Gdańsk
- Długo jeszcze będziemy czekać? – denerwował się zbir
Jamróz.
- Wszystko na to wskazuje, że nie – dodał zbir Dziobak – Stajenny
Bomblicek konie już na pokład wprowadził…
Bomblicek był dalekim czeskim kuzynem stajennego Bąbla
(uczestnik I polskiej wyprawy do Nowego Świata).
- To nie rozumiem na co jeszcze czekamy! – pieklił się
Jamróz – Ja nie lubię czekać!
- Spytaj Macudowskiego – rzekł przechodząc obok zbir
Chochoł.
- Już pytałem…
- No i… ?
- Mamy czekać i tyle!
- To może Zębiszona zapytaj… Nie odstępuje Macudowskiego na krok…
- To może Zębiszona zapytaj… Nie odstępuje Macudowskiego na krok…
- Zębiszona lepiej nie pytać… Wybełkota coś tam, a i tak nic
z tego nikt nie zrozumie…
- Kozę mu szef sprowadził…
- ? Kozę? Po co?
- A skąd mi to wiedzieć?
- Po co mu do diabła ciężkiego koza na statku?
- Nie wiem, może lubi mleko?
Chochoł poszedł dalej, za rogiem czekała na niego kobieta…
- Jesteś wreszcie!
- A no jestem!
- Pokażesz mi wreszcie naszą kajutę?
- Hola, hola! Toż to moja kajuta!
- No tak, ale mówiłeś, że mnie przygarniesz…
- Chodź!
Ruszyli w kierunku statku… Tą kobietą była Agnieszka
Krzemieńska…
- Chochole!
- Co znowu? Poza tym mówiłem ci już nieraz, że nie lubię jak
się do mnie mówi „Chochole”! Chochoł ma być!
- No dobrze już, będę pamiętała, obiecuję! A ty pamiętaj, że
od teraz jestem Angielką Agnes Flint.
- A co za różnica?
- Zasadnicza! Pamiętaj!
Kilka chwil później znaleźli się w kajucie Chochoła…
- No i jak ci się podoba panno Agnes?
- Cudów nie ma, ale w porządku. O Boże!
- Co znowu?
- Szczur po tobie łazi!
- A… To nie jest szczur…
- To mysz jakaś!
- Też nie…
- A co to niby jest?!
- Chomik…
- ?
- Nazywa się Sebek. On też z nami płynie…
- Co?! Chyba nie w tej kajucie?
- W tej!
- Nie!!!
- Nie bój się go, jest oswojony, chcesz go pogłaskać?
- Nie! Nie ma mowy! Zabierz to ode mnie!
- Ha ha ha. Chomika się boi, ha ha ha. Chodź Sebek, pokażę
ci statek, spędzimy tutaj trochę czasu…
Zbir powiedziawszy to wyszedł z kajuty… Ale zanim na dobre
rozpoczął spacer po pokładzie usłyszał kobiece głosy… Odwrócił się i zobaczył
dwie kobiety…
- Przepraszam! Szukamy kuchni! – zapytała jedna z nich.
- Nie wiem, gdzie jest, dopiero co wszedłem…
- Szczur!
- Chomik…
Kobiety oddaliły się, spoglądając od czasu do czasu
bojaźliwie w kierunku Chochoła… Były to czeskie kucharki: Sabina Sviderkova i
Dominika Guzikova…
Dwie godziny później na pokład wszedł Macudowski…
- Przybyła już ta baba? Zapomniałem jak się nazywa…
- Nie, jeszcze nie… - odparł Zębiszon.
- Nigdy do końca nie wiem co mówisz – rzekł pod nosem
Macudowski – więcej się domyślam… Sokoliński! Jak wygląda sytuacja?
- Nie ma jeszcze tej kobiety… Ale za to wszędzie pełno
Prusaków…
- O, tam widzę tego ich dowódcę! Weź Kaliskiego i zapytajcie
go czy długo jeszcze…
Wspomniana dwójka zeszła z pokładu i skierowała się w
kierunku kapitana Von Kruge, tymczasem Macudowski zszedł pod pokład, a tam
spotkał Bomblicka…
- Stajenny! Czemu te konie takie wychudzone? Miałeś o nie
dbać! Mam kazać cię wychłostać?
- Nie są wychudzone panie! Inne światło tu jest niż na
górze, takie złudzenie…
- Ja ci tam zaraz złudzenie! Jak nie zaczniesz opiekować się
końmi jak należy to wylądujesz w morzu! Zrozumiałeś?
- Tak… Ale…
- Żadne tam ale! Nicponiu jeden! Konie mają być dobrze
odżywiane i myte! Za to ci płacę draniu! Przyjdę tu za kilka dni i sprawdzę!
- No… właśnie o to chodzi, że jeszcze nic nie dostałem, a
już długo opiekuję się tymi końmi…
- A po co ci talary na statku gamoniu? Jeść dostaniesz, pić
dostaniesz, spać masz gdzie!
- Aha, czyli rozumiem, że jak dopłyniemy na miejsce to mi
pan wypłaci te talary?
- Tak! Ile razy mam to powtarzać? Idę! Pilnuj koni!
Powiedziawszy to poszedł z powrotem na pokład…
- No i?
- Mówi, że mamy czekać… ale już podobno niedługo –
poinformował Sokoliński.
- A może by tak nagle ruszyć? – zaproponował zbir Chwaścior –
Przecież nie zdążyliby wtargnąć na statek…
-Też o tym myślałem, ale nie… - Macudowski pamiętał, że w
Prusach znajdowała się zdecydowana większość jego majątku – Idę do swojej
kajuty, jak przybędzie ta Von Stollar to mnie zawiadomcie!
Po drodze spotkał Ukrainkę Rusłanę Kramerko…
- No! Już niedługo znajdziemy się na pełnym morzu… Pokażesz
wtedy co potrafisz!
- Pokażę! Dzisiaj miałeś mi zapłacić zaliczkę…
- Po co ci złoto na statku… Dam ci później, jak wrócimy…
- Nie! Uzgodniliśmy, że w dniu wypłynięcia dostanę sakiewkę!
- No, dobrze. Trzymaj!
Macudowski już miał ukryć się w kajucie by chwilę się
zdrzemnąć, ale zza rogu wyszli dwaj kronikarze…
- Chcieliśmy uzgodnić na co położyć akcent przy opisywaniu
dnia wypłynięcia… - rozpoczął Czerkaszenko – ja bym proponował…
Nie skończył, bowiem przerwał mu drugi kronikarz Dariusz
Grzybowski…
- Jego propozycja jest mniej ciekawa od mojej! Ja proponuję…
- Dosyć! – wrzasnął Macudowski – Dajcie mi święty spokój!
Piszcie co chcecie i jak chcecie, a ja za jakiś czas to ocenię…
- Ale… - kontynuował Grzybowski.
- Żadne ale! Precz!
Niedługo było mu dane odpocząć we własnej kajucie, nie
minęła godzina, a do drzwi dobijał się zbir Dziobak…
- Czego znowu? – krzyknął obudzony.
- Anna Von Stollar przybyła! Są też z nią ci dwaj Prusacy…
- No i dobrze. Zaprowadź ją do jej kajuty i tych dwóch
też. Powiedz kapitanowi Klausowi, żeby
wypływał… Ja chcę spać!
Czytam to i po raz kolejny okazuje się, ze ten Macudowski nie lubi nikomu płacić he he
OdpowiedzUsuń