bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

czwartek, 28 marca 2013

Epopeja polsko-indiańska (26)

Wysłane z Kuby statki z ekspedycją wojskową pod wodzą Jose Manuela Bakulerosa i Pablo Vincento Magierosa dotarły właśnie do małej, bezludnej wyspy...

- Dawać kucharza! - zawołał Jose Fortezes.

Po kilku chwilach łódź z Januszem Rysiem i kilkoma hiszpańskimi żołnierzami dobiła do brzegu. Hiszpanie wysadzili skazańca i wrócili na statek.

- Ja wam jeszcze pokaże! - krzyczał Ryś - wy hiszpańskie lebry!

Fortezes złośliwie pomachał kucharzowi na pożegnanie...

- Tutaj ten łotr może wydzierać się ile tylko zapragnie, ha ha ha.
- Może by tak jednak strzelić do niego? - zaproponował jeden z żołnierzy.
- Nie! - stanowczo nie zgodził się Fortezes - Szkoda na niego kuli, to co go teraz spotkało będzie najlepszą karą...

Następnie dał znać by wyruszać w dalszą drogę, a sam zszedł pod pokład.

- Chodź Jose! - powiedział Bakuleros - spróbujemy jeszcze raz przesłuchać tego ptaszka. Będziesz tłumaczył...

Kapitan Wilhelm Rokosz, bo jego miał na myśli konkwistador, stał przywiązany do drewnianego słupa, gdy nagle usłyszał dźwięk zbliżających się kroków...

- Powiedz temu draniowi - zaczął Bakuleros - że jak nie powie nam zaraz, gdzie wysadził tych ludzi ze statku to marnie skończy!
- Poczekaj Bakuleros - wtrącił się Magieros - zagrajmy z nim w złego i dobrego...
- Kto będzie tym złym?
- No, tak jak zawsze ty...
- Wiedziałem, ale dobrze. Zacznij pierwszy, ja wyjdę.

Magieros, za pośrednictwem Fortezesa, oznajmił Rokoszowi, że to jest jego ostatnia szansa i jak tylko wskaże miejsce lądowania to zostanie mu zwrócona wolność. Jeżeli jednak nie dogadają się to wkroczy brutalny Bakuleros i już nie będzie żadnych układów. Następnie zaczął straszyć Rokosza wyrafinowanymi torturami w wykonaniu Bakulerosa, nawet tajemniczymi miksturami włoskiego medyka Faraciniego, które doprowadzają człowieka do obłędu. Nie przyniosło to jednak żadnych rezultatów, więc Magieros odszedł.

- Sam tego chciałeś! - zawołał na wstępie Bakuleros - wyłupię ci oczy, wyrwę język, a potem tępym nożem będę kroił po kawałeczku twoje ciało, ale tak żeby bolało jak najbardziej! Będziesz wył z bólu!

Rokosz milczał w dalszym ciągu, co wywołało jeszcze większą wściekłość konkwistadora, który wyciągnął nóż i zbliżył się do kapitana.

- Które oko mam ci najpierw wydłubać słoneczko? Prawe czy lewe?

Kapitan milczał nadal, Bakuleros przystąpił więc do dzieła, błysnęło stalowe ostrze, gdy nagle jakaś ręka chwyciła za ramię konkwistadora...

- Stój! Nie pozwalam!
- Odejdź Madeiros! Lepiej ze mną nie zadzieraj!
- Z rozkazu admirała Javiera Hernandeza Belicareza nie pozwalam! - zawołał strażnik - Admirał powierzył więźnia mojej osobie. Możesz go torturować w inny sposób, a nie tak bestialsko. Bicie, batożenie jak najbardziej, ale na wydłubywanie oczu, wyrywanie języka i krojenie nożem nie pozwolę!
- Ja tutaj jestem panem i władcą, a nie Belicarez! - ryknął Bakuleros - zabiję każdego kto mi stanie na drodze!
- Nawet Hiszpana? - zdziwił się Fortezes.
- Nawet!
- Pamiętaj, że Belicarez - mówił Fortezes - wyraźnie rozkazał, że jesteście co prawda z Magierosem dowódcami wyprawy, ale mnie upoważnił do pilnowania jego interesów i mam prawo do zgłoszenia sprzeciwu w każdej sprawie, a wy musicie to uszanować! To tak, jakby sam admirał do ciebie mówił!

Bakuleros spojrzał na Fortezesa takim wzrokiem, jakby za chwilę miał mu przebić pierś nożem, ale w ostatniej chwili powstrzymał się jednak. Wiedział bowiem, że przed wyjazdem z Kuby admirał w obecności żołnierzy mianował Fortezesa swoim namiestnikiem. Drażniła go strasznie ta trójwładza, do Magierosa przyzwyczaił się już przez lata wspólnego przebywania, ale Fortezesa zaczynał po prostu nienawidzieć. Ostatecznie schował nóż i rzekł:

- Batem, biciem i podobnymi metodami próbowaliście już zmusić go do mówienia i nie przyniosło to żadnych rezultatów. Szkoda czasu! A ty Pablo skoro taki mądry jesteś to teraz powiedz, gdzie mamy szukać miejsca lądowania tych Holendrów, czy też Polaków!
- Ja to jestem od pilnowania - odparł spokojnie Madeiros - a nie od szukania.
- Proponuję przybić do południowych wybrzeży - zaproponował Fortezes - i tam zrobić rozeznanie. W ogóle to na razie dałbym sobie spokój z tymi Polakami, bo to  jak szukanie igły w stogu siana... Jak byliśmy jeszcze na Kubie, to przypadkowo nasz patrol znalazł ślady jakiegoś obozu na plaży, ale jak szczegółowo zacząłem to analizować z dowódcami statków to były to ślady pozostawione przez jedną z naszych wypraw rozpoznawczych w głąb lądu jakieś pół roku temu... Nie mogły należeć do Polaków... Wiemy przecież, że na północ od Kuby jest bardzo rozległy ląd, może nawet bardziej niż myślimy. Płyniemy w nieznane, dopiero sami odkryjemy i zbadamy te terytoria. Trzeba się skoncentrować przede wszystkim na poszukiwaniu kruszców, poznać i prawdopodobnie pokonać tubylców, a przy odrobinie szczęścia natkniemy się na ślad tych Polaków...
- Może i dobrze prawisz Jose - powiedział już pojednawczo Bakuleros - Tak zrobimy, nie będziemy tracić czasu na szukanie, zwłaszcza że zupełnie nie znamy tych terenów. Ale wierz mi, w końcu ich dopadniemy, a wtedy marny ich los... Nawet Madeiros im nie pomoże!
- Skoro to będą twoi więźniowie - odezwał się zaczepiony strażnik - to możesz ich nawet zjeść...

Fortezes proponował, opierając się na hiszpańskich - jeszcze bardzo niedokładnych - mapach wybrzeża by skierować się na północny zachód. Obaj konkwistadorzy zaakceptowali ten pomysł.

- Myślę - stwierdził Magieros - że miejsca lądowania nie ma aż tak wielkiego znaczenia, bo i tak te terytoria są dla nas zagadką. Wylądujmy i na miejscu wszystko się wyjaśni. Poznamy miejscową ludność i to już nam da wiele cennych wskazówek. Pamiętajmy, że przede wszystkim szukamy złota! Co ci się dzieje Bakuleros? Nagle bardzo zbladłeś...
- Nie wiem, źle się poczułem...
- Za bardzo to wszystko przeżywasz...
- To nie to... Myślę, że to przez miksturę tego włoskiego medyka! Wypiłem to przed przesłuchaniem więźnia, Faracini mówił, że zacznie działać po upływie godziny...
- No to mniej więcej tyle czasu minęło...
Bakuleros nie słuchał już dalszych słów przyjaciela, ale biegiem oddalił się w ustronne miejsce... Do wieczora nikt go już nie widział...

Następnego dnia rozpętał się straszliwy sztorm, obsługa statków walczyła z żywiołem, w końcu jednak postanowiono, że dla bezpieczeństwa skierują się ku lądowi. Po jakimś czasie znaleźli się w pewnej zatoce, w której wiatr był znacznie słabszy. Zarzucono więc kotwice i łodziami zaczęto transportować ludzi, konie oraz potrzebny ekwipunek na stały ląd. W między czasie morze uspokoiło się niemal całkowicie, ale nie zmieniono już decyzji.

- Zostajemy - zawyrokował Fortezes.
- Też tak myślę - dodał Magieros - rozbijemy tymczasowy obóz na plaży, wyślemy zwiad na rekonesans po okolicy, a potem zastanowimy się nad dalszym marszem.

Po pewnym czasie do dowódców ekspedycji zgłosił się żołnierz i pokazał znalezioną na plaży monetę...

- Dziwna jakaś, na pewno nie nasza...
- To jest... - Fortezes długo przypatrywał się monecie, ale nie miał żadnych wątpliwości - polski talar!

Po dokładnym przeczesaniu plaży znaleziono jeszcze inne przedmioty i w ogóle ślady obozowiska. Na pewno te ślady nie należały do Indian, musieli je zostawić ludzie z Europy.

- Myślisz to samo co ja Bakuleros? - zapytał Fortezes.
- Tak. Prawdopodobnie przypadkowo natrafiliśmy na miejsce lądowania tych Polaków!
- Raczej na pewno - dodał Magieros - odkąd wpłynęliśmy do tej zatoki cały czas obserwowałem więźnia, stawał się coraz bardziej zaniepokojony!

Bakuleros podszedł do Rokosza, kopnął go w bok i triumfalnie zawołał:

- Widzisz polski psie! Sami natrafiliśmy na ślad twoich rodaków, ha ha ha. Twoje milczenie na nic się zdało! Ha ha ha!

Rokosz milczał, bardzo niepokoił się o przyszły los członków wyprawy Michała Potylicza. Zdawał sobie bowiem sprawę, że Hiszpanie posiadają przewagę liczebną, a przede wszystkim będą mogli z zaskoczenia uderzyć na niespodziewających się takiego obrotu sprawy Polaków. Liczył jednak, że polska wyprawa oddaliła się znacznie od wybrzeża w głąb lądu i Hiszpanom nie uda się ich tak łatwo odnaleźć. Szkoda, że nie mógł ich ostrzec, ale postanowił jednak spróbować ucieczki. Było to jednak zadanie niezwykle trudne, był bowiem zawsze mocno związany, stale pilnowany przez Hiszpanów, a dodatkowo Madeiros nie odstępował go nawet na krok.

Bakuleros po sponiewieraniu więźnia napotkał medyka...

- Faracini! Co mi wczoraj dałeś za miksturę?
- A co? Nie pomogło?
- Pomogło, pomogło... Ale co przeżyłem to przeżyłem!
- Nie mówiłem, że będzie łatwo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz