Hiszpanie, po ujęciu polskich grup zwiadowczych, natychmiast
ruszyli na południe. Wyraźnie spieszyło im się, aż do tego stopnia, że nawet
nie przesłuchali więźniów… Był to silny oddział złożony z ponad dwustu
żołnierzy pod dowództwem namiestnika Diego Alonso Contezara.
Dopiero wieczorem na postoju podszedł do nich sam Contezar w
towarzystwie oficerów i zaczął zadawać pytania… najpierw po hiszpańsku, potem
po francusku…
- Nie rozumieją… Pedro! Spróbuj po angielsku.
Kolejna próba spełzła na niczym… W końcu posłano po
Dietricha, Niemca w służbie hiszpańskiej…
- Kim jesteście? – zapytał Niemiec.
Nadal nikt z więźniów nie odpowiadał, ale dowódca nagle
zawołał…
- Ten wysoki! – wskazał na rycerza Krzysztofa – on coś
zrozumiał, wyraźnie widziałem jak się poruszył!
Dietrich podszedł do wskazanego jeńca…
- Rozumiesz co mówię?
- Tak.
W tym samym momencie rycerz otrzymał potężny cios od Niemca…
- To czemu do stu diabłów nie raczysz się odezwać?!
- Dietrich! – zawołał Contezar – Przesłuchuj, na inne sprawy
przyjdzie pora później!
- Kim jesteście?
- Polacy…
- Wyglądacie mi na Słowian… Co tutaj robicie?
Rycerz nie odezwał się…
- Mów! Słyszysz?! Bo znowu oberwiesz albo ten Hiszpan
oćwiczyć cię każe!
- Przypłynęliśmy…
- Dokładniej! Ilu was jeszcze jest?
Rycerz czuł, że nie może przekazać zbyt wielu informacji,
żeby główna grupa nie znalazła się w potwornym niebezpieczeństwie… Musiał na
poczekaniu coś szybko wymyślić…
- Gadaj! I nie próbuj kręcić!
- Przybyliśmy tutaj statkiem. Było nas więcej, ale dzicy nas
strasznie przetrzebili…
Dietrich odszedł na chwilę, by przetłumaczyć rozmowę z
Polakiem Contezarowi. Wrócił po kilku minutach…
- Namiestnik Diego Alonso Contezar kazał wam oznajmić, że
zostaliście jego niewolnikami. Zabiera was do Alcarta de Santa Maria, gdzie
znajduje się kopalnia złota. Będziecie je wydobywać. Przekaż pozostałym, że
jeśli nie będą posłuszni to zostaną zabici.
Niemiec odszedł…
- Coś mu tam nagadał? – zaatakował rycerza Jacek
Światłoniewski.
Rycerz zdał relację towarzyszom…
- Jak zdradziłeś resztę to osobiście cię zabiję! – grzmiał
Krzysztof Połniakowski.
- Ja ci pomogę! – zaoferował się Bartłomiej Głuchowski.
- Sam dam radę! – zirytował się Połniakowski.
- Dajcie spokój! – wrzasnął rycerz – to takie typowe dla nas
Polaków!
- Nie będę pracował jak niewolnik! – denerwował się
Kotaszenko – jestem wolnym Kozakiem!
- Obawiam się, że nie masz wyjścia… - wyjaśniał rycerz –
Powiedział wyraźnie, że nieposłuszni będą zabijani…
- Przeklęci Hiszpanie! –denerwował się Krzysztof Klemens Romanowski.
O świcie Hiszpanie ruszyli w drogę… Po trzech dniach dotarli
do celu…
- Wyśpijcie się! – rzucił Dietrich – Rano zaczniecie
pracować!
Noc szybko minęła, o świcie Hiszpanie brutalnie obudzili
całą grupę i zapędzili do kopalni…
- Pamiętaj – rzekł Niemiec Dietrich do rycerza Krzysztofa –
Nie będzie wydajności jeden zginie i tak codziennie!
Rycerz wziął sobie do serca te słowa, próbował mobilizować
towarzyszy, ale nie wszyscy go słuchali…
- Nie będę pracował jak chłop! – wydarł się Kotaszenko.
- Jestem szlachcicem! Chłopi są od roboty! – darł się Piotr
Górecki.
- Oni powiedzieli, że zabiją jednego jak nie będzie
odpowiedniej wydajności… - tłumaczył rycerz.
Wieczorem pojawił się Dietrich w towarzystwie uzbrojonych po
zęby Hiszpanów…
- Co? Tylko tyle? Carlos zabij jednego!
Jeden z hiszpańskich żołnierzy strzelił do siedzącego akurat
z brzegu Tatara...
- Jutro! – grzmiał Niemiec – Jak nie będzie odpowiedniego
wydobycia zginie dwóch ludzi!
- Muszę tłumaczyć? – wrzasnął zdenerwowany rycerz – Oni jutro
zabiją dwóch kolejnych!
Następnego dnia nikt już nie oponował i nie wzbraniał się
przed pracą… Szlachcic i Kozak pracowali równo…
Wieczorem znowu pojawił się Dietrich…
- No… Dzisiaj nikogo nie zabiję, ale słabo poszło… Jutro
musi być dwa razy lepiej albo zginie trzech ludzi…
Rycerz przetłumaczył, wściekłość ogarnęła pozostałych, ale
żaden nie śmiał oponować w obecności Niemca…
- Tyraliśmy strasznie! – darł się później Mariusz Roch
Kowalski – a oni i znowu każą więcej? Skończą nam się w końcu rezerwy!
- Słyszałeś? – wtrącił się rycerz – Jak nie będzie dwa razy
tyle złota zabiją trzech…
- To jest chore… I tak nas zabiją… narzekał Światłoniewski.
- Już nikt więcej nie zginie! – krzyknął rycerz – Ale musicie
mnie słuchać!
Następnego dnia rycerz dwoił się i troił by motywować
towarzyszy…
- Rób Światłoniewski! Bo cię Hiszpanie zabiją! Połniakowski
nie obijaj się! Kotaszenko żwawiej! Górecki i Romanowski widzę was! Róbcie!
Wieczorem przyszedł Niemiec i znowu narzekał…
- Macie szczęście, że mam dzisiaj dobry humor, bo musiałbym
kogoś zabić, ale jutro nie będę już tak pobłażliwy!
Dietrich jeszcze tego samego dnia zameldował się u Contezara…
- Jak idzie tym Polaczkom?
- Lepiej niż innym! Wydajność mają taką, że ho ho! Ten
rycerz ich ciśnie niesamowicie! Ciągle ich straszę, że kogoś tam zabiję i to
działa…
- Tak trzymać!
Zabić rycerza!
OdpowiedzUsuńPolacy! Jak nie Niemcy i Ruscy to Hiszpanie nas ciemiężą!
OdpowiedzUsuń