(WSZYSTKIE TRZY CZĘŚCI SPECJALNE - W JEDNYM MIEJSCU)
Epopeja polsko-indiańska (CZĘŚĆ SPECJALNA)
W KRAINIE PISUANGÓW i PLATFORÓW
- Co to za wioska ojcze? - zapytał Zielony Królik, młodszy syn wodza i wskazał na widoczne z oddali liczne wigwamy.
- To wioska Pisuangów synu! - odparł wódz Płonące Drewno - Plemię to jest skłócone ze wszystkimi w okolicy, także z nami. Lepiej się z nimi nie zadawać...
- Ale czemu są skłóceni ze wszystkimi?
- Ciężko to wytłumaczyć... Obwiniają wszystkich w sumie o wszystko...
- Ale o co konkretnie?
- Nie chce mi się o tym mówić synu, zapamiętaj sobie, że Pisuangów należy omijać z daleka, howgh!
- Ale wytłumacz dlaczego!
- Dobrze! Plemieniem Pisuangów od jakiegoś czasu zarządza stary wódz Kaczannou, który nienawidzi wszystkich dookoła! Pisuangowie wspólnie z innymi plemionami, głównie Platforami, tworzyli silną konfederację plemienną, ale doszło do rozłamu, wielu odeszło nie mogąc znieść decyzji Kaczannou. Wodzem, który jest w pełni zależny od niego, zrobił Klęczące Pióro, który robi wszystko co mu każe. Drugim wodzem został Dwa Języki i oni obaj zarządzają w jego imieniu plemieniem. Pierwszy reprezentuje plemię na zewnątrz, a drugi odpowiada za sprawy wewnątrz plemienne. Ale nic bez zgody i wiedzy Kaczannou. Pomaga im Dwa Lica, który biega od wigwamu do wigwamu i przedstawia ludziom co postanowi Rada Starszych. A jeżeli ktoś odważy się narzekać i sprzeciwiać ich woli to wtedy Dwa Lica obgaduje go wśród współplemieńców tak strasznie, że biedak jest zaszczuty i ma dość. By zdobyć poparcie obiecają ludziom wszystko co ci tylko zechcą...
- To znaczy?
- Całe plemię poluje na bizony, ale podziału mięsa i skór dokonuje Rada Starszych. Dochodzi do tego, że ci co najbardziej popierają ich rządy wcale nie muszą uczestniczyć w polowaniach, bo i tak dostają swój udział...
- Ale to bez sensu...
- Też tak myślę, ale tak u nich jest. Ci co nie zgadzają się z tym są publicznie lżeni i obrażani.
- To dlaczego się na to wszyscy zgadzają?
- Bo są głupi! Ci co nie zgadzali się odeszli i założyli nową wioskę.
- Jakie to plemię?
- Platforowie. Ich wódz to Trzaskający Ogień. Z nimi handlujemy normalnie.
Za chwilę drogę zastąpili im wojownicy Pisuangów...
- Dokąd zmierzacie Tonkawa?
- Do swojej wioski!
- To idźcie, do naszej nie macie wstępu!
- Nie chcieliśmy skorzystać!
- W naszej wiosce panuje choroba przywleczona przez Blade Twarze, która nas dziesiątkuje!
- ?
- Idźcie dalej!
- Czym was zaraziły Blade Twarze?
- Tajemniczą chorobą...
Tą chorobą był zwykły katar, ale Indianie nie znali go wcześniej i nie byli odporni...
- Nasz szaman Szumiące Drzewo zakazał kontaktów z innymi plemionami, a wszystkim Pisuangom nakazał noszenie masek z roślin i zachowanie odpowiedniego odstępu...
- Z jakich roślin?
- Sprowadzamy je od Czejenów w dobrej cenie... Idźcie już!
Prawda była taka, że takie same maski można było zrobić na miejscu, ale Szumiące Drzewo chciał dać zarobić swojemu bratu, który wcale nie sprowadzał ich od Czejenów, ale produkował je w swoim wigwamie ...
Wioska Pisuangów...
- Dwa Lica! - zawołał Kaczannou (przez niektóre plemiona zwany też Kaczatou) - Idź i obwieść współplemieńcom, że wybory wodza zostały odwołane ze względu na chorobę! Tym samym dalej wodzem pozostaje Klęczące Pióro!
- Ale po tym jak odeszli Platforowie to on był jedynym kandydatem!
- Na wszelki wypadek ogłoś! I że będzie wodzem jeszcze przez pięć następnych wiosen!
- Ale...
- Idź i mnie nie denerwuj! Aha i powiedz wszystkim, że Trzaskający Ogień sympatyzuje z Bladymi Twarzami i Apaczami!
- Ludzie są głodni, nie interesuje ich wódz Platforów...
- Milcz! Niech idą nazbierać korzonków do lasu!
- Ale...
- A ci co są zdrowi niech idą polować na bizony! Bo nie ma co dzielić!
- Tylko...
- Co?
- Większość czeka, żeby coś dostać, a nie żeby iść na polowanie!
- Załatw to! Nie cierpię takich sytuacji!
- Bo odkąd odeszli Platforowie nie za bardzo ma kto chodzić na polowania...
- Nie interesuje mnie to! Masz wszystko załatwić, rozmawiaj, obiecuj! Klęczące Pióro i Dwa Języki niech ci pomogą!
Dwa Lica był wściekły! Ludzie byli głodni i źli, polityka rozdawnictwa Pisuangów wprowadziła po prostu wygodnictwo i każdy tylko czekał, aż coś dostanie, a nie żeby coś zrobić samemu...
- Wszystko zaczęło się walić - przeklinał pod nosem - jak tylko odeszli Platforowie! Oni polowali i pracowali, a teraz? Kaczannou buja w obłokach, nie wie jak jest! Co mam robić, co mam robić? Już nawet moje kłamstwa nie przynoszą żadnych rezultatów! Żadne plemię nie chce nam udzielać pożyczek w postaci żywności, bo wiedzą, że nie oddamy!
Dwa Lica dotarł do wigwamu zamieszkanego przez Dwa Języki ...
- Radź co robić!
- Nie ma już co rozdawać!
- Jak to?
- Platforowie odeszli i nie ma kto polować!
- Co teraz?
- Nie wiem... Nie ma skąd pożyczyć!
- A co powiesz ludziom?
- Ty im masz mówić! Powiedz, że jest świetnie! Że wszyscy są przeciwko nam i dlatego przez jakiś czas będzie biednie...
- Zwalić wszystko na Platforów?
- Tak! Że ich działania spowodowały chorobę i głód!
- A jak dojdzie do wojny?
- Nasz wódz wojenny Szalony Bawół da radę!
- Przecież on jest wciąż na etapie wyjaśniania nieszczęśliwego wypadku poprzedniego wodza, brata Kaczannou...
- Ale podobno przygotował nowe dzidy i lepsze strzały...
Niedługo potem Kaczannou kazał zwołać Radę Starszych. Stary wódz odkąd wybuchła zaraza stronił od innych, ale nie zamierzał nie wpływać na losy plemienia, komunikując się sygnałami dymnymi. Jego wigwam stale strzegło przynajmniej czterech wojowników, zachowując przy tym odstęp wielu metrów według zaleceń szamana Szumiącego Drzewa, dla zwykłych Pisuangów było to dwa metry. Po wysłaniu sygnałów Kaczannou powrócił do wigwamu i urządził sobie drzemkę.
Narada Rady Starszych...
- Kaczannou wpadł na genialny pomysł - zaczął Klęczące Pióro - żeby najbardziej chorych wysłać do Platforów, bo dlaczego oni mają być zdrowi?
- Nie ma szans! - skontrował Słabe Żebro - Odkąd odeszli są z nami na wojennej ścieżce!
- Ale... - wtrącił się Dwa Języki - Z niektórymi Pisuangami są spokrewnieni, wiem że utrzymują kontakty. Można to wykorzystać!
- Ludzie są głodni - narzekał Dwa Lica - ich teraz nie interesują Platforowie! Lepiej radźmy co zrobić by zapędzić ich do polowań! Oni tylko czekają, żebyśmy im wszystko dali! Na nic moje kłamstwa w takiej sytuacji!
- Twoje kłamstwa tracą na sile - skomentował Klęczące Pióro - może trzeba cię wymienić?
- A kto im naobiecywał? - odgryzł się Dwa Lica i spojrzał wściekle na Dwa Języki.
- Ja mówiłem, że tak będzie - odparł wskazany - Poza tym to nie ja, ale Błyszczące Korale! Ja bym nie obiecywał...
U Indian kobiety raczej nie miały szans na karierę inną niż w swoim wigwamie, ale Kaczannou wypatrzył gdzieś jedną i zrobił z niej wodza! Później jednak zastąpił ją Dwa Języki ...
W końcu ustalono wstąpienie na wojenną ścieżkę przeciw Platforom, ale mającą na celu nie wojnę samą w sobie, ale zdobycie pożywienia, czyli kradzież. Dwa Lica miał obwieścić kolejne obietnice za udział w wyprawie.
- Obiecaj im - mówił Klęczące Pióro - że wszyscy co wezmą udział w wyprawie dostaną tyle żywności ile sami uniosą!
- Skąd pewność, że wyprawa skończy się szczęśliwie? - niepokoił się Dwa Języki.
- Nasz wybitny wódz wojenny Szalony Bawół opracuje specjalny plan, dzięki któremu nasze powodzenie będzie tak pewne jak to, że po nocy wstaje słońce. W razie jakby nas nakryli Platforowie to przejdziemy do innego planu również opracowanego przez Szalonego Bawoła.
- Ach, szkoda że nie mogę ich postawić przed Sądem Plemiennym! - narzekał Słabe Żebro.
- A jak wyrok byłby inny niż oczekiwania? - zadrwił Klęczące Pióro.
- Nie kpij sobie, Sąd Plemienny zrobi wszystko co mu każe! Dokładnie tak jak ty wykonujesz bez szemrania wszystkie polecenia Kaczannou!
- Nieprawda! Wykonuję je ponieważ w pełni się z nimi zgadzam! Jakbym się nie zgadzał to bym ich nie wykonywał, jestem niezależnym wodzem!
- Tak, tak...
- Wiem! - zawołał wesoło Dwa Lica - Powiem ludziom, że brakuje jedzenia, bo Platforowie je nam podkradali! Że celowo przeganiają bizony z naszych terenów łowieckich, żebyśmy umarli z głodu! A Blade Twarze obiecały im wodę ognistą za nasze skalpy! Że chcą sprzedać obcym plemionom nasze wigwamy, nasze tereny łowieckie! Że nie idziemy kraść, ale odebrać co nasze!
- Wracasz do formy Dwa Lica! - ucieszył się Dwa Języki - Podburzasz jak kiedyś, działaj, niech twoje słowa będą celniejsze od topora! O świcie ruszamy!
- Od jakiego topora? - zapytał milczący dotąd Ociężały Suseł.
- Nieważne!
- Ale ja chcę wiedzieć!
- A co na to Kaczannou? - wtrącił nieśmiało Klęczące Pióro.
- Na pewno się zgodzi!
- Przypomniałem sobie! - wrzasnął Klęczące Pióro - Jutro przyjeżdża do nas wysłannik Bladych Twarzy, na handel.
- To ty zostaniesz, w końcu masz według słów Kaczannou reprezentować nasz lud na zewnątrz!
- Nie będą nam tu Blade Twarze - zacietrzewił się Klęczące Pióro - w obcych językach mówić co mamy robić!
- Przywiezie wodę ognistą!
- No to zostanę!
Członkowie Rady Starszych rozeszli się, przy ognisku długo jeszcze siedział Ociężały Suseł i zastanawiał się o co chodzi z tym toporem...
- Wiem! Dwa Języki słabo rzuca toporem, więc życzył by słowa Dwóch Lic były celniejsze! Jestem genialny!
Dwa Lica biegał od wigwamu do wigwamu, obiecywał, zachęcał, a czasami wręcz straszył. W efekcie zdecydowana większość Pisuangów stawiła się skoro świt by uczestniczyć w wyprawie ... Wojownicy jednak szemrali, że najpierw kazano im nie wychodzić z wigwamów, nosić maski z roślin itd, a teraz nagle kazano iść na wyprawę. Wkrótce pojawił się szaman Szumiące Drzewo i zbeształ wielu za nie zachowywanie odstępów lub brak masek. Gdy przybyli znamienitsi Pisuangowie wszyscy razem ruszyli w okolice wigwamu Kaczannou.
- Kaczannou! Sławo sław!
Pisuangów zbaw!
Kaczannou, Kaczannou!
Stary wódz tradycyjnie spał jeszcze, ale chcąc nie chcąc wyszedł przed wigwam i ruchem ręki pozdrowił uczestników wyprawy. Następnie mlaskając co chwila postanowił przemówić...
- Przez Platforów nasza wioska jest w ruinie! Idźcie i odbierzcie im to co nam się należy!
- Kaczannou, Kaczannou!
Tymczasem w wiosce Platforów...
Wódz Trzaskający Ogień przechodząc akurat wśród wigwamów natrafił na grupkę wojowników gorąco dyskutujących o Pisuangach...
- Macie rację! Mi też trochę szkoda, w końcu żyliśmy z nimi od lat, ale nie można było inaczej! Kaczannou i jego grupa cały czas łamali ustalone wcześniej zasady plemienne. Robili wszystko, żeby mieć poparcie, ale tak naprawdę nie robili nic, żeby było lepiej. Wciąż tylko szczuli i szczuli! Im można było wszystko, nam i innym nic lub niewiele. Chcieli żebyśmy polowali, ale mięso i skóry, żeby oni dzielili. Dość!
Wódz poszedł w kierunku swojego wigwamu, po drodze spotkał Bez Mokasynów i Toczącego się Kamyka.
- Dobrze, że jesteście z nami! - powiedział z radością.
- Wybraliśmy mniejsze zło - odparł Bez Mokasynów - Wiesz dobrze, że różnimy się, ale od Pisuangów różnimy się jeszcze bardziej!
- Wierzę, że część Pisuangów w końcu przejrzy na oczy i pozbawi wodzostwa Kaczannou! - skwitował Trzaskający Ogień - Niektórych jednak nie można obudzić, bo po prostu udają, że śpią.
- Nie możemy być zależni tylko i wyłącznie od polowań! - wypalił nagle Toczący się Kamyk - Musimy zacząć uprawę ziemi!
- Póki co to na głód nie narzekamy, ale jestem za - odpowiedział Trzaskający Ogień - Szkoda tylko wojowników Pisuangów, że mają takich wodzów... Tam już nie tylko zaraza, ale i głód zagląda ludziom w oczy. Chciałem być wodzem wszystkich plemion, nie tak jak Klęczące Pióro, który wyraźnie popierał tylko Pisuangów, a resztą chciał pomiatać!
- Moje plemię - wtrącił się Bez Mokasynów - chciał przekupić...
- Moje też! - dodał Toczący się Kamyk.
- Ale dopiero wtedy - skwitował wódz Platforów - jak zaczął się bać, że poparcie samych Pisuangów nie wystarczy do zwycięstwa!
- Racja! - przyznali obaj zgodnie.
- Za kilka dni wybory wodza - oznajmił Trzaskający Ogień - Mam ochotę pójść i powalczyć! Jesteście ze mną?
Obaj wskazani uchylali się od jednoznacznej odpowiedzi...
- Powiedziałem na początku rozmowy - rozpoczął w końcu Bez Mokasynów - że idąc z tobą wybraliśmy mniejsze zło, więc masz odpowiedź!
- Zobaczymy - rzucił niedbale Toczący się Kamyk.
- Chcę być wodzem, nie tylko Platforów! - krzyknął głośno Trzaskający Ogień - ale i wszystkich plemion dawnej Konfederacji Plemiennej! Będę tak samo traktował i Platfora i Pisuanga i każdego innego! Chcę być i będę przeciwieństwem Klęczącego Pióra!
- A co zrobisz z Kaczannou jak wygrasz? - spytał Toczący się Kamyk.
- Musi odejść! Dla dobra wszystkich musi odejść!
- Czyli nie każesz go zabić? - dopytywał się Bez Mokasynów.
- Nie. Dla niego większym ciosem będzie, że będzie musiał dożyć starości w samotności, bez żadnych przywilejów!
- Ale on już jest stary!
- Musi odejść! On jest za to wszystko odpowiedzialny! Nie Klęczące Pióro, nie Dwa Języki, ale on! Oni też wyrządzili wiele zła, ale to za jego namową! Podzielił wszystkie plemiona, które wcześniej żyły obok siebie w zgodzie, trzeba z tym skończyć!
- Podobno część Pisuangów ma oddać głosy na ciebie, ale na razie boją się ujawniać...
- Słyszałem o tym! Trzeba walczyć o lepsze czasy dla wszystkich naszych plemion!
- Masz poparcie wszystkich poprzednich wodzów!
- Wiem! Bardzo Ognista Woda i Wałęsający się Bizon wyraźnie są za mną... Ten drugi od dawna jest zgorszony łamaniem praw plemiennych przez Kaczannou i jego ludzi!
- Strzeż się Dwóch Lic, on gdy cię zobaczy będzie jątrzył i opowiadał ludziom, że chcesz sprzedać ich dobra Apaczom i Paunisom, no i pewnie wymyśli inne brudne historie!
- Wiem, wiem. Pewnie zacznie wmawiać Pisuangom, że jestem pół Apaczem lub coś podobnego...
- Cała preria cię popiera!
- Wiem, wiem. 27 do 1!
* Skojarzenia z sytuacją w Polsce w XXI wieku są tylko i wyłącznie przypadkowe i nie były zamierzone przez autora powieści
Epopeja polsko-indiańska (II część
specjalna)
W KRAINIE PISUANGÓW I PLATFORÓW II
Po wygranych przez
Klęczące Pióro wyborach na wodza zapanował chwilowy chaos... Jego konkurent
Trzaskający Ogień przegrał o włos, głównie dlatego, że nie do końca zostały
uwzględnione głosy z odległych wiosek znajdujących się poza Krainą Pisuangów i
Platforów oraz przez stuprocentowe poparcie dla Klęczącego Pióra uzyskane wśród
najstarszych członków plemienia - obóz Trzaskającego Ognia słusznie wskazywał
na fakt, że głosy wsród nich zbierane były przez osoby sympatyzujące z
Pisuangami, ale nie zostało to uwzględnione... Po wyborach, z uwagi na związki
pokrewieństwa, doszło do ponownego połączenia Pisuangów i Platforów... Nie z
racji wspólnych poglądów, ale właśnie z uwagi na bliskie pokrewieństwo...
Wódz naczelny
Kaczannoe mógł odetchnąć, ale tylko na chwilę, bowiem zaraza przybierała na
sile i to dość znacząco... Szaman Szumiąca Wierzba i wódz Dwa Języki poza
maseczkami z roślin nie zabezpieczyli plemiona w żaden inny sposób... Kaczannoe
musiał więc znaleźć wyjście by odwrócić uwagę od zarazy... I znalazł! Kazał
ogłosić, że każda kobieta - squaw musi rodzić dzieci co chwilę, czyli zaraz po
urodzeniu musi jak najszybciej znowu zachodzić w ciążę - wszystko to po to by
odrobić straty jakie plemię poniosło przez zarazę... Kobiety nie zamierzały się
temu podporządkowywać! Wybuchł bunt squaw na czele którego stanęła
Lamparcia Skóra... Squaw zaczęły pokojowo spacerować między wigwamami...
Wojownicy odpowiedzalni za spokój w wiosce nie wiedzieli jak się wobec nich
zachowywać, początkowo przyglądali się tylko co robią squaw, stopniowo jednak
zaczęła pojawiać się presja ze strony rządzących by ten bunt rozgonić, ale
wojownicy przystali jedynie na poszturchiwanie... Presja z góry jednak była
nieustająca, w końcu postanowiono, że na squaw wysłany zostanie Bąk Plemienny i
jego Plemieńcy, czyli radykałowie widzący kobiety jedynie jako istoty rodzące
dzieci, pracujące i gotujące...
- One mają rodzić, a
nie pyskować! - darła się Wiecznie Głodna Baba - To wszystko po to, żeby nasze
plemię znowu było potężne! Jak to doskonale wymyślił nasz wódz naczelny
Kaczannoe.
Dwa Lica nie
próżnował, biegał od wigwamu do wigwamu przedstawiając sytuację wygodną dla
rządzących. Wielu jednak sympatyzowało z buntem squaw, Kaczannoe wezwał więc
Dwa Lica i polecił mu zorganizować dzień pieśni, wszystko po to, żeby odwrócić
uwagę od buntu. Szumiąca Wierzba wtrącił, żeby zachowywać odstęp i nosić
maseczki z roślin.
Dwa Lica szybko wziął
się do roboty, zaangażował - może nie najlepszych pieśniarzy - ale
sympatyzujących lub przynajmniej otwarcie nie występujących przeciw władzy
Pisuangów. Wystąpić mieli: Zamglone Oczy, Szalony Chłopiec, Świeży Świerzb oraz
bracia Gołe i Spasione Świstaki.
Kaczannoe kazał wezwać
przed swoje oblicze Dwa Języki, z którego coraz mniej był zadowolony. Fama
niosła, że w niedalekiej przyszłości będzie go miał zastąpić Obaita Zorlena,
którym wódz naczelny Pisuangów był coraz bardziej zachwycony.
- Dwa Języki sobie nie
radzi... - wycedził stary wódz.
- Jak to? Jak to?
Idzie mi przecież świetnie!
- Nie powiedziałbym...
Zdław bunt squaw i zacznij sobie lepiej radzić z zarazą, bo cię wymienię!
Howgh! Idź mi już stąd! Aha, przyślij mi tu zaraz Klęczące Pióro!
Dwa Języki chciał
jeszcze coś odpowiedzieć, ale wściekły wzrok Kaczannoe połączony z machnięciem
ręki skutecznie go przed tym powstrzymał. Znał dobrze starego, w takim stanie
lepiej było z nim nie dyskutować...
- Parszywy Słabe
Żebro! To on pode mną dołki kopie!
Już następnego dnia
Dwa Języki zorganizował Dzień Pieśni, wcześniej oczywiście porządnie go
rozreklamował tradycyjnie biegając od wigwamu do wigwamu i zachęcając do
przybycia. Wytyczne Szumiącej Wierzby zostały wypełnione, na łące widzowie
zachowywali odległość około 2 metrów i mieli założone maseczki.
Pierwszy wystąpił
Szalony Chłopiec...
- Jesteś szalona dzido
ma! Trafiasz we wroga nie raz, nie dwa. Jesteś szalona!
Kilkuminutowy występ
został nagrodzony okrzykami radości, Szalony Chłopiec był bowiem dość
popularny.
Następnie zaczął
śpiewać Świeży Świerzb...
- Wigwamy we wzory
łohohoho! Czerwony Tomahawk łohohoho! Strzały pierzaste łohohoho! Squaw młode i
kształtne łohohoho!
Ten występ bardzo
rozgrzał widzów, którzy rozochoceni poza okrzykami radości zaczęli jeszcze
rytmicznie machać rękoma...
Kolejnym wykonawcą był
zespół Gołe i Spasione Świstaki...
- Tu na razie jest
zaraza, ale nas to nie przeraża!
Od razu zaśpiewali
drugą pieśń...
- Tak bardzo bardzo
tego chcę, że ciągle do Mannitou modlę się!
I na koniec pojawił
się ulubieniec tłumów, zwłaszcza jednak Pisuangów, Zamglone Oczy...
- Przez twe oczy, twe
oczy zamglone zwarioooowaaaaałeeeeem! Odnalazłem w nich booooowiem caaaaały
blaaaaaaask!
Tłum zaczął skandować
"Zamglone Oczy! Zamglone Oczy!", doszło do prób tańcowania, ale w
porę interweniował Szumiąca Wierzba wpadając niczym błyskawica w środek
tańczących, paru odpychając, reszcie grożąc palcem i poskutkowało...
Na drugi dzień
Kaczannoe wezwał do siebie Sasinkę Tatankę...
- Wodzowie innych
plemion dostrzegają zagrożenie jakie wiąże ze sobą pojawienie się Bladych
Twarzy. W wiosce Czejenów zorganizowana ma być narada przedstawicieli plemion
jak temu przeciwdziałać...
- Ale mamy tam
przecież Tuskara...
- Milcz! Przecież
jakiś czas temu zakazałem wymawiać to imię!
- Wybacz Kaczannoe! A
więc mamy tam tego, którego imienia nie można wymawiać...
- To wszystko jego
wina!
- Tak wodzu! To
człowiek straszny i winny wszystkiemu!
Kaczannou przez chwilę
milczał... Po czym wybuchnął...
- Jak ja go
nienawidzę!
Chwilę potem jednak
szybko się uspokoił...
- Ale nie o tym miałem
mówić... Pojedziesz i spróbujesz mieć wpływ na organizację wszystkich
ustalonych działań, weźmiesz ze sobą Dwa Języki. On umie łgać lepiej od
ciebie...
- Tak wodzu!
- Jak tylko będzie to
możliwe to zorganizujesz, a ty to najlepiej potrafisz, kolejne zebranie u nas!
Wtedy będziemy dominować!
- Tak wodzu!
- No, idź już!
Dzień Pieśni nie
powstrzymał buntu squaw, które dalej przechadzały się wśród wigwamów.
Prowokowało to rządzących do bardziej radykalnych działań i prowokacji. Już nie
tylko Plemieńcy atakowali niemal otwarcie kobiety, ale i wojownicy
odpowiedzialni za porządek w wiosce stawali się coraz bardziej brutalni.
Sytuację wykorzystywali różni ludzie, którzy m.in. pomalowali wigwam czarownika
we wzory, z którymi identyfikowały się zbuntowane kobiety, a może to była po
prostu prowokacja... Doprowadziło to do sytuacji, że Plemieńcy ustawili silne
straże przed wspomnianym wigwamem...
- Jak któraś się
zbliży - groził Plemienny Bąk - to macie być bezlitośni!
- Bić te baby! -
zachęcał Pyskata Tarcza - Mają dzieci rodzić, a nie plątać się bez celu!
W międzyczasie przez
wioskę gruchnęła wieść, że Ociężały Suseł był widziany nago wśród squaw z
innych plemion!
- To nieprawda! To
jest prowokacja - bronił się wspomniany.
Kolejnym skandalem,
który spowodował znaczący spadek poparcia dla Pisuangów była wizyta Wiecznie
Głodnej Baby w wigwamie odnowy, a było to stanowczo zakazane podczas zarazy.
- Co za plugawy kłamca
to wymyślił?! Spałam cały czas w swoim wigwamie, a nie żadna tam odnowa! Niech
mu za karę krosty na ryju wyrosną za te podłe kłamstwa!
Wódz Klęczące Pióro
też sobie nic nie robił z obostrzeń, w ogóle podczas drugiej kadencji był mało
widoczny. Robił to co mu kazał Kaczannoe i tyle. Teraz postanowił pojechać w
góry, jakby nic się nie działo ważnego w wiosce.
- Co robisz? - czynił
mu wyrzuty Szumiąca Wierzba - Przecież tam w górach jest pełno innych Indian,
przywleczesz kolejną zarazę jeszcze!
- Jadę i koniec!
Kaczannoe powiedział, że nie będę mu kilka dni potrzebny... Muszę raz na jakiś
czas samotnie pochodzić po górach!
- A niech jedzie! -
wtrącił się Brzydki Bizon - I tak na nic nie przyda się teraz...
Brzydki Bizon był
jednym z zaufanych Kaczannoe, słynął z tego, że uwielbiał palić fajkę pokoju i
robił to niemal bez przerwy.
Dwa Lica znowu biegał
od wigwamu do wigwamu i oznajmiał ludziom...
- Tuskar przysłał nam
300 strzał, ale łuków to już nie!
Całej sytuacji w
wiosce przyglądał się uważnie wspomniany Tuskar i Trzaskający Ogień, a także i
inni opozycyjnie nastawieni prominentni wojownicy...
- Co robić Tuskarze?
Przecież Pisuangowie zamieniają naszą wioskę w ruinę!
- Nic nie róbcie...
Oni sami się załatwią... Ludzie w końcu nie wytrzymają...
- A co z Gowinnoe?
- Z tym zdrajcą?
- Tak. Popadł w
niełaskę Kaczannoe i teraz szuka sojuszników...
- Był już kiedyś z
nami, jest niepewny jak szmata na wietrze!
Tymczasem Gowinnoe nie
wiedział co ma robić, intrygi Kaczannoe spowodowały, że część jego
sprzymierzeńców odsunęła się od niego i jego pozycja radykalnie spadła.
Zastanawiał się co czynić, brał pod uwagę nawet to, że znowu zostanie
Platforem...
- Tylko czy mnie
przyjmą po tym co zrobiłem? A może zwiążę się z innymi? Toczący się Kamyk
odpada, ale może by tak związać się z grupą dowodzoną przez Bez Mokasynów...
No, nie wiem... No, nie wiem...
Epopeja polsko-indiańska (3 część specjalna)
W KRAINIE
PISUANGÓW i PLATFORÓW III
Wielkimi krokami
zbliżał się indiański Indial w San Escobar (odpowiednik dzisiejszego Mundialu),
na którym nie mogło zabraknąć reprezentantów plemienia Pisuangów i Platforów.
Na indialu grało się w tak zwanego misjonarza, a gra miała swój początek na
dalekim południu, gdzie grupa Indian zabiła niegdyś hiszpańskiego misjonarza, a
potem zaczęła kopać jego odciętą głowę. Gra błyskawicznie zdobyła wielką
popularność, a że nie wszyscy mieli okazję zdobyć głowę misjonarza, wymyślono
inny sposób - okrągły kamień został dokładnie obszyty skórą bizona. Zasady gry
były mniej więcej podobne jak w dzisiejszej piłce nożnej, oczywiście nie było
spalonego, nie było też sędziego ani VAR-u, a w spornych sytuacjach decyzje
podejmowała Rada Starszych, złożona z przedstawicieli wszystkich plemion
uczestniczących w Indialu. Na czas mistrzostw zakopano wszystkie topory
wojenne.
Czytelnikom, którzy
nie przeczytali poprzednich dwóch części specjalnych, potrzeba pokrótce
wyjaśnić, że plemionami Pisuangów i Platforów zarządzał stary wódz Kaczannou,
który nienawidził wszystkich dookoła. Wodzem, w pełni zależnym od niego,
mianował Klęczące Pióro, który robił wszystko co ten mu kazał. Drugim wodzem
został Dwa Języki. Ci dwaj wodzowie zarządzali w jego imieniu plemieniem.
Pierwszy reprezentował plemię na zewnątrz, a drugi odpowiadał za sprawy
wewnątrzplemienne. Ale nic bez zgody i wiedzy Kaczannou. Pomagał im Dwa Lica,
który biegał od wigwamu do wigwamu i przedstawiał ludziom wszystko, co postanowi
Rada Starszych. A jeżeli ktoś odważył się narzekać i sprzeciwiać ich woli, to
wtedy Dwa Lica obgadywał go wśród współplemieńców tak strasznie, że zaszczuty
biedak miał dość. By zdobyć poparcie obiecywali ludziom wszystko, czego ci
tylko pragnęli... Całe plemię polowało na bizony, ale podziału mięsa i skór
dokonywała Rada Starszych. Dochodziło do tego, że ci co najbardziej popierali
ich rządy, wcale nie musieli uczestniczyć w polowaniach, bo i tak dostawali
swój udział... Ci zaś, którzy nie zgadzali się z tym byli publicznie lżeni i
obrażani.
Z okazji zbliżającego
się Indialu wódz Dwa Języki spotkał się z drużyną plemienną na czele której
stał wódz drużyny Lewa Strzała i wódz taktyczny 711 Fryzur.
- Godnie
reprezentujcie nasze plemię - rozpoczął mowę Dwa Języki - żebyśmy z was byli
dumni!
- Będzie ciężko -
odparł 711 Fryzur - Inne plemiona są bardzo silne, ciężko będzie wyjść nawet z
grupy.
- Jeżeli wyjdziecie z
grupy - zaczął obiecywać wódz - to dam wam w nagrodę po 30 skór bizonich lub
niedźwiedzich i dwa wigwamy pełne mięsa.
- Możemy dostać jakieś
gwarancje? - wtrącił się Lewa Strzała.
- Śmiesz wątpić w
prawdziwość moich słów? - zdenerował się Dwa Języki.
Lewa Strzała już miał
coś odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język... Sytuację szybko
rozładował Broniący Większość Strzałów racząc wszystkich płomiennym
uśmiechem...
Spotkanie dobiegło
końca, drużyna wyruszyła w podróż do San Escobar, a Dwa Języki powoli wracał do
swojego wigwamu.
- Ciamajdy jedne -
śmiał się pod nosem - gdzie oni tam wyjdą z grupy, ha ha ha.
Rozpoczął się Indial,
nasza drużyna w pierwszym meczu zremisowała z Aztekami, potem wygrała z
kolejnym rywalem i w ostatnim meczu przegrała, ale dzięki lepszemu bilansowi
zajęła drugie miejsce i jednak wyszła z grupy. Gra naszych, mimo że skuteczna,
nie podobała się nikomu. Pojawiły się głosy o mało atrakcyjnej taktyce
ustalonej przez wodza 711 Fryzur. Jednak w krainie Pisuangów i Platforów
nastała umiarkowana radość, a sami Pisuangowie najbardziej cieszyli się, że z
Indialu odpadli znienawidzeni przez nich Apacze. Kolejną przeszkodą miało być
plemię, które wygrało poprzedni Indial. Szanse naszych były znikome...
Wieść o sukcesie
szybko dotarła do wioski Pisuangów i Platforów...
- Co teraz zrobisz? -
śmiał się Sasinka Tatanka, który akurat przebywał w wigwamie Dwóch Języków
- Muszę coś wymyślić.
Trzeba będzie wszystkich wysłać na polowanie, niech te skóry się znajdą!
- To się nie uda...
Ludzie sami skór nie mają, nikt ich nam nie chce sprzedać, bo nie mamy czym
zapłacić... Bizony też zaczęły nas omijać szerokim łukiem... Głód i chłód
zaczyna zaglądać wszystkim w oczy.
- Nie wyglądasz na
głodnego...
- No ja nie, ty nie,
Kaczonnou też nie, ale ludzie tak i są źli.
- Trzeba będzie znowu
coś im obiecać...
- To nic nie da,
zaczynają kumać, że nasze obiecanki to cacanki. Wielu otwarcie opowiada się za
Tuskarem.
- A co na to
Kaczannou?
- Bredzi coś, że on
nie wiedział, że jest tak źle. A ty jeszcze obiecujesz te hojne nagrody...
- Odwołam to... Wyprę
się!
- Jak to?
- Była przy tym tylko
drużyna... Jak będą domagać się nagrody to rozpuści się wieść, że są chciwi i
pazerni! Już to trzeba zrobić zanim wrócą z San Escobar! Ludzie ich zlinczują
nie nas, przecież wiedzą, że i tak oni mają lepiej niż przeciętny mieszkaniec
naszej wioski... Tak zrobimy, wołaj szybko Dwa Lica, niech działa!
Wieść o obietnicy
wodza przeciekła jednak do mieszkańców wioski, Dwa Lica nie próżnował, biegał
od wigwamu do wigwamu i szczuł wszystkich na piłkarzy...
- Po co Lewej Strzale
i innym kolejne skóry? Przecież i tak mają ich bez liku! Lewa Strzała jeszcze
podczas gry u Apaczów zarobił tyle, że jego squaw może codziennie w innej
chodzić! Za wynik na Indialu dostaną przecież skóry od Indiańskiego Związku Gry
w Misjonarza! Są pazerni i chciwi!
Wkrótce do gry
wkroczył sam Kaczannou zwołując zebranie Rady Starszych na które zaproszeni
zostali najważniejsi Pisuangowie.
- Dlaczego mnie
okłamujecie? - rozpoczął wódz naczelny mlaskając co drugie, trzecie słowo -
Skór brakuje, mięsa brakuje! A mówiliście, że wszystko jest!
W wigwamie narad
zapadła grobowa cisza, dopiero po dłuższej chwili odezwał się Pusty Dzban...
- Wodzu! To wszystko
przez Tuskara!
- Przestań głupcze! -
wrzasnął Kaczannou - ty faktycznie masz jakąś obsesję na jego punkcie! Poza tym
kwestia: wina Tuskara, należy do mnie! Niestety, po latach naszych rządów nie
wszystko już możemy zwalić na niego...
- Wodzu! - wtrącił się
Dwa Lica - Ciemny lud wszystko kupi!
- Już nie, już nie...
Co za króliczy bobek obiecał naszym graczom nagrodę?!
- Wodzu! - odezwał się
ze skruchą Dwa Języki - To ja tak bezmyślnie chlapnąłem. Nikt nie wierzył, że
mogą wyjść z grupy! Ale już to odkręcamy, wyjdzie na to, że gracze są pazerni i
chciwi, napuściliśmy na nich społeczeństwo, a to potrafimy najlepiej!
- Co ze skórami i
mięsem dla ludzi? Nie mają w co się odziać, nie mają z czego zrobić wigwamów,
nie mają co jeść! Klęczące Pióro ty żyjesz?
- Zamknij się ty
oszuście! Nie dam się więcej nabrać! - zaczął krzyczeć zaczepiony.
- Że co?
- Oj, przepraszam...
Zamyśliłem się na chwilę, myślałem że znowu ktoś podszedł pod wigwam i udaje
wodza innego plemienia.
- A ty mu wszystkie
tajemnice plemienne zdradziłeś - śmiał się Brzydki Bizon.
- Ja się uczę, ja się
cały czas uczę! Mam plan! Skoro bizonów nie ma, a jeleni jak na lekarstwo to
musimy przenieść wioskę!
- Gdzie niby?
- Apacze mają mnóstwo
mięsa i skór, przenieśmy się w ich pobliże...
- Nigdy! - krzyknął
Pyskata Tarcza, a momentalnie wtórował mu Pusty Dzban - Dzieci nam zaczną
apaczyć!
- Wy tępe bawole zady!
- zdenerwował się Kaczannou - myślicie, że Apacze pozwolą nam bezkarnie polować
na swoich terenach łowieckich?!
- Trwa indial -
wtrącił się Słabe Żebro - w tym czasie nie mogą wykopać toporów wojennych...
- Nie... To bez sensu
- marudził Kaczannou - Macie do jutra wymyśleć skąd wziąć mięso i skóry!
Wynocha!
- Może by tak... -
zaczął nieśmiało Ociężały Suseł - Poprosić Tuskara, żeby załatwił pożyczkę
mięsną od Apaczów lub innych plemion?
- Milcz! Precz mi stąd
wszyscy!
Wyszli jak struci, doskonale
zdawali sobie sprawę, że doprowadzili plemię do ruiny. Zaczynało brakować
niemal wszystkiego. Popierająca ich jeszcze część plemienia (Pisuangowie) nie
chciała polować, czekała na to, żeby wszystko dostać od rządzących, z kolei
pozostała część (Platforowie) nie chciała dłużej być frajerami, co wszystkich
utrzymują. Dlatego spora grupa polowała z Apaczami i Komanczami, pozostali zaś
we własnym zakresie - po kryjomu, żeby lwia część zdobyczy nie padła ofiarą
pasożytniczej części społeczeństwa.
Tymczasem drużyna
plemienna przegrała kolejny mecz z aktualnymi mistrzami prerii, prezentując
jednak znacznie lepszą grę niż wcześniej - nawet Zielony Podawacz zaczął grać w
końcu na miarę oczekiwań, ale nikogo już to nie obchodziło, bo wszyscy - za
sprawą doskonałej propagandy Dwóch Lic - mieli ich za chciwych i pazernych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz