Statek „Neptica”.
Zgodnie z zapowiedzią szlachcianki: Agnieszka Dębska i Anna
Żbikowska wybrały się na nocny spacer po pokładzie… Poruszały się wolno, bały
się, żeby nie natrafić na kogoś z załogi… Nie zapominały bowiem, że znajdują
się na statku nielegalnie… Powoli zbliżały się w kierunku stanowiska sternika…
- No i? – zapytała szeptem Żbikowska.
- Inny jest… Nie Johan… - odparła również szeptem Dębska.
Kobiety dłuższą chwilę w milczeniu obserwowały
holenderskiego sternika, po czym Żbikowska zdziwiona ponownie zabrała głos…
- Agnieszka! Jeżeli się nie mylę to ten sternik ma
niebieskie uszy…
- Też mi się tak wydaje… Chyba, że to czapka?
- Nie, to nie czapka… On ma niebieskie uszy…
- Choroba jasna! Gdzie my jesteśmy?
- A jak to duch jakiś jest?
- Uciekajmy!
Dębska już chciała ruszyć do ucieczki, ale koleżanka
chwyciła ją za ramię…
- Czekaj! Ktoś idzie!
- Może to mój Johan?
- Jak to Twój?
- Tak! To on! Pewnie jest zmiana sternika… Ale co oni
robią?!
- Wygląda na to, że się całują! A fe!
- Jak to się całują?! Co to ma być?! Zawsze myślałam, że to mężczyzna
całuje kobietę!
- Jak widać nie zawsze… Musisz sobie odpuścić tego Johana,
bo nie masz szans z tym Niebieskouszym, ha ha ha…
- Nie śmiej się, to żałosne, wręcz paskudne!
- Nie przejmuj się, na szczęście jest na tym świecie wielu
mężczyzn… A już mi się zaczął podobać ten niebieski Uszatek, ha ha ha…
- Lepiej wracajmy, bo ktoś nas jeszcze zobaczy… Jeden cios
tej nocy już wystarczy…
Jak tylko obie kobiety zniknęły w kajucie na pokładzie
pojawiła się kolejna postać… Był to Dawid Łęckowski – Szpiegu, który został
wysłany przez towarzyszy z kryjówki w ścianie z misją znalezienia żywności…
Szpiegu powoli skradał się w stronę kuchni… Już był blisko, ale nagle na
pokładzie pojawił się Kozak Robaczenko i zaczął się przechadzać…
- Kurczę pieczone! -
mówił Kozak sam do siebie – Nie mogę spać! Może spacer po świeżym powietrzu mi
pomoże?
Robaczenko spacerował już kwadrans, w końcu znalazł się w
pobliżu stanowiska sternika…
- Co tutaj robisz młodzieńcze? – zapytał łamaną polszczyzną
sternik Johan – Zimno ci biedaku? Może płaszcza ci użyczyć?
- Nie, nie trzeba… Spać nie mogę, tak sobie spaceruję po
pokładzie…
- Ja to bym spał, że ho ho… Szkoda, że nie znasz się na
sterowaniu, bo byś mnie zastąpił… skoro i tak nie śpisz…
- Mogę!
- Nie, nie… Van Guyden by mnie potem powiesił…
- No cóż… Chciałem!
Robaczenko pochodził jeszcze chwilę po pokładzie, po czym
zniknął w swojej kajucie… Szpiegu odczekał jeszcze chwilę, a następnie wszedł
do kuchni… Tam błyskawicznie wziął się do pracy, na stole leżało kilka świeżych
ryb, ale zlekceważył je i szukał dalej… Kilka minut później usłyszał jakiś
hałas, więc nie grymasząc już zgarnął ryby ze stołu i szybko opuścił kuchnię… Niebawem
okazało się, że dobrze zrobił, bowiem wszedł tam kucharz Piotr Laszlo Tekieli…
- Trzeba zacząć robić zupkę rybną – mówił do siebie pogwizdując
wesoło Tekieli – Niech wreszcie ta cała dzicz się w końcu naje… a jutro z
Anglikiem znowu coś złowimy… Co to? Gdzie są do diabła ciężkiego moje ryby???
Kucharz długo nie mógł uwierzyć w to co zobaczył… Stół był
pusty…
- Przecież wieczorem zostawiliśmy je na stole! Psia kość!
Kurza twarz! Nie może tak być!
Tekieli rozłoszczony pobiegł do kajuty Anglika…
- Wstawaj Swayze, wstawaj! Nieszczęście się stało!
- Co jest? Daj mi spać człowieku…
- Wstawaj! Ryb nie ma!
- Jak to nie ma?
- Ktoś je musiał ukraść!
- Do licha! Już idę…
Kwadrans później obaj zanurzali sieci w oceanie…
- Mam nadzieję, że coś złowimy… - mówił Swayze – bo inaczej
to z nas zrobią zupę…
- Boże! Kto nam te ryby buchnął? – biadolił Tekieli – Niech go
kule biją! Jakbym dorwał łobuza to od razu bym go za burtę wyrzucił!
Tymczasem Szpiegu powrócił do kryjówki w ścianie…
- I co? Przyniosłeś jakieś jedzonko? – powiedział na
powitanie Jaromir z Cebulewa.
- Jak nic nie masz… - wtrącił się Bartłomiej Głuchowski – to
Łuszczyński potraktuje cię jak ostatnio Tylko…
- Mam, mam… - odparł z uśmiechem Szpiegu – Trzymajcie…
Akurat każdemu po jednej… a jednak nie, sześć tylko mam…
- Dawaj! – zawył z dziką radością Marian Łuszczyński – Tylko
nie dostanie za karę!
- Dawaj rybkę, dawaj! – cieszył się jak niemowlę Włoch Prostaccio.
- Dawaj rybkę, dawaj! – cieszył się jak niemowlę Włoch Prostaccio.
Szmicior patrzył z podziwem na Łęckowskiego, aż w końcu
powiedział…
- Ty, Szpiegu, to musisz być w mojej bandzie! W bandzie
Szmiciora!
- Jedz, a nie gadaj! – śmiał się Głuchowski – zobacz Marian
już kończy i zaraz ci zabierze, ha ha ha…
Chwilę później po rybach zostały już tylko ości… Biedny
Tylko ze łzami w oczach patrzył jak
towarzysze jedli ryby…
- Mogę chociaż ości wylizać? – rzucił nagle nieśmiało.
- A liż… - odparł Łuszczyński ze śmiechem – Mało tego.
Szpiegu! Idź po jeszcze…
- Nie bardzo…
- Czemu nie bardzo? Śmigaj raz dwa po kolejne rybki! Surowe,
ale zawsze!
- W kuchni to tam za bardzo nic nie mają… Nie znalazłem nic
poza tymi rybami właśnie…
Powoli zaczęło świtać, do kajuty Jerzego Donieckiego
przyszli członkowie firmy sprzątającej…
- O co chodzi? – zapytał dowódca.
- Nudzi się nam – odparła Anna Hynowska – My nie
przyzwyczajeni do takiego nieróbstwa…
- No właśnie – dodała Katarzyna Madejska – Trza nam jakąś
robotę wymyśleć…
- Aha. No nie ma problemu. Przecież wy w Gdańsku statki
sprzątaliście, więc roboty wam nie zabraknie… Co prawda pan Roman Więcławski za
karę myje pokład codziennie, ale nie idzie mu najlepiej, ha ha ha…
- Umyjemy jak należy! – ucieszył się Wiecha.
- Hurra! – zawołał rozradowany Czarny Malik.
- Wariaty jedne! – zaklęła cicho pod nosem Alfreda Pawłowska
– a tak było fajnie…
Chwilę później cała ekipa wesoło podskakując znalazła się na
pokładzie. Błyskawicznie znalazły się miotły, szczotki i wszystko co potrzebne
do pucowania pokładu… Nieco wcześniej Więcławski także wziął się za mycie…
- Panu już dziękujemy! – rzekła z uśmiechem Hynowska.
- Teraz my tu sprzątamy! – zawołał z niesłychaną radością
Wiecha.
Więcławski nieco zdziwiony odparł…
- Naprawdę? Nie muszę już tego robić? Z nieba mi spadliście
kochani!
Kajuta rycerza Krzysztofa…
- Witajcie śpiochy! – zawołał rycerz do pozostałych
mieszkańców.
- Co jest? – odparł ze złością zaspany Rafał Kafałkowski –
Spać jeszcze trochę…
- E tam spać… - skwitował wesoło rycerz – dzień taki piękny,
trzeba się nim cieszyć, a nie czas na spanie marnować…
- To nie marnuj… - wtrącił się rozbudzony Stanisław
Jochymowski – idź się przejdź po pokładzie, a nas zostaw w spokoju…
- Mam dla was propozycję …
- Jaką znowu? – zapytał Niemiec Martin Schylder.
- Brudno tu jest… Jest osoba, która tutaj może posprzątać…
- To niech przyjdzie i posprząta – powiedział z zadowoleniem
Schylder.
- Ale to dodatkowo kosztuje…
- Aha. No cóż, dopisz do rachunku, trzeba tutaj trochę
ogarnąć…
- W porządku. To zaraz przyślę tę osobę.
- Jak zaraz? – zawołał zdenerwowany Kafałkowski – Śpię jeszcze!
Niech przyjdzie za dwie godziny!
Kwadrans później rycerz przyprowadził Alfredę…
- O, proszę, to ta kajuta… Proszę pani Fredziu na błysk ją
zrobić…
- Dobra, dobra…
Kafałkowski z Jochymowskim chcąc nie chcąc musieli wstać i
wszyscy opuścili kajutę…
Dowódca II wyprawy wybrał się na spacer po pokładzie i nie
mógł uwierzyć własnym oczom, wszędzie było bowiem niesamowicie czysto…
- Wy to potraficie sprzątać! – zawołał z uznaniem na widok
Hynowskiej.
- Staramy się panie Doniecki, staramy! Szybko nam poszło z
pokładem to teraz sprzątamy w kajutach…
- Nachwalić się was nie można – powiedział rozanielony
Doniecki – Więcławski to tylko lał wodą po pokładzie, a brudno było dalej.
Dowódca jeszcze chwilę pogwarzył sobie z Hynowską, a
następnie poszedł do swojej kajuty, którą w między czasie zdążyła posprzątać
Madejska…
Życie na pokładzie tętniło na całego, na co z pewnością
wpływ miała piękna, słoneczna pogoda, ale i pięknie wypucowany pokład…
- No i co powiesz ciekawego Czarnienko? – zagadnął Włoch
Roberto Gibbencione.
- A, nie wiem… - odparł Kozak – może znowu jaki zakład?
- Chętnie, chętnie… Co proponujesz?
- Chwila. Muszę się zastanowić…
- Byle jeszcze dzisiaj – wtrącił się ze śmiechem inny Kozak
Jakubiczenko.
- Spokojna twoja rozczochrana – zaripostował Czarnienko –
jak taki mądry jesteś to ty coś wymyśl!
- Tak?
- A tak! Pokaż co potrafisz!
- To masz! Załóżcie się o to, który…
- Tak? – zaciekawił się Gibbencione.
- … pierwszy ląd wypatrzy! – dokończył z dzikim rykiem
Jakubiczenko.
- Głupiś! – skwitował żart kolegi Czarnienko – ale
wymyśliłeś.
- No, dobrze… Teraz
na poważnie… Załóżcie się o to, który…
- No no…
- … mądrzejszy! – zachichotał Jakubiczenko.
Gibbencione i Czarnienko spojrzeli po sobie i jednocześnie
chwycili żartownisia za nogi, a następnie powlekli w kierunku burty … związali
nogi sznurem i głową do dołu przerzucili za burtę…
- No! Teraz założymy się kiedy ci krew do głowy podejdzie,
ha ha ha. Jak myślisz Gibbencione?
- Ha ha ha…
- Zwariowaliście?! Przecież ja żartowałem! – darł się
wściekły Jakubiczenko.
- Ja myślę, że zemdleje do pół godziny… - typował
Czarnienko.
- A ja myślę, że trochę dłużej… to twarda bestia!
- Natychmiast mnie wyciągnijcie!
W tym samym momencie po pokładzie przechadzał się rycerz
Krzysztof…
- Co tu się dzieje panowie? Aha… Topicie go? Bardzo dobrze,
bardzo dobrze…
Rycerz nie przepadał za Kozakiem, więc ucieszył go ten widok…
Zadowolony poszedł dalej…
- Dobra! Wyciągnijmy go… - powiedział po kilku minutach
Czarnienko – Już mu wystarczy…
Jakubiczenko, gdy tylko znalazł się z powrotem na pokładzie
chciał rzucić się na towarzyszy, ale zapomniał, że miał związane nogi i całym
ciężarem grzmotnął o pokład…
- Spokojnie, spokojnie… - powiedział spacerujący nieopodal
Przemysław Janczurowski – bo dziurę w pokładzie zrobisz…
Rycerz jeszcze długo spacerował, aż w pewnym momencie dostrzegł
wędrownego grajka …
- Musiałek! Co z pieśnią o mnie?
Musiałek, gdy tylko to usłyszał rzucił się do ucieczki…
Rycerz puścił się w pościg za nim, ale po pewnym czasie nie wiedział już, gdzie
biegnie i dał sobie spokój…
- Pewnie schował się w którejś kajucie! Dopadnę go innym
razem!
Nastała pora obiadowa. Kucharzowi i Anglikowi udał się
połów, więc na obiad była pożywna zupa rybna… Wszyscy byli zadowoleni, bo
najedli się do syta…
- Dobra zupka! – chwalił Tekielego Janczurowski – Pyszna!
- Smakowało mi wybornie! – dodał Piotr Górecki.
- Wiesz co Swayze? – zapytał Tekieli, jak już wszyscy wyszli
– zostało kilka rybek jeszcze… Wiesz co musimy zrobić?
- Wiem, śpimy w kuchni. Trzeba dopaść tego złodzieja!
Co oni tak się garną do tego sprzątania? Frajerzy jacyś? Nawiedzeni! Jak im się nudzi to mogą wpaść i posprzątać mi dom! ha ha ha!
OdpowiedzUsuńA co ten Szmiocior cały czas tylko banda i banda?
OdpowiedzUsuń