bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

piątek, 15 listopada 2013

Epopeja polsko-indiańska (54)

- Budzanowski! – zawołał Jerzy Doniecki.
- Tak?
­ - Presucha gotowy do jasnowidzenia?
- Tak. Kocioł ma już zagrzany…
- Doskonale!
Dowódca II polskiej wyprawy do Nowego Świata pośpiesznie udał się do kajuty Kozaka Presuchy.
- Zaczynaj!
Presucha nie śpiesząc się ruszył w kierunku kotła, a następnie do niego zaglądnął. Patrzył długo, ale coś było nie tak, w końcu odskoczył od niego i wściekle zawołał:
- Nic nie widzę! Nic nie widzę!
- Co?!
- Widzę tylko wywar! Coś jest nie tak!
- Zrób coś! Może pomyliłeś recepturę?
- Co?! Presucha nigdy się nie myli!
- Coś jednak jest nie tak skoro nic nie widzisz!
- Jest wyjście!
- No to działaj! Ile to zajmie?
- Chwilę.
Kozak przyniósł jakieś zawiniątko i wsypał do kotła, następnie z wielką precyzją zamieszał chochlą dwukrotnie w prawo i dwukrotnie w lewo, odczekał kilka minut i czynność powtórzył.
- Zaglądaj!
Presucha włożył głowę do kotła, ale niemal natychmiast odskoczył i wrzasnął jak oparzony…
- Boże!
- Co się znowu stało? Zginęli czy co?
- Nie!
- Chwała Bogu!
- Nie to!
- A co? Gadaj szybko!
-Widzę nagie niewiasty!
- Co?
- Zobacz sam panie!
Doniecki ruszył do kotła i faktycznie w lustrze wywaru ujrzał cztery nagie, kąpiące się, niewiasty. Jakież było jego zdziwienie, gdy w jednej z nich rozpoznał swoją kuzynkę Andżelikę Koszyńską. Pozostałe były jej znajomymi: Kinga Kabatowska, Anna Żbikowska i Agnieszka Dębska.
- A zaglądnę raz jeszcze… - powiedział zbliżając się Presucha.
- Precz! Precz mi stąd zwyrodnialcu! Co to ma znaczyć?!
- Nie wiem, nie wiem…
- Budzanowski! – zawołał Doniecki.
- Tak? – odparł wezwany, który pełnił wartę pod drzwiami kajuty.
- Zawołaj Światłoniewskich i wylejcie zawartość kotła do oceanu!
Niedługo potem wspomniana trójka wyniosła kocioł i zgodnie z poleceniem dowódcy wylała wywar do oceanu.
- Wytłumacz mi teraz Presucha – oświadczył już spokojniej Doniecki  - co to wszystko ma znaczyć?
- Nie wiem, naprawdę, nie wiem…
- Co proponujesz?
- Zrobię wywar jeszcze raz…
- Tylko już niczego nie zepsuj, bo cała fortuna poszła na te twoje składniki! Dzisiaj już nie chcę żadnych widzeń, przygotuj wywar na jutro!
Cały czas w kącie kajuty ukryty był Bartosz Noworolski, który bacznie obserwował całą sytuację.
- Dobrze ci tak Presucha, łotrze jeden! – mruczał pod nosem – to zemsta za moje pszczoły!
Gdy dowódca wyszedł z kajuty Noworolski wysunął się z kryjówki…
- Co? Presucha, nie poszło? – śmiał się szlachcic.
Kozak spojrzał ze złością na szydercę i wycedził:
- To pewnie twoja sprawka! Coś dosypał do wywaru?
- Ja? Nic…
- Przyznaj się!
- Nic nie zrobiłem, po prostu taki z ciebie wróżbita fajtłapa, ha ha ha.
Presucha nie miał już ochoty kontynuowania rozmowy, ale w myślach postanowił, że jutro będzie bardziej ostrożny i nie spuści wywaru z oczu…
Pod pokładem…
- To co panowie, przyjmujecie zakład? – pytał Włoch Roberto Gibbencione.
- Jeszcze raz ustalmy zasady – odparł Kozak Czarnienko – Rzucasz nożami z 30 kroków i wszystkie lądują tuż obok głowy tak? 10 noży?
- Tak. Nie dalej niż na długość mojego palca wskazującego.
- Ciekawe kto zgodzi się stanąć pod ścianą – śmiał się Kozak Jakubiczenko.
- No jak to kto? Weźmy tego Prusaka Louzego, bo jakby się czasem Gibbencione pomylił to jego będzie najmniej szkoda, ha ha ha – śmiał się Czarnienko.
Kilka minut później Louze został doprowadzony i siłą postawiony pod ścianą…
- Dlaczego mnie do tego zmuszacie? Doniecki wyraźnie powiedział, że należę do załogi!
Faktycznie jakiś czas temu dowódca zmienił status Prusaka z więźnia na równorzędnego członka załogi. Stało się tak po ich męskiej rozmowie. Louze zrozumiał bowiem, że są daleko od jego ojczyzny i lepiej dla niego będzie być lojalnym wobec Polaków.
- Potraktuj to jako takie przyjęcie do drużyny, ha ha ha – rechotał Kozak Baliczenko.
Louze chciał jeszcze coś odpowiedzieć, ale Gibbencione krzyknął:
- Nie ruszaj się jeśli chcesz żyć!
Sekundę później pierwszy nóż utkwił w desce tuż obok lewego ucha Prusaka. Włoch błyskawicznie rzucił kolejnymi nożami i wszyscy oniemieli, bowiem dziesięć noży wylądowało tuż przy głowie Louzego.
- Wygrałeś! – zawołał Baliczenko – Zaiste jesteś wielkim mistrzem noża!
- Ba! – odparł ze spokojem Gibbencione.
Do kajuty dowódcy zmierzali: Przemysław Nowacki, Krzysztof Seremacki i Roman Więcławski.
- Który taki mądry, że statek omal na dno nie trafił?!
Trójka milczała…
- Przyznaję się – wypalił nagle Więcławski – To ja! Przypadkiem to było…
- Ładny mi przypadek! Dobrze, że się przyznałeś – to zostanie zaliczone na twoją korzyść, ale i tak kary nie unikniesz. Poza tym wiedziałem, że to twoja sprawka, ale czekałem na twój ruch. Po gorzale rozum cię opuszcza, inaczej tego wytłumaczyć nie potrafię! Nie będę jednak surowy, jak zamierzałem wcześniej, karą niech będzie szorowanie pokładu na błysk przez okres tygodnia. Odejdź i zacznij wykonywać karę natychmiast!
Więcławski nie odparł nic, wyszedł i zabrał się do roboty.
- A wam, dziękuję, żeście w porę interweniowali i zapobiegli tragedii.
Na pokładzie spacerował rycerz Krzysztof, nagle zobaczył wędrownego grajka Musiałka, który gdy go tylko ujrzał zaczął uciekać…
- Czekaj! Musiałek czekaj! Co z pieśnią o mnie?
- Pracuję nad nią, pracuje…
- Tyle czasu?
- Nie zapomnij rycerzu, że są jeszcze i inni klienci…
- Jacy inni? Łżesz!
- Muszę iść, praca na mnie czeka…
- Niedługo ma być ta pieśń i nie unikaj mnie jak ostatnio! Widzę cię pierwszy raz odkąd wypłynęliśmy z Gdańska!
- Pracuję rycerzu, ciężko pracuję…
- Jesteś widocznie za mało wydajny!

Rycerz kontynuował spacer po pokładzie, następną osobą którą spotkał był Przemysław Janczurowski…
- Co robisz waszmość?
- Moja sprawa – odparł butnie Janczurowski.
- Zapytać nie można? – powiedział zbity z tropu rycerz.
- Nie!
- Coś taki nerwowy?
- Bo tak! Nie można?
- Ale co się stało?
- Daj mi już spokój, bo cię zaraz wyrzucę za burtę!
Rycerz był tak zdziwiony, że nawet nie zdążył odpowiedzieć, a gdy Janczurowski znikł za rogiem rzekł do siebie…
- Nie wiem co mu się stało…Przecież to taki spokojny człowiek…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz