bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

poniedziałek, 4 listopada 2019

Epopeja polsko-indiańska (86, fragment VI - chronologicznie 91)

Małe miasteczko pod Berlinem...

Niemcy gorączkowo poszukiwali polskich hydraulików podejrzanych o  umieszczenie napisu "Przegrywacie tę wojnę" na drzwiach toalety... Sprawą zainteresował się sam reichfuhrer SS Heinrich Himmler.

- Jak to nie możecie ich znaleźć?! - darł się przez telefon Himmler - Przecież nie mogli zapaść się pod ziemię!
- Szukamy ich wszędzie... - tłumaczył się pułkownik Schminkel
- To coś słabo się staracie! Zrobimy tak! Złapać dwóch przypadkowych Polaków - tłumaczył szef SS i Gestapo - Zmusić do przyznania się do winy, a potem zabić! Trzeba tak zrobić, bo Hitler co chwilę pyta mnie czy już ich złapaliśmy! Poza tym nie zaprzestawać poszukiwań, na miejsce wysyłam najlepszych śledczych z gestapo! Nie będą nam jacyś Polacy grać na nosach!
- Tak jest!

Pułkownik Schminkel odłożył słuchawkę i odetchnął...

- To nie na moje nerwy... - powiedział sam do siebie.

Nagle ktoś zapukał do drzwi...

- Wejść!
- Doktor Josef Mengele zapowiedział się za godzinę... - zakomunikował adiutant.

Punktualnie za godzinę "Anioł Śmierci z Auschwitz" z asystentem weszli do willi...

- Witam doktorze! - powiedział Schminkel - Chce Pan zapewne odebrać tych ludzi z przeszłości?
- Nie. Na razie przyjechałem ich tylko obejrzeć.
- Aha... Już prowadzę...

Po chwili Mengele uważnie oglądał ludzi z przeszłości. Najbardziej zainteresował się Bachulą... Na kobiety: Angelina Dudeiros, Sievioretta, Kate Italian i Malwa Topollani ledwie spojrzał, w przeciwieństwie do swojego asystenta, który lustrował je pożądliwym wzrokiem...

- Ten mnie intryguje! Ma coś dziwnego w oczach! Taką... Jak można z nimi rozmawiać?
- Są z XVI wieku, z Kuby, więc chyba po hiszpańsku, czy raczej po starohiszpańsku...
- Aha, załatwimy odpowiedniego tłumacza z Berlina. To nie problem...
- Mamy ich wysłać do Auschwitz?

Mengele nie odpowiedział od razu, zastanowił się chwilę...

- Nie, jednak nie. Pojadą do Bawarii, mam tam takie małe laboratorium... Sami ich odbierzemy!

Chwilę później Mengele był już w drodze do Berlina...

- Doktorze co z  nimi zrobimy? - dopytywał się asystent.
- Sam jeszcze nie wiem, ale będzie ciekawie... Najpierw trzeba będzie przeprowadzić gruntowne badania... Najbardziej mnie intryguje ten starszy mężczyzna...
- A co z kobietami?
- Zastanowię się jeszcze Kurt! Coś taki ciekawski?! Najprawdopodobniej zostaną zapłodnione przez wyselekcjonowanych, czystych rasowo Aryjczyków! Tego jeszcze nie było w historii! Kobiety z przeszłości urodzą dzieci spłodzone przez ludzi z teraźniejszości! Ciekawe, bardzo ciekawe!
- A czy ja jestem czysty rasowo?
- Wiem do czego zmierzasz Kurt, ha ha. Będziesz miał swoją kolej, ha ha ha.

Tymczasem Małgorzata Raczkiewicz z "polskimi hydraulikami" Damianem Baranieckim i Pawłem Horowskim przebranymi za kobiety zmierzała do domu...

- Erika! Estera! Pośpieszcie się! Wciąż na was czekam i czekam! - wołała głośno po niemiecku.

Właśnie mijał ich niemiecki patrol i okrzyki Raczkiewicz miały odciągnąć uwagę Niemców od jej towarzyszy...

- Ale narozrabialiście! - szepnęła cicho - To was szukają!
- To przez niego! - zdenerwowany Baraniecki wskazał ręką na kolegę.
- No cóż... Czasu już nie cofnę! - żachnął się Horowski.

Kilka minut później dotarli do domu. Raczkiewicz otworzyła kopertę z instrukcjami i zaczęła czytać. Po dłuższej chwili zakomunikowała pozostałym...

- Zmiana planów!
- To znaczy? - dopytywał się Baraniecki.
- Dowództwo uznało, że sami nie damy rady odbić tych przybyszy. Dzisiaj w nocy polecimy pod Poznań i tam dowiemy się więcej. No to dalej, do spania, o 2 w nocy mamy być w lesie, 5 km od miasteczka.

Kilka godzin snu i pobudka. Po przebudzeniu okazało się, że brakuje Horowskiego...

- Gdzie on się podział do diaska? - dziwiła się Raczkiewicz - Na zewnątrz bał się wychodzić, bo Niemcy co chwilę każdego kontrolowali...
- Poczekaj, sprawdzę w toalecie - zaproponował Baraniecki. Po chwili wrócił i zauważył kartkę na stole, wziął ją i zaczął czytać na głos - "Wybaczcie kochani, ale takie akcje nie są dla mnie. Lepiej, żebym was teraz opuścił niż w chwili próby. Niedawno dostałem od znajomych propozycję pracy w zurychskim zoo. Postanowiłem skorzystać, tym bardziej, że znajomi znajdują się teraz w Berlinie i zabiorą mnie bezpośrednio do Szwajcarii. Na początku będę zajmował się karmieniem żyraf. Pozdrawiam, co złego to nie ja. Paweł H.".
- No cóż - skwitowała to krótko Raczkiewicz - Idziemy sami.

Punktualnie o 2 w nocy wsiedli do samolotu w niemieckich barwach...

- A Szwaby nas nie zestrzelą? - denerwowała się Raczkiewicz.
- Spokojnie - odpowiedział pilot - Nasz wywiad wszystko załatwił. Ten lot jest w grafiku niemieckiej obrony przeciwlotniczej, będą myśleli, że leci nim żona jednego z niemieckich generałów. Byle tylko lecieć planowano, bo na tym punkcie są przeczuleni, to możemy być spokojni.
- Wsiadaj Gośka! - popędzał koleżankę Baraniecki - Już jest prawie pięć po 2!
- A gdzie trzeci pasażer?
- Nie będzie...

Po blisko trzygodzinnym locie samolot wylądował...

- Już? Tak szybko? - dziwiła się Raczkiewicz.
- Ale to jakaś polana w lesie! - zdziwił się jeszcze bardziej Baraniecki.
- Spokojnie. Kierujcie się na południe, za jakieś 200 metrów czeka na was furman. On was zawiezie dalej. Nie zapomnijcie podać mu hasła, takiego samego jak mi. Trzymajcie się!

Pilot zaczął przygotowywać się do startu, gdy nagle rozległy się strzały i głośne krzyki.

- Padnij! - zawołała Raczkiewicz i oboje padli na ziemię.
- Co robimy?
- Nie wiem, na razie leż, źle ci?
- Wiesz co? Wydaje mi się, że rozpętałaś niepotrzebną panikę...
- To znaczy?
- Bo te odgłosy nie dochodzą z bliska. Wydaje mi się, że to dobrych kilka czy nawet kilkanaście kilometrów stąd...
- Nie przesadzaj! Z kilkunastu kilometrów bym nic nie słyszała...
- Pilot nawet się nie przejął, spokojnie wystartował jak gdyby nigdy nic...
- To co wstajemy?
- Na to wygląda... Ale ja jestem brudny! Nie mogłaś wybrać lepszego miejsca?!
- Przepraszam pana hrabiego, ale w takich chwilach nie myśli się o tym!
- Dobra! Idziemy szukać tego furmana.

Po kilku minutach oboje byli już w furmance,

- Panie furman! A co to za strzały i krzyki po nocy?
- A, to Niemcy pacyfikują wieś Pawłowice...
- A czemu tak?
- Wczoraj zginęło dwóch niemieckich żołnierzy. Niemcy podejrzewali od dawna wieś o pomaganie partyzantom...
- A jak daleko jest ta wieś?
- A będzie z 5-6 kilometrów...

Raczkiewicz spojrzała wymownie na Baranieckiego...

- Kilkanaście ha ha! - wycedziła cicho, żeby furman nie słyszał.
- Kiedy będziemy na miejscu? - zapytał Baraniecki.
- Za jakąś godzinę. Śpijcie.

Minęły dwa kwadranse, zaspanych podróżników obudził trąceniem w bok furman...

- Szybko! Ja zostaję, a wy w las! Szybko!
- Aleee... - dziwiła się Raczkiewicz - dlaczego?
- Szybko! W las! Bo was zauważą!

Baraniecki w lot zorientował się jakie grozi im niebezpieczeństwo, wyraźnie słyszał nadjeżdżający samochód. Chwycił za rękę towarzyszkę i czym prędzej pobiegli schować się za drzewa.
Dosłownie kilka sekund później przy furmance zatrzymał się niemiecki pojazd opancerzony, a chwilę później podjechał także motocykl z doczepką.

- Co tutaj robisz wieśniaku tak wcześnie?! - darł się jeden z Niemców.
- Siano wiozę.
- Zaraz zobaczymy co tam masz naprawdę! Pewnie partyzantów przewozisz!
- Nie! Skąd? Nie!

Jeden z Niemców podszedł do furmanki, chwycił za przyczepione widły i zaczął wbijać je w siano. Po jakimś czasie zrezygnował, będąc pewnym, że na wozie nie ma nic podejrzanego.

- Jedź już! Drogi nie blokuj!

Furman czym prędzej ruszył przed siebie. Niemcy chwilę popatrzyli za nim, po czym odjechali w przeciwnym kierunku. Gdy tylko pojazdy zniknęły z pola widzenia furman zatrzymał się, kilka chwil później Raczkiewicz i Baraniecki byli z powrotem na wozie...

- Uff, mało brakowało. Niby macie dokumenty jak trzeba, ale różnie to bywa.

Po jakimś czasie dotarli na miejsce...

- To tutaj, wysiadajcie.
- Ale tu nic nie ma! - dziwił się Baraniecki.
- Wysiadajcie i idźcie pod te graby. O tam!

Furman szybko odjechał...

- No to chodź pod te graby! - powiedziała Raczkiewicz

Minęła godzina...

- Co dalej?
- Nie wiem. Ostatnią instrukcję słyszałaś...

Minęła kolejna godzina...

- Zaraz mnie szlag trafi! Dwie godziny sterczymy pod jakimiś grabami i nic, dosłownie nic się nie dzieje!
- Czekaj! Jakaś furmanka jedzie!
- To chyba ta sama!
- Jacyś ludzie na wozie. O co tu chodzi?
- Mam nadzieję, że zaraz to się wyjaśni...

Furmanka podjechała w to samo miejsce co ostatnio...

- To tutaj, wysiadajcie. I tam pod te graby idźcie!

Z furmanki zeszły cztery osoby i posłusznie skierowały się w kierunku grabów...

- Rozumiesz coś z tego Baraniecki?
- Kompletnie nic...
- Trzech mężczyzn i jedna kobieta. Jedyne co nas łączy to... ten furman!

Wspomniana czwórka szybko zorientowała się, że przy grabach do których mieli dojść stoją dwie nerwowo reagujące osoby...

- Co robimy? - wypaliła nagle Weronika Świątnicka.
- Nie wiem - odparł cicho Tomasz Tomaszewski.
- Nie dajmy im poznać, że się boimy! - wyszeptał Jędrzej Dąbkowski.
- No właśnie! - dodał Łukasz Pietrzakiewicz - Śmiało! Przyśpieszmy kroku, jest nas więcej do diaska!

Przy grabach...

- Niedobrze! Przyśpieszyli kroku! - denerwowała się Raczkiewicz.
- Żywcem nas nie wezmą! - zadeklarował odważnie Baraniecki.
- Przygotuj granaty!

Niechybnie doszło by do konfrontacji, gdy nagle z przeciwnej strony rozległo się wesołe gwizdanie...

- No szybko! Długo jeszcze na was będę czekał?
- Na nas czekasz czy na tamtych? - nie wytrzymała nerwowo Raczkiewicz.
- Na was i na nich! Chodźcie już, czasu nie ma!
- Chwileczkę! - Raczkiewicz zaczęła robić się coraz bardziej czerwona z nerwów - Jak to na nas czekasz, przecież to my tu dwie godziny sterczymy i czekamy nie wiadomo na co!
- Widziałem was, ale nie byliście w komplecie, więc nie wychodziłem. Chodźcie już, bo Matylda czeka!
- Jezus Maria! - Raczkiewicz z czerwonej zaczęła robić się blada, aż w końcu upadła bez sił na ziemię...

Po dłuższej chwili została ocucona...

- No już dobrze. Przepraszam, że nie wyszedłem z ukrycia i czekaliście dwie godziny...
- Nie o to już chodzi... Jak powiedziałeś? Matylda?
- Tak. Idziemy do Matyldy. To dowódca akcji... A jestem Leszek. Porucznik Leszek Rymarski.

Cała szóstka ruszyła już zgodnie za Rymarskim...

- Dobrze się już czujesz? - dopytywał się Baraniecki - Czekał na nas wszystkich, dlatego nie ujawnił się. Po co tyle nerwów?
- Nie o to chodzi!
- A o co?
- O Matyldę!
- To znaczy?
- Jeżeli to sama kobieta, co na akcji w sierpniu 1942 roku to...
- To...
- Czarno to widzę, ale cisza już na ten temat. Słyszałeś, że jest naszą dowódczynią.
- Przepraszam! Czy na pewno wszystko już w porządku? - wtrąciła się zaniepokojona Świątnicka.
- Tak, tak. To tylko chwilowa niedyspozycja. Już mi przeszło.
- To dobrze.

Szli tak jeszcze około godziny...

- Kurwa mać! Ja pierdolę! W mordę jeża! - zaklął nagle siarczyście przewodnik.
- Co się stało? - podbiegł do niego wystraszony Pietrzakiewicz.
- W sumie nic. Nie pamiętam czy przy tym drzewie na prawo czy na lewo... A, już wiem!
- Nie bądź taki chamski panie Leszku! - skomentował sytuację Dąbkowski.

Szli jeszcze kilka minut...

- Tutaj was opuszczę - zakomunikował Rymarski - Wejdźcie do tej jaskini, ktoś tam na was czeka. Ja spotkam się z wami dopiero podczas akcji. Powodzenia!

Przy wejściu do jaskini faktycznie ktoś na nich czekał...

- Witajcie! Pierożański jestem! Bardzo mi miło! Zapraszam za mną!

Szli kilka minut w głąb jaskini...

- Teraz radzę na czworaka - zasygnalizował przewodnik - Ale tak dosłownie przez chwilę, potem znowu powstaniemy... Nie mówiłem? I już prawie jesteśmy na miejscu!
- Jakaś woda przed nami! - zauważył Dąbkowski
- Słuszne spostrzeżenie kolego. Teraz będziecie musieli płynąć.
- W ubraniach? Poza tym jest luty! - oburzył się Tomaszewski.
- To gorące źródła - wyjaśnił Pierożański - Śmiało, rozbierać się. Nie ma czasu, Matylda na was czeka!
- Mamy rozebrać się tak przy chłopakach? - oburzyła się Świątnicka
- Mamy wojnę, nie takie rzeczy trzeba robić dla ojczyzny!
- ??!!
- W porządku. Rozumiem. Panowie odwróćcie głowy, panie proszę za parawanik! A potem do wody i płynąć do końca, tam jest taki zakręt tam poczekajcie. Aha i włóżcie białą odzież. Są tam przygotowane różne rozmiary. Panowie! Odczekajcie kilka minut i wasza kolej.

Po jakimś czasie wszyscy byli już przebrani w białą odzież. Ponownie pojawił się Pierożański...

- Jeszcze tylko proszę o założenie czepków oraz maseczek i będę mógł was zaprowadzić przed oblicze pani Matyldy...
- Po cholerę to wszystko?! - denerwował się Pietrzakiewicz - To ruch oporu czy jakieś laboratorium?!
- Takie są wymogi. Inaczej nie wejdziecie - tłumaczył Pierożański.
- Dobra! Prowadź już! - uspokoił sytuację Tomaszewski.

Za chwilę wszyscy weszli do przestronnego pomieszczenia, w którym siedziały na rozłożonych matach dwie kobiety...

- Pośpieszcie się! Ile można czekać?! - denerwowała się głośno Matylda, a następnie szepnęła cicho do towarzyszki - Coraz to gorszych nam wysyłają!
- Usiądźcie! - zakomunikowała Ewelina Janicka, towarzyszka Matyldy z maty - Pani Matylda będzie teraz medytować, więc proszę o nie zabieranie głosu nikogo poza mną. Mój głos nie rozproszy tych medytacji, ponieważ jest jej znany na codzień.

Zapadła chwila ciszy, wszyscy obserwowali przygotowania Matyldy do medytacji, bowiem były bardzo, ale to bardzo nie typowe...

- I co? Poznajesz ją? - zapytał cicho Baraniecki.
- Tak, to ona - odparła równie cicho Raczkiewicz i zrobiła się jeszcze bardziej blada.

Ciszę przerwała Janicka...

- To co? Zaczynamy! Nazywam się kapitan Ewelina Janicka, pseudonim Rosomak. Wszyscy weźmiecie udział w misji, która będzie miała miejsce w Bawarii. Celem głównym będzie odbicie przynajmniej jednej osoby z pięciu przetrzymywanych przez Niemców w tajnym laboratorium doktora Mengele. Miejsce to jest bardzo dokładnie strzeżone przez doborową jednostkę SS. Praktycznie nie ma szans na to, żeby tego dokonać. Ale... Nasz wywiad znalazł rozwiązanie! Niemcy uwielbiają słuchać jodłowania! Po właściwym rozpoznaniu udało się zakontraktować występ zespołu złożonego z dwóch jodlerek i pięciu jodlerów! To właśnie wy!
- Co? Jak to? Przecież my nie umiemy jodłować!

Powstała straszna wrzawa, Matylda wściekła, że przerwano jej medytacje ryknęła:

- Bo was wszystkich powymieniam!!!

Po czym już spokojniej...

- Ewelinko, tłumacz im dalej, ja w takich warunkach nie mogę medytować! Idę stąd!
- Ostrzegałam was, że tak to się skończy! Kontynuujmy!
- Ale nas jest czterech!
- Piątym będzie Pierożański! Przejdźmy dalej, bardzo proszę o nie przerywanie, bo nigdy nie skończymy. Musi być taki zespół, bo władze tego niemieckiego miasteczka strasznie grymasiły, mogąc przebierać w licznych ofertach, a jak tylko usłyszeli o takim składzie to od razu zgodziły się  i to na termin, który nam odpowiada! Do tego czasu musicie nauczyć się jodłować!
- Ile mamy czasu? - zapytał rzeczowo Pietrzakiewicz.
- Trzy dni...
- Co? Przecież to niemożliwe!
- Musimy dać radę! Ale nie przerywajcie co chwila, przejdźmy dalej. Dzisiaj mamy środę, wasz występ w Bawarii już w sobotnie popołudnie! Nie może być inaczej, bo w niedzielę przyjeżdża Mengele ze swoim sztabem medycznym. Wasz występ ma być wspaniały, ma przyciągnąć jak największą ilość esesmanów. W między czasie komandosi dowodzeni przez porucznika Rymarskiego postarają się oswobodzić więźniów.

Nastała cisza, przyszli jodlerzy wymieniali między sobą spostrzeżenia, stroili miny...

- I jak Ewelinko? - słychać było głos zbliżającej się Matyldy - Już im wszystko powiedziałaś?
- Właściwie tak...
- No to puść im płyty z jodłowaniem i niech czym prędzej zaczną się uczyć. Przyjdę później ocenię jak im idzie...
- Pierożański! Bądź tak miły i puść płytę z męskim jodłowaniem! - poleciła Janicka.
- Już się robi!

https://www.youtube.com/watch?v=67rc96joOz8&t=17s

Po wysłuchaniu piosenki nastała grobowa cisza...

- Jak wam się podobało? - zapytała wesoło Janicka.
- Przecież tego trzeba się uczyć latami! - zawołał Tomaszewski.
- Nie przesadzajcie, w trzy dni trochę to ogarniecie, to wykonanie mistrza, a od was nikt nie będzie oczekiwał aż takiej klasy! Pierożański! Puść proszę teraz płytę z żeńskim jodłowaniem...
- Już się robi!

https://www.youtube.com/watch?v=BwJNDF2Jfbc

Po wysłuchaniu Janicka zwróciła się do kobiet...

- I jak?
- Super! - odezwała się sarkastycznie Raczkiewicz - za godzinę też tak będę umieć!
- A ty Weroniko?
- Ja? Yyyy... Może za dwie...
- Świetnie! Całkiem inne podejście niż u chłopaków. No to do roboty! Pierożański wam pomoże, ćwiczy od wczoraj! Przyjdę za dwie godziny z Matyldą, ocenimy jak wam idzie.

Minęły dwie godziny, najpierw przyszła sama Janicka. Z miejsca ruszył do niej Baraniecki...

- A nie można inaczej przeprowadzić tej akcji?
- To znaczy?
- Zaczaić się, a gdy będzie przejeżdżało auto z więźniami to jeden z nas, o ten tutaj kolega na przykład (wskazał ręką na Dąbkowskiego) rzuci się pod koła, potem my zastrzelimy wszystkich Niemców i uwolnimy więźniów!
- Że co ja mam zrobić?! - syknął z oburzeniem Dąbkowski - Sam rzucaj się pod koła! Myślisz, że zatrzymaliby się? Szczerze wątpię!
- Spokojnie! - rozdzieliła ich Janicka - Nasz wywiad przeanalizował wszystkie możliwości i wybrał jedyną właściwą. Wróćmy do ćwiczeń, zaraz tu przyjdzie Matylda.

Kilka minut później Janicka z Matyldą usiadły wygodnie na matach i przysłuchiwały się ćwiczeniom wokalnym... Po jakimś czasie Matylda nie wytrzymała...

- Dość! Przecież tego nie da się słuchać!

Zapanowała straszna cisza...

- Dziewczyny! Z was to jeszcze coś będzie! Świątnicka lepiej, masz talent! Baraniecki i Pierożański idziecie w dobrym kierunku! Ale pozostali? Świnie by lepiej jodłowały od was! Zawiodłam się strasznie!

Dąbkowski, Pietrzakiewicz i Tomaszewski zastygli niemal w bezruchu i oczekiwali na dalszy rozwój sytuacji spodziewając się najgorszego...

- To co Matyldo? Uruchamiamy plan B?
- Koniecznie!
- Cała trójka za mną! Pozostali kontynuują naukę tak jak do tej pory...

Szli jakiś czas krętymi korytarzami aż dotarli do kolejnego pomieszczenia, nie było już tak przestronne jak wcześniej...

- Zaczynamy naukę według planu B!

https://www.youtube.com/watch?v=zId2dMwRLH4


Tymczasem na Kremlu...

- Towarzyszu Stalin! Mamy informacje od J24!

Adiutant przedstawił pełny raport. Józef Stalin długo zastanawiał się, po czym zaczął mówić...

- Nie mamy możliwości by przejąć kabinę czasu, więc musimy ją zniszczyć! Bo w końcu Niemcom może udać się dotrzeć do przyszłości i zdobyć nowoczesną broń, a na to nie możemy pozwolić!
- A co z J24?
- Jest nam jeszcze do czegoś potrzebny?
- W sumie nie...
- To po co pytasz? Zlikwidować przy okazji, bo jeszcze zdradzi i dziadostwa narobi!


Ośrodek wypoczynkowy SS...

Sowiecki szpieg J24 Schymann (właściwie Kamil Szymańczuk, z pochodzenia Polak) był bardzo zaniepokony brakiem jakiejkolwiek wiadomości od swoich mocodawców...

- To podejrzane - zastanawiał się w myślach - A co jeśli będą chcieli mnie poświęcić? Tyle dla nich zrobiłem, ryzykowałem niejednokrotnie życie! Ponowny start kabiny już niebawem, a oni nic nie działają? Niemożliwe!

Najgorsze, że nie mógł niepostrzeżenie wydostać się poza ośrodek, który był bardzo dobrze strzeżony.

- Mysz się nie prześlizgnie... Co robić, co robić?

5 komentarzy:

  1. Anonimowy18:17

    A ten drań Macudowski to gdzie jest hę?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy22:39

    Zgadza się! Mała męda musi zginąć!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy23:48

    Macudowski musi zawisnąć! Proszę autorze o to! Za te wszystkie szubrastwa i bezeceństwa!

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy00:19

    Weronika jak zwykle cudowna!

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy00:31

    Uuuuhuuu! Werka najlepsza zawsze i wszędzie!

    OdpowiedzUsuń