Świt zbliżał się nieuchronnie, cała II polska wyprawa –
wyłączając wartowników – spała na plaży… Tytułem wyjaśnienia należy dodać, że
było to wybrzeże należące do dzisiejszego stanu Luizjana, z kolei I polska
wyprawa wylądowała wcześniej trochę bardziej na zachód, w dzisiejszym stanie
Teksas.
Tymczasem Kafałkowski cały czas biegł przed siebie… Nie
wiedział po co i gdzie, ale czuł, że musi… Poza tym sprawiało mu to wielką
przyjemność… Nie bez znaczenia było to, że kilka miesięcy przebywał na statku,
brakowało mu wolności, przestrzeni…
Dopiero koło południa zatrzymał się na krótki odpoczynek, a
potem znowu rozpoczął swój bieg… Kafałkowski nie wiedział, że jest obserwowany
przez tubylców… Nie wiedział też, że w przyszłości Winston Groom napisze słynną powieść „Forrest Gump”,
którą później na ekrany przeniesie Robert Zemeckis, a tytułową rolę zagra Tom
Hanks… Kafałkowski był właśnie trochę takim Forrestem, który przebiegł wzdłuż i
wszerz Stany Zjednoczone… Właściwie to Gump był Kafałkowskim, bo ten wcześniej
rozpoczął maraton po Stanach, rozpoczął go jeszcze zanim powstały Stany
Zjednoczone!
Wracając do tubylców, do wioski Czikasawów biegło dwóch
wojowników…
- Wodzu! – zawołał jeden z nich – Jakiś dziwny człowiek
biegnie i biegnie, obserwujemy go już od wschodu słońca!
- Z jakiego jest plemienia? Jak wygląda? – zapytał Zielony
Ptak.
- Nie wiem. Jest inny niż wszyscy ludzie których dotąd
widzieliśmy. Inaczej ubrany, ma jaśniejszą skórę…
- Prowadźcie! Muszę go sam zobaczyć! Mówicie, że biega od
wschodu słońca?
- Tak, z krótką przerwą.
Zielony Ptak czuł, że musi zobaczyć biegacza osobiście. Sam
cieszył się opinią wytrwałego maratończyka… Podświadomie czuł, że musi się z
nim zmierzyć… Od dawna nie miał godnego rywala w tej konkurencji…
Wódz i wojownicy wykorzystując znajomość terenu biegli by
przeciąć drogę Kafałkowskiemu… Po godzinie znaleźli się na wzgórzu…
- Jest! – zawołał Biały Orzeł – Będzie tędy przebiegał
jeszcze przed zachodem słońca…
Faktycznie w oddali można było dostrzec niezbyt wyraźną
sylwetkę człowieka, która wraz z upływem czasu powiększała się… Wódz z coraz
większym podziwem przyglądał się nieznajomemu… Zaczął zastanawiać się kto jest
lepszym biegaczem – on czy tajemniczy nieznajomy… W końcu Kafałkowski przebiegł
pod nimi…
- Za nim! – ryknął Zielony Ptak.
- Zabijemy go? – zapytał Biały Orzeł.
- Nie! – ryknął wódz.
- Wódz sam chce go zabić?
- Nie!
Kafałkowski biegł dalej, a za nim posuwali się trzej
Indianie. Po czterech godzinach Indian było już tylko dwóch, a po następnej
godzinie już tylko Zielony Ptak podążał za Kafałkowskim.
Biegli tak całą noc… Dopiero o świcie Kafałkowski zatrzymał
się na chwilę by nieco odpocząć i zaspokoić pragnienie w pobliskim potoku…
Zielony Ptak zatrzymał się także, był bardzo zmęczony, ale chęć rywalizacji z
nieznajomym dodawała mu sił… Nagle Kafałkowski dostrzegł Indianina i rzucił się
do ucieczki…
Biegli tak przez kolejne sześć godzin, Kafałkowski nie
widząc czerwonoskórego postanowił chwilę odpocząć… Zielony Ptak był jednak w
pobliżu, ale celowo nie pokazywał się Polakowi, pragnął bowiem także chwilę
odpocząć… Po kwadransie Kafałkowski ruszył, a Indianin za nim…
Mijały dni, a Polak i Indianin wciąż biegli, robiąc tylko
niezbędne przerwy… Kafałkowski przyzwyczaił się już do obecności wodza
Czikasawów, nie zastanawiał się nawet z jakiego powodu Indianin biegnie za nim…
Wódz szczerze podziwiał Kafałkowskiego, ciesząc się z jednej strony, że
wreszcie znalazł godnego przeciwnika w bieganiu, ale z drugiej zaczynał trochę
bać się porażki, bo zmęczony był niesamowicie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz