Bezludna wyspa…
Bezludna już tylko z nazwy, bo jak pamiętamy z 68 części statek
wiozący II polską wyprawę wysadził na niej kilka osób: Kozaków Pastuszenkę i
Baliczenkę, Tatara Mijagibeja, członka firmy sprzątającej Morawca i
szlachciankę Kingę Kabatowską. Na tej samej wyspie wcześniej Hiszpanie
zostawili kucharza I polskiej wyprawy Janusza Rysia, w między czasie pojawił
się tubylec, którego Janusz przygarnął i nazwał Pinio…
I właśnie Pinio wracając z połowu ryb zauważył moment, gdy
na plażę wysadzano wspomniane osoby, widział też polski statek… Pobiegł szybko
do Rysia, by mu o tym powiedzieć…
- Pana Jana! Pana Jana! – wołał zbliżając się do chaty
Rysia.
- Ile razy gamoniu mam powtarzać?! – denerwował się Janusz –
Żadne „pana Jana”, lecz Panie Januszu!
- Panie Janusza! Panie Janusza!
- Skaranie boskie z tym tępakiem! Choć już teraz lepiej…
Gdzie ryby? Znowu wracasz z pustymi rękoma?! Skórę zaraz wygarbuję to
popamiętasz!
- Panie Janusza! Pełno ludzia!
- Jakiego ludzia?
- Pełno ludzia na plaża!
- Hiszpanie?
- Ja nie wiedzieć… Pana Janusza musi sama iść i widzieć! Ja
się bać!
- Czego baranie jeden? Prowadź! – Ryś ruszył, ale zatrzymał
się na chwilę i spojrzał w kierunku chaty - Pieszczoch! Pilnuj domu! Niedługo
wracamy.
Pinio prowadził Rysia w kierunku, gdzie widział polski
statek i ludzi z niego wysiadających na brzeg. Jakie było jego zdziwienie, gdy
dotarli na miejsce…
- No i gdzie ten statek matole? – denerwował się kucharz.
- To na pewna ta miejsca! Muszą gdzieś iść…
- Jak ty gadasz? Kto cię polskiego uczył bęcwale?
- Pana Janusza…
- Nawet się nikomu do tego nie przyznawaj, bo spaliłbym się
ze wstydu! Ciebie to nawet Jan Długosz polskiego by dobrze nie nauczył, za tępy
jesteś! Masz szczęście, że cię lubię. Idziemy zobaczyć, bo jak faktycznie ktoś
tu był to jakieś ślady musiał zostawić albo ci się przewidziało…
- Kto to być Długosz? Ja nie być tępy…
- Ty być tępy! Długosz to był taki znany polski kronikarz…
- Co to być kronikarz?
- I tak nie zrozumiesz, ale dobrze… powiem ci później. Teraz
idziemy zobaczyć te ślady. Prowadź, gdzie ich widziałeś…
Pinio zaprowadził Janusza w miejsce gdzie widział ludzi na
plaży i faktycznie od razu zobaczyli ślady…
- Miałeś rację gamoniu… Idziemy za tropem!
Po krótkim podążaniu za tropem obaj usłyszeli głosy…
- Cicho! – szepnął Ryś, a za chwilę powiedział głośniej
bardzo zdumiony... – Jeśli się nie mylę to ich rozumiem!
Trudno, żeby było inaczej, gdyż rozmowa prowadzona była w
języku polskim… Właściwie był to język mieszany, z pogranicza polsko-ruskiego… Janusz
podkradł się bliżej by przysłuchać się rozmowie…
- My to co innego… - mówił Kozak Pastuszenko – Nas potraktowano
jak buntowników, ale ty Baliczenko czemu zostałeś?
- Ja? Miałem już dość tej morskiej podróży! A tu mi się
podoba!
- Ale to tylko wyspa! Jesteśmy tutaj uwięzieni!
- Będzie dobrze… Poczekaj! – Baliczenko spojrzał w stronę
zarośli – Tam coś jest! Zwierzę albo człowiek!
Ryś zorientował się, że nieznajomi spostrzegli go, więc nie
wiele się namyślając wyskoczył z ukrycia…
- O! Szelmy, Hultaje! Co tu robicie?
Kozacy byli tak zaskoczeni, że w pierwszej chwili
zaniemówili… Więcej przytomności umysłu zachował Mijagibej, który ruszył na
kucharza z szablą… Ryś nie czekał, aż
Tatar zamierzy się na niego, ale pierwszy zdzielił go drągiem. Mijagibej padł
nieprzytomny na ziemię…
- Zaraz, czekajcie! – zawołał Baliczenko – Przecież on mówi
po polsku! Spokój! Nie denerwuj się człowieku, siadaj z nami do ogniska i mów
skąd się tutaj wziąłeś!
Ryś uspokoił się nieco, widząc pojednawcze sygnały podszedł
bliżej, cały czas jednak zachowując dystans…
- Zaraz z wami usiądę, ale muszę znać dać moim ludziom – kłamał kucharz
– żeby nie ruszyli na was albo nie usiekli z łuków…
- A… To nie sam jesteś… - przerwał mu Pastuszenko.
- Nie! – odparł Ryś – Jestem królem tej wyspy!
- A kim są twoi ludzie? – zapytał Morawiec, który wcześniej
siedział cicho przy ognisku.
- Miejscowi. Gdy przybyłem na tę wyspę toczyłem z nimi
walki, ale w końcu zobaczyli, że nie ma ze mną żartów – kłamał jak z nut Ryś –
i zrobili mnie swoim królem.
- Ale skąd się tutaj wziąłeś? – dopytywał się Baliczenko.
- A wy? – odpowiedział pytaniem na pytanie kucharz.
Baliczenko nie chciał przyznać się, że zostali wyrzuceni ze
statku II wyprawy… W sumie nie on, ale pozostali… Błyskawicznie jednak wymyślił
odpowiednią historię…
- Płynęliśmy na hiszpańskim statku, ale popadliśmy w
konflikt z załogą i nas tu dranie wysadzili…
- Ha ha ha! – roześmiał się Ryś – To prawie tak samo jak ja…
- To znaczy jak tak samo? – zdziwił się Kozak.
- No mnie tutaj też Hiszpanie przywieźli…
- Jak to?
- A tak to! Najpierw siedziałem u nich w lochu, a potem
hultaje uznali, że mnie tutaj zostawią…
- Niesamowite! – zdumiał się Morawiec.
- Ale skąd się wziąłeś w hiszpańskim lochu? – zapytał Pastuszenko.
- Jak to skąd? Brałem udział w polskiej wyprawie i mnie te
hiszpańskie barany uwięziły…
- A co się stało z pozostałymi?
- Tego nie wiem dokładnie, ale pewnie żyją, bo wcześniej
wysiedli…
- A ty czemu nie wysiadłeś wcześniej?
- Za dużo pytań zadajecie! – zdenerwował się Ryś –
Powiedzmy, że się zasiedziałem! Dobra! Idę do siebie! Powiem moim ludziom, żeby
was nie atakowali, a jutro zobaczymy co z wami zrobię.
- Jak to co z nami zrobisz? – zdziwił się Morawiec.
- Idę! Jutro dwie godziny po świcie przyjdę znów!
Ryś oddalił się szybko, przy ognisku zapanowało ożywienie…
- Słyszeliście co on powiedział? – denerwował się Morawiec –
Zobaczy jutro co z nami zrobi…
- Dziwny człek, ale musimy uważać. Jest królem tych
dzikusów, więc musimy się z nim liczyć – podsumował Baliczenko.
- Jest nas czterech, a tych dzikich może być cała masa –
dodał Pastuszenko – Trzeba będzie się z tym dziadkiem ułożyć jakoś. Morawiec!
Zobacz co z tym Mijagibejem! Żyje chyba, bo się rusza…
Morawiec podszedł do Tatara, który powoli dochodził do
siebie po uderzeniu drągiem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz