być dobre, a przede wszystkim nie trujące. Dawaj kawałek!

Ryś wziął do ręki część kokosa i także zaczął jeść.

- Żeby to jakieś nadzwyczajnie dobre było to bym nie powiedział, ale na pewno lepsze to niż korzonki. Ale jutro to już muszę jakąś rybę złowić, bo jaroszem to ja na pewno nie zostanę! Poza tym nie godzi się jeść chrześcijaninowi spożywać żywności nieznanego pochodzenia...

Następnego dnia, po wielu próbach, udało mu się złapać niedużą rybę w strumieniu. Ale zanim ją zjadł musiał jeszcze stracić sporo czasu na rozpalenie ogniska. W końcu, po dłuższym czasie, zdołał wykrzesać iskrę i ognisko było gotowe. Ile jednak padło przekleństw podczas tej czynności tego nie sposób nawet opisać.

Ryś zjadł niemal całą rybę, resztkami nakarmił Pieszczocha, ale nadal był głodny...

- Przeklęci Hiszpanie! - mamrotał pod nosem - Myślą pewnie, że umrę tutaj z głodu! Nie doczekanie ich! Szkoda, że nie mam tutaj żadnych narzędzi, bo wtedy zbudowałbym łódź i odpłynął z tej wyspy! Nie wiedzą dranie z kim zadarli! Kiedyś się stąd wydostanę, a wtedy biada im! Zemsta będzie słodka!

Nagle uwagę kucharza przyciągnął krzak odległy raptem może o kilkanaście metrów...

- Wyłaź z krzaków! - ryknął Ryś - bo łeb rozwalę!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz