Połączone siły I i II polskich wypraw do Nowego Świata
zmierzały w kierunku południa, w pobliżu Góry Niedźwiedziej dołączył Niemiec Helmuth
ze swoją rodziną i bliskimi Pratelickiego. Pozostali Polomancze, Germanopacze i
Kozakezi w między czasie w zdecydowanej większości „ulotnili się”… Pozostał tylko wierny Ciężka
Ręka i kilku wojowników z rodzinami… W powietrzu czuć było straszny niepokój
związany ze zbliżającymi się tysiącami dzikich ścigających Polaków… Patrole
donosiły o bliskim sąsiedztwie mas złowrogich Indian…
- Dobrze Cię widzieć Helmucie! – zawołał Jan Pratelicki – A
gdzie ci Hiszpanie, którzy Was atakowali? Może warto byłoby zawrzeć z nimi
jakiś pakt?
- Nie wiem… - odparł Niemiec – Odstąpili jakiś czas temu i
ślad po nich zaginął. Mój syn Zwinny Jeleń Norymberga ruszył za nimi, poszli na
wschód…
Tymczasem Hiszpanie… Pozbawiony władzy konkwistador Jose
Manuel Bakuleros tak zbałamucił pilnującego go strażnika, że ten oswobodził go,
a następnie Bakuleros przy pomocy wiernych mu żołnierzy doprowadził do pojmania
Jose Fortezesa i Pablo Vincento Magierosa…
- Zlekceważyliście Bakulerosa kanalie! – grzmiał – W innych
okolicznościach czekałaby was tylko gałąź i sznur, ale nie czas teraz na to!
Wracamy zabić tych Indian!
Hiszpanie pod wodzą Bakulerosa wrócili pod Górę
Niedźwiedzią, ale nie zastali tam już Helmutha i grupy starców, kobiet i
dzieci… Zamiast nich w okolicy roiło się od Komanczów, Apaczów i innych Indian…
- Strzelać! Zabijać dzikusów! – darł się Bakuleros.
Hiszpanie wyposażeni byli w armatki, które siały popłoch
wśród czerwonoskórych… Indianie atakowali z różnych stron, krew lała się
obficie… Po kilku godzinach nastąpił spokój…
- Jakie mamy straty Gonzalez? – pytał Bakuleros.
- 60 zabitych i wielu rannych…
Hiszpanie wciąż dysponowali blisko 100 żołnierzami,
dodatkowo naprawdę wielką siłą były armatki, które dziesiątkowały Indian…
Tymczasem Indianie zwołali naradę…
- Wielu naszych odeszło do Krainy Wiecznych Łowów –
rozpoczął wódz Apaczów Mescalero Śmiały Lis.
- Nie cofniemy się! – zapowiedział wódz Komanczów Tłusty
Brzuch – Zaatakujemy w nocy! Podkradniemy się w pobliże Bladych Twarzy i …
zabijemy się! Do świtu ich skalpy zawisną u naszych pasów! Howgh!
Hiszpanie nie zamierzali czekać do zmierzchu i po cichu
zaczęli odwrót ku południu…
- Te dzikusy nie wiedzą z kim zadarli! – grzmiał Bakuleros –
Jeszcze mnie popamiętają!
Odgłosy walki dotarły do polskiego obozu…
- Indianie musieli zetknąć się z Hiszpanami – skomentował
dowódca pierwszej wyprawy Michał Potylicz.
- Też tak myślę! – dodał dowódca drugiej wyprawy Jerzy
Doniecki – Myślę, że mamy nad nimi przynajmniej kilka godzin przewagi…
Ruszajmy! Nie wiadomo czy Hiszpanie to przeżyją… Rano zwiadowcy doniosą nam co
i jak…
Cała grupa ruszyła w kierunku południowym, by po kilkugodzinnym
marszu zarządzić kolejny postój…
- Musimy odpocząć! – zadecydował Pratelicki – Poczekajmy na
wieści od zwiadowców, wtedy podejmiemy decyzje…
- Zgoda! – zawołał Potylicz.
Większość zdecydowała się na sen, ale nie wszyscy...
Anna Hynowska nie mogła zasnąć… Od jakiegoś czasu z Polakami
przebywał były hiszpański strażnik lochów Pablo Madeiros, a Hynowska miała
hiszpańskiego jeńca Alvaro… Madeiros błyskawicznie przyswajał sobie język
polski, co spowodowało, że Polka miała coraz lepszy kontakt ze swoim jeńcem…
- Co ma dzisiaj Alvaro wyryć na drzewie Anno? – zapytał
Madeiros.
- Młoda już byłam, piękna już byłam, teraz chcę być tylko
bogata! (29 maja). Po hiszpańsku ma być!
Dzień później napis na drzewie dostrzegła Maria Di Brasilia
(ta sama co uciekła Kozakowi Czarnience i Włochowi Roberto Gibbencione).
- Jakie to piękne! – zawołała sama do siebie Maria, a
następnie wyryła „fajne to” pod tym napisem…
Historia ta była prawdopodobnie inspiracją
dla twórców facebooka J.
Takie XVI-wieczne: lubię to.
- Zwiadowcy wrócili! – wołał Budzanowski.
Kilka minut później Anglik Martin Swayze Von Bigay
relacjonował…
- Hiszpanie są jakieś dwie godziny stąd, poruszają się dość
szybko w naszym kierunku. Nie mogliśmy nawiązać kontaktu, bo wszędzie roi się
od Indian…
- Ilu jest tych Hiszpanów? – zapytał Jerzy Doniecki.
- Około stu…
- W porządku tropicielu. Wracaj do reszty, my ruszamy dalej,
żeby Indianie nie podeszli za blisko.
Anglik oddalił się…
- Co proponujecie? – zwrócił się do pozostałych Doniecki.
- Z jednej strony dobrze by było połączyć się z Hiszpanami –
odparł Potylicz – Ale z drugiej strony nie wiadomo czy im ufać… Poza tym skoro
Indian jest tak dużo, to chyba lepiej poświęcić Hiszpanów i oddalić się.
- Tylko dokąd zmierzamy? – wtrącił się Pratelicki – W wiosce
Polomanczów nie mamy szans na obronę przed taką ilością przeciwników. A gdy już w końcu dotrzemy do Wielkiej Wody
to co dalej?
- Trudno liczyć, że akurat jakiś statek będzie przepływał… -
skwitował Niemiec Helmuth.
- Macie jakieś inne wyjście? – zdenerwował się Doniecki –
Skoro nie mamy szans z Indianami to musimy uciekać!
- Spokojnie! – uspokajał Potylicz – Kierujmy się na południe,
a potem zobaczymy. Jak nie będzie wyjścia to będziemy walczyć, do ostatniej
kropli krwi!
Kwadrans później Polacy ruszyli ku południu…
Zwiadowcy byli w stałym kontakcie z główną grupą… Kilka
godzin później Piotr Laszlo Tekieli stawił się przed dowódcami…
- Indianie otoczyli Hiszpanów i nie puszczają ich dalej! Ci
okopali się na pozycjach i ostrzeliwują się z armatek…
- Jak daleko są? – zapytał Potylicz.
- Cztery godziny stąd…
- Jak oceniasz szanse Hiszpanów?
- Mogą się długo bronić, szanse na przedarcie mają nikłe.
Dzikich są tysiące!
Tymczasem w obozie okrążonych Hiszpanów…
Po kilku godzinach szturmów Indianie nagle całkowicie
umilkli…
- Złowroga ta cisza – skomentował Pablo Vincento Magieros.
- Uwaga! – zawołał jeden z żołnierzy – Idzie w naszym
kierunku pojedynczy Indianin!
- Nie strzelać! – zawołał Jose Manuel Bakuleros – To musi
być poseł! Nie strzelać!
Kilka minut później Indianin stawił się przed obliczem
Bakulerosa… Za pomocą gestów bardzo obrazowo przedstawił sytuację Hiszpanów, a
następnie opisał żądania Indian – pozwolą odejść, ale jak ci oddadzą konie i
broń…
- Jeszcze czego! – zaczął krzyczeć Bakuleros – Zostaniemy bezbronni,
a oni nas potem wyrżną jak barany! Brać go!
- Przecież to poseł! Sam mówiłeś! – przerwał Magieros.
- Cicho! Bo zacznę załować, że cię kazałem uwolnić! Brać go!
Kilku żołnierzy pochwyciło Indianina, chwilę później zbliżył
się doń Bakuleros…
- Giń dzikusie! – zawołał i sprawnym ruchem nożem poderżnął
mu gardło – Jednego mniej!
W tej samej chwili rozległ się potężny ryk tysięcy
indiańskich gardeł, który sprawił, że wielu Hiszpanom ciarki przebiegły po całym
ciele. Kilka minut później rozpoczął się kolejny szturm, poprzedzony
zarzuceniem Hiszpanów tysiącem strzał…
Po dwóch godzinach…
- Nasze siły topnieją… - ocenił Magieros – Znowu mamy kilku
zabitych i jeszcze więcej rannych. Jose! Nie mamy szans, w końcu ulegniemy…
- Dzisiaj w nocy podejmiemy próbę przedarcia się! Damy radę!
Tymczasem Polacy postanowili zrobić dłuższy postój…
- Skoro Indianie zatrzymali się przy Hiszpanach to mamy
przewagę, z tego co donoszą zwiadowcy już ponad osiem godzin. Jest szansa na
dłuższy odpoczynek i pokrzepiający sen – mówił Doniecki.
- Zgadzam się, trzeba dać ludziom i koniom odpocząć – odparł
Potylicz.
Po ustaleniu wart obóz pogrążył się we śnie… Pierwsi na
wartę udali się Kozak Czarnienko i Włoch Roberto Gibbencione…
- Myślisz, że pułkownik wyznaczył nas pierwszych na wartę za
karę? – zapytał Gibbencione.
- Chyba tak. Za to, że nam ta Brasilia uciekła…
Nie wszyscy mogli spać… Mariusz Roch Kowalski kręcił się
strasznie, przewracał z boku na bok…
- Co się tak kręcisz? – syknął leżący obok Kozak Rych
Bodczenko – Spać innym nie dajesz!
- Głodny jestem… Jak tu spać jak kiszki marsza grają?
- Przecież jadłeś kolację!
- Chyba kpisz wącholu! Te dwa kęsy strawy ciężko nazwać kolacją!
- To co ja ci zrobię? Uciekamy od Indian, nie mamy czasu na
szukanie pożywienia! Ciesz się, że coś w ogóle dają!
- Wolę zginąć z rąk dzikich niż przymierać głodem!
- Śpij, nie marudź!
Kowalski poczekał aż Bodczenko uśnie, a następnie powoli
zaczął czołgać się w kierunku zarośli…
- Pst! – wyszeptał Czarnienko – Chyba coś słyszałem, tam
przy zaroślach!
Nastała cisza, obaj wartownicy nasłuchiwali…
- E tam… Zdawało ci się – skomentował Gibbencione.
- Nie idziemy sprawdzić na wszelki wypadek?
- Nie. Może jakieś zwierzę, nic tam się nie dzieje…
- Ja idę, muszę mieć spokojną głowę.
- Jak chcesz…
Kozak poszedł w kierunku, z którego słyszał podejrzany
dźwięk, ale nic nie znalazł.
- Miałeś rację, musiało mi się przesłyszeć albo to było jakieś
zwierzę …
Kowalski leżał w zaroślach bez ruchu, dopiero jak wartownicy
oddalili się w inne miejsce wstał i powoli zaczął się oddalać…
- Muszę znaleźć coś do jedzenia! Muszę!
O świcie zarządzono pobudkę, dwa kwadranse później wymarsz.
Kozak Bodczenko nie mógł znaleźć Kowalskiego… W pierwszej chwili chciał
powiadomić dowódców, ale szybko zrezygnował z tego zamiaru…
- Jeszcze go za dezertera wezmą… Mam nadzieję, że wie co
robi…
Jego rozmyślania przerwał Rosjanin Kuczunow.
- Kozaku! A gdzie waszmość Kowalski?
- Yyyy… Nie wiem, ale chyba poszedł w ustronne miejsce w
wiadomo jakim celu, a co?
- W sumie nic. Wiem, że z niego słynny łasuch, a mnie coś
żołądkiem strasznie rzuca… Polubiłem go, więc chciałem mu oddać swoje przydziałowe
śniadanie…
- Daj mi!
- Nie, Tobie nie.
- To głowy nie zawracaj!
Kuczunow oddalił się, ale rozmowie przysłuchiwał się Tomasz
Szlachtowski…
- Mnie możesz powiedzieć Rychu… Gdzie Mariusz?
- W nocy oddalił się, narzekał na głód…
- Poszedł na coś zapolować?
- Tak myślę…
- Przepraszam, że się wtrącę - powiedziała przechodząca obok Czeszka Cekierova - Jak pan Kowalski ma problemy to... mam odpowiednie zioła, które mu z pewnością pomogą.
- Dobrze - odparł nieco zaskoczony Szlachtowski - Powiemy mu o tym.
Cekierova oddaliła się...
- Pamiętaj Lelkova - powiedziała chwilę później do swojej rodaczki - Trzeba ludziom w potrzebie zawsze pomagać.
- To miłe. Ale mi to nikt w niczym nie pomaga!
- A co ci się dzieje moja droga?
- Nogi wchodzą mi w ... nie powiem gdzie!
- Mam specjalną maść rozgrzewającą, na pewno ci pomoże. Dać ci?
- Na razie nie, może później...
Po kilkugodzinnym marszu zarządzono krótki postój… Do
głównego obozu ponownie przyjechał Tekieli z kolejnymi wiadomościami…
- W nocy Hiszpanie przedarli się przez szeregi Indian!
Ponieśli duże straty, ale zrobili to! Kierują się także na południe!
- Ile mamy przewagi? – wypytywał Potylicz.
- 8, może 9 godzin… Hiszpanie w trakcie szturmów i
brawurowego przedarcia stracili wiele koni, więc nie poruszają się już tak
szybko jak wcześniej.
- Wracaj Laszlo do reszty i informujcie nas dalej –
zarządził Doniecki – Trzeba wysłać patrole na południe, musimy wiedzieć jak
daleko jeszcze mamy.
- Według mnie – wtrącił się Pratelicki – Jutro wieczorem
powinniśmy dotrzeć nad Wielką Wodę.
- Znasz te okolice lepiej od nas – skomentował Potylicz –
Ale wyślijmy zwiadowców, żeby sprawdzili czy nie ma tam innych Indian,
Hiszpanów itd.
Grupa zbierała się do dalszego marszu, wcześniej wyruszyli
zwiadowcy: Janczurowski, Kozak
Robaczenko i Przemko Nowacki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz