bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

sobota, 5 kwietnia 2014

Epopeja polsko-indiańska (65)

Gdańsk

- Długo jeszcze będziemy czekać? – denerwował się zbir Jamróz.
- Wszystko na to wskazuje, że nie – dodał zbir Dziobak – Stajenny Bomblicek konie już na pokład wprowadził…

Bomblicek był dalekim czeskim kuzynem stajennego Bąbla (uczestnik I polskiej wyprawy do Nowego Świata).

- To nie rozumiem na co jeszcze czekamy! – pieklił się Jamróz – Ja nie lubię czekać!
- Spytaj Macudowskiego – rzekł przechodząc obok zbir Chochoł.
- Już pytałem…
- No i… ?
- Mamy czekać i tyle!
- To może Zębiszona zapytaj… Nie odstępuje Macudowskiego na krok…
- Zębiszona lepiej nie pytać… Wybełkota coś tam, a i tak nic z tego nikt nie zrozumie…
- Kozę mu szef sprowadził…
- ? Kozę? Po co?
- A skąd mi to wiedzieć?
- Po co mu do diabła ciężkiego koza na statku?
- Nie wiem, może lubi mleko?

Chochoł poszedł dalej, za rogiem czekała na niego kobieta…

- Jesteś wreszcie!
- A no jestem!
- Pokażesz mi wreszcie naszą kajutę?
- Hola, hola! Toż to moja kajuta!
- No tak, ale mówiłeś, że mnie przygarniesz…
- Chodź!

Ruszyli w kierunku statku… Tą kobietą była Agnieszka Krzemieńska…

- Chochole!
- Co znowu? Poza tym mówiłem ci już nieraz, że nie lubię jak się do mnie mówi „Chochole”! Chochoł ma być!
- No dobrze już, będę pamiętała, obiecuję! A ty pamiętaj, że od teraz jestem Angielką Agnes Flint.
- A co za różnica?
- Zasadnicza! Pamiętaj!

Kilka chwil później znaleźli się w kajucie Chochoła…

- No i jak ci się podoba panno Agnes?
- Cudów nie ma, ale w porządku. O Boże!
- Co znowu?
- Szczur po tobie łazi!
- A… To nie jest szczur…
- To mysz jakaś!
- Też nie…
- A co to niby jest?!
- Chomik…
- ?
- Nazywa się Sebek. On też z nami płynie…
- Co?! Chyba nie w tej kajucie?
- W tej!
- Nie!!!
- Nie bój się go, jest oswojony, chcesz go pogłaskać?
- Nie! Nie ma mowy! Zabierz to ode mnie!
- Ha ha ha. Chomika się boi, ha ha ha. Chodź Sebek, pokażę ci statek, spędzimy tutaj trochę czasu…

Zbir powiedziawszy to wyszedł z kajuty… Ale zanim na dobre rozpoczął spacer po pokładzie usłyszał kobiece głosy… Odwrócił się i zobaczył dwie kobiety…

- Przepraszam! Szukamy kuchni! – zapytała jedna z nich.
- Nie wiem, gdzie jest, dopiero co wszedłem…
- Szczur!
- Chomik…

Kobiety oddaliły się, spoglądając od czasu do czasu bojaźliwie w kierunku Chochoła… Były to czeskie kucharki: Sabina Sviderkova i Dominika Guzikova…

Dwie godziny później na pokład wszedł Macudowski…

- Przybyła już ta baba? Zapomniałem jak się nazywa…
- Nie, jeszcze nie… - odparł Zębiszon.
- Nigdy do końca nie wiem co mówisz – rzekł pod nosem Macudowski – więcej się domyślam… Sokoliński! Jak wygląda sytuacja?
- Nie ma jeszcze tej kobiety… Ale za to wszędzie pełno Prusaków…
- O, tam widzę tego ich dowódcę! Weź Kaliskiego i zapytajcie go czy długo jeszcze…

Wspomniana dwójka zeszła z pokładu i skierowała się w kierunku kapitana Von Kruge, tymczasem Macudowski zszedł pod pokład, a tam spotkał Bomblicka…

- Stajenny! Czemu te konie takie wychudzone? Miałeś o nie dbać! Mam kazać cię wychłostać?
- Nie są wychudzone panie! Inne światło tu jest niż na górze, takie złudzenie…
- Ja ci tam zaraz złudzenie! Jak nie zaczniesz opiekować się końmi jak należy to wylądujesz w morzu! Zrozumiałeś?
- Tak… Ale…
- Żadne tam ale! Nicponiu jeden! Konie mają być dobrze odżywiane i myte! Za to ci płacę draniu! Przyjdę tu za kilka dni i sprawdzę!
- No… właśnie o to chodzi, że jeszcze nic nie dostałem, a już długo opiekuję się tymi końmi…
- A po co ci talary na statku gamoniu? Jeść dostaniesz, pić dostaniesz, spać masz gdzie!
- Aha, czyli rozumiem, że jak dopłyniemy na miejsce to mi pan wypłaci te talary?
- Tak! Ile razy mam to powtarzać? Idę! Pilnuj koni!

Powiedziawszy to poszedł z powrotem na pokład…

- No i?
- Mówi, że mamy czekać… ale już podobno niedługo – poinformował Sokoliński.
- A może by tak nagle ruszyć? – zaproponował zbir Chwaścior – Przecież nie zdążyliby wtargnąć na statek…
-Też o tym myślałem, ale nie… - Macudowski pamiętał, że w Prusach znajdowała się zdecydowana większość jego majątku – Idę do swojej kajuty, jak przybędzie ta Von Stollar to mnie zawiadomcie!

Po drodze spotkał Ukrainkę Rusłanę Kramerko…

- No! Już niedługo znajdziemy się na pełnym morzu… Pokażesz wtedy co potrafisz!
- Pokażę! Dzisiaj miałeś mi zapłacić zaliczkę…
- Po co ci złoto na statku… Dam ci później, jak wrócimy…
- Nie! Uzgodniliśmy, że w dniu wypłynięcia dostanę sakiewkę!
- No, dobrze. Trzymaj!

Macudowski już miał ukryć się w kajucie by chwilę się zdrzemnąć, ale zza rogu wyszli dwaj kronikarze…

- Chcieliśmy uzgodnić na co położyć akcent przy opisywaniu dnia wypłynięcia… - rozpoczął Czerkaszenko – ja bym proponował…

Nie skończył, bowiem przerwał mu drugi kronikarz Dariusz Grzybowski…

- Jego propozycja jest mniej ciekawa od mojej! Ja proponuję…
- Dosyć! – wrzasnął Macudowski – Dajcie mi święty spokój! Piszcie co chcecie i jak chcecie, a ja za jakiś czas to ocenię…
- Ale… - kontynuował Grzybowski.
- Żadne ale! Precz!

Niedługo było mu dane odpocząć we własnej kajucie, nie minęła godzina, a do drzwi dobijał się zbir Dziobak…

- Czego znowu? – krzyknął obudzony.
- Anna Von Stollar przybyła! Są też z nią ci dwaj Prusacy…
- No i dobrze. Zaprowadź ją do jej kajuty i tych dwóch też.  Powiedz kapitanowi Klausowi, żeby wypływał… Ja chcę spać!





1 komentarz:

  1. Anonimowy22:49

    Czytam to i po raz kolejny okazuje się, ze ten Macudowski nie lubi nikomu płacić he he

    OdpowiedzUsuń