- Budzanowski! – zawołał Jerzy Doniecki.
- Tak?
- Presucha gotowy do jasnowidzenia?
- Tak. Kocioł ma już zagrzany…
- Doskonale!
Dowódca II polskiej wyprawy do Nowego Świata pośpiesznie
udał się do kajuty Kozaka Presuchy.
- Zaczynaj!
Presucha nie śpiesząc się ruszył w kierunku kotła, a
następnie do niego zaglądnął. Patrzył długo, ale coś było nie tak, w końcu
odskoczył od niego i wściekle zawołał:
- Nic nie widzę! Nic nie widzę!
- Co?!
- Widzę tylko wywar! Coś jest nie tak!
- Zrób coś! Może pomyliłeś recepturę?
- Co?! Presucha nigdy się nie myli!
- Coś jednak jest nie tak skoro nic nie widzisz!
- Jest wyjście!
- No to działaj! Ile to zajmie?
- Chwilę.
Kozak przyniósł jakieś zawiniątko i wsypał do kotła,
następnie z wielką precyzją zamieszał chochlą dwukrotnie w prawo i dwukrotnie w
lewo, odczekał kilka minut i czynność powtórzył.
- Zaglądaj!
Presucha włożył głowę do kotła, ale niemal natychmiast
odskoczył i wrzasnął jak oparzony…
- Boże!
- Co się znowu stało? Zginęli czy co?
- Nie!
- Chwała Bogu!
- Nie to!
- A co? Gadaj szybko!
-Widzę nagie niewiasty!
- Co?
- Zobacz sam panie!
Doniecki ruszył do kotła i faktycznie w lustrze wywaru
ujrzał cztery nagie, kąpiące się, niewiasty. Jakież było jego zdziwienie, gdy w
jednej z nich rozpoznał swoją kuzynkę Andżelikę Koszyńską. Pozostałe były jej
znajomymi: Kinga Kabatowska, Anna Żbikowska i Agnieszka Dębska.
- A zaglądnę raz jeszcze… - powiedział zbliżając się
Presucha.
- Precz! Precz mi stąd zwyrodnialcu! Co to ma znaczyć?!
- Nie wiem, nie wiem…
- Budzanowski! – zawołał Doniecki.
- Tak? – odparł wezwany, który pełnił wartę pod drzwiami kajuty.
- Zawołaj Światłoniewskich i wylejcie zawartość kotła do
oceanu!
Niedługo potem wspomniana trójka wyniosła kocioł i zgodnie z
poleceniem dowódcy wylała wywar do oceanu.
- Wytłumacz mi teraz Presucha – oświadczył już spokojniej
Doniecki - co to wszystko ma znaczyć?
- Nie wiem, naprawdę, nie wiem…
- Co proponujesz?
- Zrobię wywar jeszcze raz…
- Tylko już niczego nie zepsuj, bo cała fortuna poszła na te
twoje składniki! Dzisiaj już nie chcę żadnych widzeń, przygotuj wywar na jutro!
Cały czas w kącie kajuty ukryty był Bartosz Noworolski,
który bacznie obserwował całą sytuację.
- Dobrze ci tak Presucha, łotrze jeden! – mruczał pod nosem
– to zemsta za moje pszczoły!
Gdy dowódca wyszedł z kajuty Noworolski wysunął się z
kryjówki…
- Co? Presucha, nie poszło? – śmiał się szlachcic.
Kozak spojrzał ze złością na szydercę i wycedził:
- To pewnie twoja sprawka! Coś dosypał do wywaru?
- Ja? Nic…
- Ja? Nic…
- Przyznaj się!
- Nic nie zrobiłem, po prostu taki z ciebie wróżbita fajtłapa, ha ha ha.
- Nic nie zrobiłem, po prostu taki z ciebie wróżbita fajtłapa, ha ha ha.
Presucha nie miał już ochoty kontynuowania rozmowy, ale w
myślach postanowił, że jutro będzie bardziej ostrożny i nie spuści wywaru z
oczu…
Pod pokładem…
- To co panowie, przyjmujecie zakład? – pytał Włoch Roberto
Gibbencione.
- Jeszcze raz ustalmy zasady – odparł Kozak Czarnienko – Rzucasz
nożami z 30 kroków i wszystkie lądują tuż obok głowy tak? 10 noży?
- Tak. Nie dalej niż na długość mojego palca wskazującego.
- Ciekawe kto zgodzi się stanąć pod ścianą – śmiał się Kozak
Jakubiczenko.
- No jak to kto? Weźmy tego Prusaka Louzego, bo jakby się
czasem Gibbencione pomylił to jego będzie najmniej szkoda, ha ha ha – śmiał się
Czarnienko.
Kilka minut później Louze został doprowadzony i siłą
postawiony pod ścianą…
- Dlaczego mnie do tego zmuszacie? Doniecki wyraźnie
powiedział, że należę do załogi!
Faktycznie jakiś czas temu dowódca zmienił status Prusaka z
więźnia na równorzędnego członka załogi. Stało się tak po ich męskiej rozmowie.
Louze zrozumiał bowiem, że są daleko od jego ojczyzny i lepiej dla niego będzie
być lojalnym wobec Polaków.
- Potraktuj to jako takie przyjęcie do drużyny, ha ha ha –
rechotał Kozak Baliczenko.
Louze chciał jeszcze coś odpowiedzieć, ale Gibbencione
krzyknął:
- Nie ruszaj się jeśli chcesz żyć!
Sekundę później pierwszy nóż utkwił w desce tuż obok lewego
ucha Prusaka. Włoch błyskawicznie rzucił kolejnymi nożami i wszyscy oniemieli, bowiem
dziesięć noży wylądowało tuż przy głowie Louzego.
- Wygrałeś! – zawołał Baliczenko – Zaiste jesteś wielkim
mistrzem noża!
- Ba! – odparł ze spokojem Gibbencione.
Do kajuty dowódcy zmierzali: Przemysław Nowacki, Krzysztof
Seremacki i Roman Więcławski.
- Który taki mądry, że statek omal na dno nie trafił?!
Trójka milczała…
- Przyznaję się – wypalił nagle Więcławski – To ja!
Przypadkiem to było…
- Ładny mi przypadek! Dobrze, że się przyznałeś – to zostanie
zaliczone na twoją korzyść, ale i tak kary nie unikniesz. Poza tym wiedziałem,
że to twoja sprawka, ale czekałem na twój ruch. Po gorzale rozum cię opuszcza,
inaczej tego wytłumaczyć nie potrafię! Nie będę jednak surowy, jak zamierzałem
wcześniej, karą niech będzie szorowanie pokładu na błysk przez okres tygodnia.
Odejdź i zacznij wykonywać karę natychmiast!
Więcławski nie odparł nic, wyszedł i zabrał się do roboty.
- A wam, dziękuję, żeście w porę interweniowali i zapobiegli
tragedii.
Na pokładzie spacerował rycerz Krzysztof, nagle zobaczył
wędrownego grajka Musiałka, który gdy go tylko ujrzał zaczął uciekać…
- Czekaj! Musiałek czekaj! Co z pieśnią o mnie?
- Pracuję nad nią, pracuje…
- Tyle czasu?
- Nie zapomnij rycerzu, że są jeszcze i inni klienci…
- Jacy inni? Łżesz!
- Muszę iść, praca na mnie czeka…
- Niedługo ma być ta pieśń i nie unikaj mnie jak ostatnio!
Widzę cię pierwszy raz odkąd wypłynęliśmy z Gdańska!
- Pracuję rycerzu, ciężko pracuję…
- Jesteś widocznie za mało wydajny!
Rycerz kontynuował spacer po pokładzie, następną osobą którą
spotkał był Przemysław Janczurowski…
- Co robisz waszmość?
- Moja sprawa – odparł butnie Janczurowski.
- Zapytać nie można? – powiedział zbity z tropu rycerz.
- Nie!
- Coś taki nerwowy?
- Bo tak! Nie można?
- Ale co się stało?
- Daj mi już spokój, bo cię zaraz wyrzucę za burtę!
Rycerz był tak zdziwiony, że nawet nie zdążył odpowiedzieć,
a gdy Janczurowski znikł za rogiem rzekł do siebie…
- Nie wiem co mu się stało…Przecież to taki spokojny
człowiek…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz