bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

wtorek, 4 lutego 2014

Epopeja polsko-indiańska (59)

Statek „Neptica”.

Zgodnie z zapowiedzią szlachcianki: Agnieszka Dębska i Anna Żbikowska wybrały się na nocny spacer po pokładzie… Poruszały się wolno, bały się, żeby nie natrafić na kogoś z załogi… Nie zapominały bowiem, że znajdują się na statku nielegalnie… Powoli zbliżały się w kierunku stanowiska sternika…

- No i? – zapytała szeptem Żbikowska.
- Inny jest… Nie Johan… - odparła również szeptem Dębska.

Kobiety dłuższą chwilę w milczeniu obserwowały holenderskiego sternika, po czym Żbikowska zdziwiona ponownie zabrała głos…

- Agnieszka! Jeżeli się nie mylę to ten sternik ma niebieskie uszy…
- Też mi się tak wydaje… Chyba, że to czapka?
- Nie, to nie czapka… On ma niebieskie uszy…
- Choroba jasna! Gdzie my jesteśmy?
- A jak to duch jakiś jest?
- Uciekajmy!

Dębska już chciała ruszyć do ucieczki, ale koleżanka chwyciła ją za ramię…

- Czekaj! Ktoś idzie!
- Może to mój Johan?
- Jak to Twój?
- Tak! To on! Pewnie jest zmiana sternika… Ale co oni robią?!
- Wygląda na to, że się całują! A fe!
- Jak to się całują?! Co to ma być?! Zawsze myślałam, że to mężczyzna całuje kobietę!
- Jak widać nie zawsze… Musisz sobie odpuścić tego Johana, bo nie masz szans z tym Niebieskouszym, ha ha ha…
- Nie śmiej się, to żałosne, wręcz paskudne!
- Nie przejmuj się, na szczęście jest na tym świecie wielu mężczyzn… A już mi się zaczął podobać ten niebieski Uszatek, ha ha ha…
- Lepiej wracajmy, bo ktoś nas jeszcze zobaczy… Jeden cios tej nocy już wystarczy…

Jak tylko obie kobiety zniknęły w kajucie na pokładzie pojawiła się kolejna postać… Był to Dawid Łęckowski – Szpiegu, który został wysłany przez towarzyszy z kryjówki w ścianie z misją znalezienia żywności… Szpiegu powoli skradał się w stronę kuchni… Już był blisko, ale nagle na pokładzie pojawił się Kozak Robaczenko i zaczął się przechadzać…

- Kurczę pieczone!  - mówił Kozak sam do siebie – Nie mogę spać! Może spacer po świeżym powietrzu mi pomoże?

Robaczenko spacerował już kwadrans, w końcu znalazł się w pobliżu stanowiska sternika…

- Co tutaj robisz młodzieńcze? – zapytał łamaną polszczyzną sternik Johan – Zimno ci biedaku? Może płaszcza ci użyczyć?
- Nie, nie trzeba… Spać nie mogę, tak sobie spaceruję po pokładzie…
- Ja to bym spał, że ho ho… Szkoda, że nie znasz się na sterowaniu, bo byś mnie zastąpił… skoro i tak nie śpisz…
- Mogę!
- Nie, nie… Van Guyden by mnie potem powiesił…
- No cóż… Chciałem!

Robaczenko pochodził jeszcze chwilę po pokładzie, po czym zniknął w swojej kajucie… Szpiegu odczekał jeszcze chwilę, a następnie wszedł do kuchni… Tam błyskawicznie wziął się do pracy, na stole leżało kilka świeżych ryb, ale zlekceważył je i szukał dalej… Kilka minut później usłyszał jakiś hałas, więc nie grymasząc już zgarnął ryby ze stołu i szybko opuścił kuchnię… Niebawem okazało się, że dobrze zrobił, bowiem wszedł tam kucharz Piotr Laszlo Tekieli…

- Trzeba zacząć robić zupkę rybną – mówił do siebie pogwizdując wesoło Tekieli – Niech wreszcie ta cała dzicz się w końcu naje… a jutro z Anglikiem znowu coś złowimy… Co to? Gdzie są do diabła ciężkiego moje ryby???

Kucharz długo nie mógł uwierzyć w to co zobaczył… Stół był pusty…

- Przecież wieczorem zostawiliśmy je na stole! Psia kość! Kurza twarz! Nie może tak być!

Tekieli rozłoszczony pobiegł do kajuty Anglika…

- Wstawaj Swayze, wstawaj! Nieszczęście się stało!
- Co jest? Daj mi spać człowieku…
- Wstawaj! Ryb nie ma!
- Jak to nie ma?
- Ktoś je musiał ukraść!
- Do licha! Już idę…

Kwadrans później obaj zanurzali sieci w oceanie…

- Mam nadzieję, że coś złowimy… - mówił Swayze – bo inaczej to z nas zrobią zupę…
- Boże! Kto nam te ryby buchnął? – biadolił Tekieli – Niech go kule biją! Jakbym dorwał łobuza to od razu bym go za burtę wyrzucił!

Tymczasem Szpiegu powrócił do kryjówki w ścianie…

- I co? Przyniosłeś jakieś jedzonko? – powiedział na powitanie Jaromir z Cebulewa.
- Jak nic nie masz… - wtrącił się Bartłomiej Głuchowski – to Łuszczyński potraktuje cię jak ostatnio Tylko…
- Mam, mam… - odparł z uśmiechem Szpiegu – Trzymajcie… Akurat każdemu po jednej… a jednak nie, sześć tylko mam…
- Dawaj! – zawył z dziką radością Marian Łuszczyński – Tylko nie dostanie za karę!
- Dawaj rybkę, dawaj! – cieszył się jak niemowlę Włoch Prostaccio.

Szmicior patrzył z podziwem na Łęckowskiego, aż w końcu powiedział…

- Ty, Szpiegu, to musisz być w mojej bandzie! W bandzie Szmiciora!
- Jedz, a nie gadaj! – śmiał się Głuchowski – zobacz Marian już kończy i zaraz ci zabierze, ha ha ha…

Chwilę później po rybach zostały już tylko ości… Biedny Tylko ze łzami w oczach patrzył  jak towarzysze jedli ryby…

- Mogę chociaż ości wylizać? – rzucił nagle nieśmiało.
- A liż… - odparł Łuszczyński ze śmiechem – Mało tego. Szpiegu! Idź po jeszcze…
- Nie bardzo…
- Czemu nie bardzo? Śmigaj raz dwa po kolejne rybki! Surowe, ale zawsze!
- W kuchni to tam za bardzo nic nie mają… Nie znalazłem nic poza tymi rybami właśnie…

Powoli zaczęło świtać, do kajuty Jerzego Donieckiego przyszli członkowie firmy sprzątającej…

- O co chodzi? – zapytał dowódca.
- Nudzi się nam – odparła Anna Hynowska – My nie przyzwyczajeni do takiego nieróbstwa…
- No właśnie – dodała Katarzyna Madejska – Trza nam jakąś robotę wymyśleć…
- Aha. No nie ma problemu. Przecież wy w Gdańsku statki sprzątaliście, więc roboty wam nie zabraknie… Co prawda pan Roman Więcławski za karę myje pokład codziennie, ale nie idzie mu najlepiej, ha ha ha…
- Umyjemy jak należy! – ucieszył się Wiecha.
- Hurra! – zawołał rozradowany Czarny Malik.
- Wariaty jedne! – zaklęła cicho pod nosem Alfreda Pawłowska – a tak było fajnie…

Chwilę później cała ekipa wesoło podskakując znalazła się na pokładzie. Błyskawicznie znalazły się miotły, szczotki i wszystko co potrzebne do pucowania pokładu… Nieco wcześniej Więcławski także wziął się za mycie…

- Panu już dziękujemy! – rzekła z uśmiechem Hynowska.
- Teraz my tu sprzątamy! – zawołał z niesłychaną radością Wiecha.
Więcławski nieco zdziwiony odparł…
- Naprawdę? Nie muszę już tego robić? Z nieba mi spadliście kochani!

Kajuta rycerza Krzysztofa…

- Witajcie śpiochy! – zawołał rycerz do pozostałych mieszkańców.
- Co jest? – odparł ze złością zaspany Rafał Kafałkowski – Spać jeszcze trochę…
- E tam spać… - skwitował wesoło rycerz – dzień taki piękny, trzeba się nim cieszyć, a nie czas na spanie marnować…
- To nie marnuj… - wtrącił się rozbudzony Stanisław Jochymowski – idź się przejdź po pokładzie, a nas zostaw w spokoju…
- Mam dla was propozycję …
- Jaką znowu? – zapytał Niemiec Martin Schylder.
- Brudno tu jest… Jest osoba, która tutaj może posprzątać…
- To niech przyjdzie i posprząta – powiedział z zadowoleniem Schylder.
- Ale to dodatkowo kosztuje…
- Aha. No cóż, dopisz do rachunku, trzeba tutaj trochę ogarnąć…
- W porządku. To zaraz przyślę tę osobę.
- Jak zaraz? – zawołał zdenerwowany Kafałkowski – Śpię jeszcze! Niech przyjdzie za dwie godziny!

Kwadrans później rycerz przyprowadził Alfredę…

- O, proszę, to ta kajuta… Proszę pani Fredziu na błysk ją zrobić…
- Dobra, dobra…

Kafałkowski z Jochymowskim chcąc nie chcąc musieli wstać i wszyscy opuścili kajutę…

Dowódca II wyprawy wybrał się na spacer po pokładzie i nie mógł uwierzyć własnym oczom, wszędzie było bowiem niesamowicie czysto…

- Wy to potraficie sprzątać! – zawołał z uznaniem na widok Hynowskiej.
- Staramy się panie Doniecki, staramy! Szybko nam poszło z pokładem to teraz sprzątamy w kajutach…
- Nachwalić się was nie można – powiedział rozanielony Doniecki – Więcławski to tylko lał wodą po pokładzie, a brudno było dalej.

Dowódca jeszcze chwilę pogwarzył sobie z Hynowską, a następnie poszedł do swojej kajuty, którą w między czasie zdążyła posprzątać Madejska…

Życie na pokładzie tętniło na całego, na co z pewnością wpływ miała piękna, słoneczna pogoda, ale i pięknie wypucowany pokład…

- No i co powiesz ciekawego Czarnienko? – zagadnął Włoch Roberto Gibbencione.
- A, nie wiem… - odparł Kozak – może znowu jaki zakład?
- Chętnie, chętnie… Co proponujesz?
- Chwila. Muszę się zastanowić…
- Byle jeszcze dzisiaj – wtrącił się ze śmiechem inny Kozak Jakubiczenko.
- Spokojna twoja rozczochrana – zaripostował Czarnienko – jak taki mądry jesteś to ty coś wymyśl!
- Tak?
- A tak! Pokaż co potrafisz!
- To masz! Załóżcie się o to, który…
- Tak? – zaciekawił się Gibbencione.
- … pierwszy ląd wypatrzy! – dokończył z dzikim rykiem Jakubiczenko.
- Głupiś! – skwitował żart kolegi Czarnienko – ale wymyśliłeś.
- No, dobrze…  Teraz na poważnie… Załóżcie się o to, który…
- No no…
- … mądrzejszy! – zachichotał Jakubiczenko.

Gibbencione i Czarnienko spojrzeli po sobie i jednocześnie chwycili żartownisia za nogi, a następnie powlekli w kierunku burty … związali nogi sznurem i głową do dołu przerzucili za burtę…

- No! Teraz założymy się kiedy ci krew do głowy podejdzie, ha ha ha. Jak myślisz Gibbencione?
- Ha ha ha…
- Zwariowaliście?! Przecież ja żartowałem! – darł się wściekły Jakubiczenko.
- Ja myślę, że zemdleje do pół godziny… - typował Czarnienko.
- A ja myślę, że trochę dłużej… to twarda bestia!
- Natychmiast mnie wyciągnijcie!

W tym samym momencie po pokładzie przechadzał się rycerz Krzysztof…

- Co tu się dzieje panowie? Aha… Topicie go? Bardzo dobrze, bardzo dobrze…

Rycerz nie przepadał za Kozakiem, więc ucieszył go ten widok… Zadowolony poszedł dalej…

- Dobra! Wyciągnijmy go… - powiedział po kilku minutach Czarnienko – Już mu wystarczy…

Jakubiczenko, gdy tylko znalazł się z powrotem na pokładzie chciał rzucić się na towarzyszy, ale zapomniał, że miał związane nogi i całym ciężarem grzmotnął o pokład…

- Spokojnie, spokojnie… - powiedział spacerujący nieopodal Przemysław Janczurowski – bo dziurę w pokładzie zrobisz…

Rycerz jeszcze długo spacerował, aż w pewnym momencie dostrzegł wędrownego grajka …

- Musiałek! Co z pieśnią o mnie?

Musiałek, gdy tylko to usłyszał rzucił się do ucieczki… Rycerz puścił się w pościg za nim, ale po pewnym czasie nie wiedział już, gdzie biegnie i dał sobie spokój…

- Pewnie schował się w którejś kajucie! Dopadnę go innym razem!

Nastała pora obiadowa. Kucharzowi i Anglikowi udał się połów, więc na obiad była pożywna zupa rybna… Wszyscy byli zadowoleni, bo najedli się do syta…

- Dobra zupka! – chwalił Tekielego Janczurowski – Pyszna!
- Smakowało mi wybornie! – dodał Piotr Górecki.
- Wiesz co Swayze? – zapytał Tekieli, jak już wszyscy wyszli – zostało kilka rybek jeszcze… Wiesz co musimy zrobić?
- Wiem, śpimy w kuchni. Trzeba dopaść tego złodzieja!



2 komentarze:

  1. Anonimowy20:10

    Co oni tak się garną do tego sprzątania? Frajerzy jacyś? Nawiedzeni! Jak im się nudzi to mogą wpaść i posprzątać mi dom! ha ha ha!

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy02:11

    A co ten Szmiocior cały czas tylko banda i banda?

    OdpowiedzUsuń