bpe

Par

Polecany post

Historia - Skąd Hitler wziął swastykę?

Swastyka – ogólnie znak ten kojarzy się całemu światu jako symbol nazizmu i zła. Paradoksalnie wcześniej oznaczał całkiem coś innego! Swast...

czwartek, 24 października 2013

Epopeja polsko-indiańska (52)

Gdańsk.

Do Macudowskiego zgłosił się Wojciech Kaliski (dostawca zboża na skład niemieckiego kupca Martina Schyldera - skład i w ogóle cały majątek Niemca został przejęty właśnie przez Macudowskiego).

- Panie Macudowski...
- Czego?
- Przejął pan skład Schyldera...
- Przejąłem i co z tego?
- Otóż... Mianowicie tenże Schylder nie zapłacił mi za trzy ostatnie transporty zboża...
- A co mnie to obchodzi? Szukaj waść Schyldera i go zmuś do zapłaty!
- Ale...
- Co ale?!
- Ale przecież...
- Żegnam!
- Ale...
- Żegnam! Bo psami poszczuć każę!

Kaliski wycofał się, był zły, Schylder był mu winny sporo pieniędzy, ale go już nie było... Był za to Macudowski, który w żaden sposób nie poczuwał się do zapłaty...

Macudowski ostatnimi tygodniami nie był w dobrym nastroju. Ciągle dręczyło go to w jaki sposób został potraktowany przez dowódcę II wyprawy do Nowego Świata Jerzego Donieckiego...

- No jak on mógł mnie tak nazwać? - mówił do siebie - Ja, wielki Macudowski, ochlaptusem? I jak śmiał mi publicznie grozić, że mnie oćwiczyć każe jak chłopa? (dotyczy części 40). Nie! Ja tego nie wytrzymam! Muszę się zemścić, muszę! Kacper! Wołaj z powrotem tego Kaliskiego!

Kaliski szybko wrócił do Macudowskiego...

- Wzywałeś mnie...
- Tak. Chcesz odzyskać pieniądze?
- No, oczywiście że chcę? Kiedy mi je oddasz?
- Ja? Płyniesz ze mną?
- Gdzie? Jak? Dlaczego?
- Szukać Schyldera. Do tego czasu wezmę cię na służbę i pensję będę płacił. Odpowiada to waści?
- ... Odpowiada. Jak najbardziej. W sumie to nie mam wyjścia, bez pieniędzy nie mam co się w domu pokazywać, bo ojciec potwornie się zezłości. Zawsze mi powtarzał: "Wojciechu! Synu ty mój! Zawsze, ale to zawsze, bierz pieniądze za zboże od razu,bo potem to różnie bywa!"
- Przyjdź jutro, wypływamy niedługo.
- Dobrze.
- Czekaj!
- Tak?
- Masz tu sakiewkę. Taka zaliczka za dobrą służbę.
- Dziękuję, panie Macudowski, dziękuję.

Kaliski rzucił się Macudowskiemu do kolan, tak bardzo ucieszyło go otrzymanie sakiewki...

- Co robisz? Dosyć! Idź już! Precz! Precz mówię!
- Idę, idę już.

Kaliski wychodził w znacznie lepszym humorze niż za poprzednim razem...

- Menda z niego straszna, ale póki co muszę się go trzymać. Ale do czasu... do czasu...

- Kacper! - wołał służącego Macudowski - Idź do portu i znajdź odpowiedni statek do dalekiej podróży, skompletuj załogę. Niedługo wyruszymy w rejs, Gdańsk już mi się znudził... Aha, powiedz Szczerbatemu Barnabie, że ma wieczorem stawić się u mnie...

Szczerbaty Barnaba był zwykłym zabijaką, z którego usług Macudowski korzystał bardzo często...

Macudowski kipiał z nienawiści...

- Choćbym miał cały majątek stracić to zapłacisz mi za wszystkie zniewagi panie Doniecki! Słyszysz? Dopadnę cię nawet na końcu świata!


środa, 23 października 2013

Epopeja polsko-indiańska (51)

Kontynent północnoamerykański...

- Co się stało? - zapytał obudzony nagle ze snu Michał Potylicz.
- Komancze ujęli dwie obce Blade Twarze - wyjaśnił Polomancz Długa Strzała - Chodźmy do mojego brata Samotnego Wilka wodza Komanczów.

Kwadrans później byli już u niego...

- Rokosz? Kapitan Wilhelm Rokosz? - zawołał zdziwiony Potylicz.
- Mój biały brat zna tę Bladą Twarz? - zdziwił się także Samotny Wilk.
- Tak. On jest z mojego plemienia. Jest Polakiem.
- A tego drugiego też znasz?

Drugą schwytaną Bladą Twarzą był Hiszpan Pablo Madeiros. Potylicz już miał odpowiedzieć, że nie, ale ugryzł się w język... pomyślał bowiem, że to może być jakiś towarzysz Rokosza.

- Pytam - kontynuował Komancz - Bo właśnie ta Blada Twarz ścigała człowieka z twojego plemienia...
- ? - Potylicz nie za bardzo wiedział co odpowiedzieć.
- Panie Michale - wtrącił się Rokosz - To strażnik hiszpański. Pilnował mnie, ale też chronił... Ratuj go...
- Rozumiem... Samotny Wilku proszę byś mi darował także i tę Bladą Twarz... Niech wódz Komanczów zachowa konie ich obu...

Oblicze Komancza rozpromieniało, ale wódz szybko pohamował się, jakby wstydząc się tego...

- Blade Twarze należą do mojego białego brata. Czy ja także mogę mieć prośbę do ciebie?
- Oczywiście.
- Niech wszyscy odejdą, chcę byśmy zostali sami.

Wszyscy oddalili się...

- Słucham Samotny Wilku...
- Darowałeś mi konie... Ale czy nauczysz mnie też jeździć na nich? Jako wódz nie mogę zostać pośmiewiskiem dla swoich wojowników nie umiejąc tej sztuki...
- Boisz się, że koń cię zrzuci?
- Samotny Wilk nikogo się nie boi! Brakuje mi jednak wprawy, zaręczam że będę pojętnym uczniem. Zależy mi jednak, żeby nikt tego nie widział, jak będziesz mnie uczył. Przy innych wsiądę na konia, jak już będę dobrze jeździł. Spełnisz moją prośbę?
- Spełnię prośbę mojego czerwonego brata.

wtorek, 22 października 2013

Epopeja polsko-indiańska (50)

Kontynent północnoamerykański...

Wioska Polomanczów...

Dwaj synowie Helmutha - Biegnący Wilk Magdeburg i Zielony Liść Ratyzbona (dla przypomnienia Niemiec nazywając swoje dzieci łączył imiona indiańskie z nazwami niemieckich miast) pełnili wartę wokół wioski. W pewnym momencie ich uwagę zwróciły spłoszone ptaki...

- Schowajmy się, ktoś się zbliża...

Kwadrans później ujrzeli wynurzających się z zarośli Hiszpanów. Byli konno. Młodzi Germanopacze trwali w napięciu, nie bali się o siebie, ale o wioskę...

- To chyba tylko zwiadowcy - powiedział cicho Biegnący Wilk Magdeburg.
- Zostań tutaj - odparł brat - ja rozejrzę się po okolicy...

Niedługo sytuacja wyjaśniła się. Byli to zwiadowcy hiszpańscy...

- Szybko! Wracamy do wioski! - oznajmił bratu Zielony Liść Ratyzbona - Wszystko widzieli. Niedługo pewnie wrócą w znacznie większej sile...
- Co robimy?
- Musimy uciekać na Niedźwiedzią Górę. Tam będziemy bezpieczni.

Niespełna godzinę później mieszkańcy wioski opuszczali ją w największym pośpiechu. Nie mieliby bowiem szans w starciu z Hiszpanami. W wiosce nie było zbyt wielu wojowników, oprócz wspomnianych dwóch synów Helmutha, byli jeszcze trzej synowie Jana Pratelickiego i szlachcic Michał Józef Majewski, pozostali to kobiety, dzieci i starcy.

- Spieszcie czym prędzej na Niedźwiedzią Górę, ja będę zacierał ślady - zaoferował się Kazimierz Wielki (dla przypomnienia Jan Pratelicki nazywał swoich synów imionami królów polskich).

Jeszcze tego samego dnia Hiszpanie na czele konkwistadorów Jose Manuela Bakulerosa i Pablo Vincento Magierosa wjechali do wioski.

- Tu nikogo nie ma! - grzmiał Bakuleros.
- Musieli uciec - podejrzewał Magieros - zwiadowcy wyraźnie widzieli mieszkańców.
- Szukać śladów! - darł się Bakuleros - Daleko nie uciekli! Przecież nie mają koni!

Hiszpanie wysłali zwiadowców, ale zbliżał się wieczór, więc poszukiwanie Indian odłożono na następny dzień. Postanowiono przenocować w wiosce Polomanczów...

- Miałem kazać spalić tę wioskę - oznajmił Bakuleros - ale dobrze, że tego nie uczyniłem... Mamy przez to gdzie spać, ha ha ha.
- Dziwna ta wioska - rzekł nagle Jose Fortezes.
- Co znowu? - spytał Bakuleros.
- Widzisz ten dworek?

Fortezes pokazał ręką w kierunku domu Jana Pratelickiego...

- Widzę...
- Przecież to nie indiańska chata...
- Znów ci przeklęci Polacy!

Hiszpanie nie zaniedbali żadnych środków bezpieczeństwa, wystawili liczne straże. Nie było w końcu wiadomo ilu tubylców znajduje się w okolicy...

- Gdyby nie ten paskudny Belicarez... - narzekał włoski medyk Gianluca Faracini - nie tłukłbym się teraz po indiańskich wioskach...
- A co byś robił? - spytał Camille Steckozini.
- No jak to co? Siedziałbym teraz na Kubie, pił wino, a Dolores patrzyłaby mi prosto w oczy i wyczytywałaby z nich wszystkie moje życzenia...
- Ha ha ha, akurat...
- No, żartuję. Fakt jednak, że to przez admirała uciekłem z Kuby i dołączyłem do wyprawy...
- A Bakuleros cię nie namówił?
- Trochę też, ale głównie przez Belicareza. Nie mogłem go dłużej znieść. Córkę ma taką piękną, mądrą i dobrą, a z niego to taki drań, despota i wszystko co najgorsze!
- Wiem, wiem. Mnie przecież chciał o głowę skrócić za to, że śpiewałem...
- No sam widzisz, sam widzisz... Gość nie nadaje się na teścia w żaden sposób...

poniedziałek, 21 października 2013

Piłka nożna - Wybór selekcjonera

Gościnny felieton...

Niedługo dowiemy się kto zostanie nowym selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji. Wszystko wskazuje, że będzie nim Adam Nawałka... W ostatnim klubie, czyli zabrzańskim Górniku, idzie mu doskonale - z przeciętnych przeważnie piłkarzy potrafił zrobić zespół na stałe zaliczający się do ścisłej czołówki. Ale wcześniej nie było tak różowo, nie zawsze wiodło mu się tak dobrze (np. w GKS Katowice i Jagiellonii Białystok nie jest wspominany jakoś specjalnie dobrze). Ale każdy popełnia błędy, uczy się, wiele też zależy od różnych okoliczności itp.

Prezes PZPN Zbigniew Boniek podobno już wie kto zostanie następcą Waldemara Fornalika... Powinien nie zwlekać zbytnio z ogłoszeniem decyzji, aby nowy trener miał jak najwięcej czasu. Jeżeli chodzi o mnie to nie jestem ani zwolennikiem ani przeciwnikiem Nawałki... Nie jestem też jakimś specjalnym orędownikiem wersji z trenerem zagranicznym, choć trzeba przyznać, że wczesny Leo Beenhakker to było coś - potem Holender jakby wyhamował, jakby się pogubił... Osobiście postawiłbym na kogoś w stylu Larsa Lagerbacka... Szwed obecnie jest selekcjonerem Islandii, która nigdy nie liczyła się w walce o awans do ME lub MŚ, a pod jego wodzą Islandczycy znaleźli się w barażach... Wcześniej Lagerback dał się poznać jako solidny trener kadry Szwecji, którą prowadził najpierw z Tommym Soderbergiem (2000-2004), a do 2009 już samodzielnie. W tym czasie Szwecja wywalczyła pięć awansów na wielkie turnieje. I o taką solidność, regularność chodzi. Polsce nie potrzebne jest wielkie trenerskie nazwisko, ale ktoś w stylu Lagerbacka czy też Jurgena Kloppa. Oczywiście nie ma co nawet wspominać o poprawie czy raczej zmianie systemu pracy z młodzieżą - to oczywiste, że to jest naszemu krajowi potrzebne jeszcze bardziej niż dobry trener kadry.

Pozdrawiam

Wasz El Profesore

środa, 16 października 2013

Piłka nożna - Nie tylko menadżer...

Felieton piłkarski...

Nie tylko menadżer

Wczoraj dyrektor Borussii Dortmund Hans Joachim Watzke otrzymał 2 miliony euro premii... Zasłużył na to jak mało kto, w końcu zrobił z westfalskiego klubu prawdziwą maszynkę do zarabiania pieniędzy... Watzke zarabia rocznie 900 tysięcy, więc taka premia jest dla niego niczym manna z nieba... Premię dostali także inni członkowie Zarządu BVB... Dortmundzki klub zarobił w poprzednim sezonie 53,8 mln euro (rekord).

Wszystko dobrze, ale zapomniano przyznać premię jeszcze jednej osobie - chyba, że otrzymał nieoficjalnie, ale raczej nie, bo w końcu Niemcy wszystko robią oficjalnie. Chodzi mianowicie o Cezarego Kucharskiego, menadżera Roberta Lewandowskiego. Dzięki niemu bowiem słowo Borussia wymieniane było w mediach przynajmniej dwukrotnie częściej niż normalnie (perturbacje z niedoszłym transferem "Lewego"). A wiadomo, ile znaczy i jak cenna jest medialność klubu... Wnioskuję zatem, żeby Borussia nagrodziła "Kucharza" premią 500 tysięcy euro... W samej Polsce, w niektórych okresach, byliśmy wręcz bombardowani wiadomościami o Lewym i Borussii... Władze klubu z Signal Iduna Park powinny się poważnie zastanowić czy nie zaproponować Kucharskiemu stanowiska specjalisty ds. kontaktów z mediami...

Pozdrawiam

Wasz El Profesore

wtorek, 15 października 2013

Epopeja polsko-indiańska (49)

Kontynent północnoamerykański...

- Brawo! - zawołał na powitanie Jan Pratelicki - Widzę, że moim braciom Komanczom powiodło się...
- Wszystko poszło składnie - odparł Samotny Wilk wódz Komanczów - Te psy Arapaho dały się podejść niczym baby, spali słodko, nie ponieśliśmy żadnych strat.
- A ilu Arapaho odeszło do Krainy Wiecznych Łowów? - dopytywał się Helmuth.
- Jeden - odpowiedział Polomancz Długa Strzała - Mój brat Posah Tseena postanowił pojmać wszystkich, w przyszłości weźmie za nich spory okup.
- Mądrze - skwitował Jurko.
- Apacze poszli dalej? - zapytał Samotny Wilk.
- Nie. Czekają na Arapaho - wyjaśnił Pratelicki - Co zrobisz teraz z jeńcami?
- Zostawię ich pod nadzorem 15 wojowników w bezpiecznym miejscu.
- Wkrótce Apacze zaczną szukać Arapaho... - domniemywał Helmuth.
- Nie znajdą ich - odparł krótko Komancz.

Minęło kilka dni...
Obóz Apaczów.

- Przyczajony Lis wciąż nie wraca - irytował się Cichy Bawół wódz Apaczów Lipan.
- Czyżby Kiowowie mu uciekli? - rzucił Śmiały Lis wódz Apaczów Mescalero.
- A może... - rozpoczął nieśmiało Bizoni Róg wódz Apaczów Lipan.
- Kiowowie ich pokonali? - dokończył Ciężki Kamień wódz Apaczów Mescalero.
- Przecież było ich dwukrotnie więcej... - dziwił się Wielki Łoś wódz Apaczów Jicarilla.
- A jeśli Kiowów było jednak więcej w okolicy? - wysunął przypuszczenie Czerwony Ogień wódz Paunisów.
- To wszystko jest jakieś dziwne - wypalił nagle Śmiały Lis - Niepokoi mnie, że nasi zwiadowcy nie wracają  z wioski Polomanczów... Teraz nie wracają Arapaho...
- Co proponujesz bracie? - zapytał Bizoni Róg.
- Nie możemy się rozdzielać, bo kto odłącza się od głównych sił przepada bez wieści...
- Mój ojciec ma rację - wtrącił się Ciężki Kamień - Mam propozycję....
- Mów Ciężki Kamieniu- zachęcał go Cichy Bawół.
- Wydaje mi się, że jesteśmy obserwowani. Wróg widzi, jak wyruszają nasi zwiadowcy i ich przejmuje! Inaczej nie się tego wytłumaczyć, bo do tej pory nie wróciła żadna grupa! Trzeba wysyłać pojedynczo najlepszych zwiadowców i nawet jeśli część z nich zostanie pochwycona to w końcu jeden, dwóch, może trzech dowie się o co w tym wszystkim chodzi i wróci nas o tym powiadomić...
- Ale gdzie mają iść? - zapytał Czerwony Ogień - Do wioski Polomanczów czy szukać Arapaho?

Długo jeszcze trwała narada, ostatecznie przyjęto pomysł młodego wodza Mescalero i wytypowano najlepszych zwiadowców, a następnie w największej tajemnicy zaczęli oni w różnych odstępach czasowych opuszczać obóz...

Minęło kolejnych kilka dni...

- Apacze wciąż obozują - dziwił się Jan Pratelicki.
- Nie wiedzą co się dzieje - wyjaśniał Michał Potylicz - Nie wracają zwiadowcy, Arapaho...
- No, ale nie będą przecież tutaj tak wiecznie siedzieć...
- Też tak myślę...
- Ojcze! - zawołał zbliżający się Mieszko I.
- Co się stało Mieszko?
- Wieści z wioski! Przybył Władysław Łokietek...
- Niech przyjdzie! Niech przyjdzie jak najszybciej!

Chwilę później Łokietek siedział już przy ojcu i Potyliczu...

- Mów!
- W odległości pół dnia jazdy konno od wioski widziano Hiszpanów!
- Tych jeszcze tutaj brakowało! - zawołał siedzący nieopodal Helmuth.
- Idą na wioskę? - dopytywał się Potylicz.
-  Nie. Wygląda na to, że ją ominą...
- Ilu ich jest?
- 200, ale wszyscy konno, w lśniących zbrojach i doskonale uzbrojeni.
- Co będzie jeśli jednak natrafią na wioskę? - niepokoił się Helmuth - Mamy tam zaledwie garstkę wojowników, reszta to kobiety, dzieci i starcy...
- Ujęliśmy dwóch Apaczów - dodał nagle Łokietek - Zwiadowcy. Wyglądało na to, że działali w pojedynkę.
- Apacze wciąż wysyłają zwiadowców - zastanawiał się Potylicz - wygląda na to, że teraz pojedynczo, żeby łatwiej im było się przebić... Trzeba zwiększyć czujność i spróbować ująć powracających zwiadowców. Nie wiadomo ilu ich wysłano...
- Robi się gorąco panie Michale - roześmiał się nagle Pratelicki - Z jednej strony Apacze, z drugiej Hiszpanie...
- Przynajmniej coś się dzieje - odparł, także ze śmiechem, Potylicz
- Mi nie jest do śmiechu! - zawołał zdenerwowany Helmuth - Martwię się wioskę. Jeśli Hiszpanie ją odnajdą to będzie rzeź bezbronnych kobiet i dzieci!
- Cały czas ich obserwujemy - uspokajał Łokietek - w razie niebezpieczeństwa przeniesiemy mieszkańców na Niedźwiedzią Górę. Tam Hiszpanie nigdy ich nie znajdą...
- Czułbym się lepiej, gdyby oni już tam byli... - skwitował Niemiec.
- Posłuchaj! Helmuth! - powiedział Pratelicki - Weź kilku ludzi i jedź tam!
- Jadę!

poniedziałek, 14 października 2013

Epopeja polsko-indiańska (48)

Bezludna wyspa (powiązane z częścią 34)

- Widzę cię! Natychmiast wyłaź z tych krzaków! - darł się kucharz Janusz Ryś - bo łeb rozwalę! Pieszczochem poszczuję!

Z krzaków powoli wynurzyła się dziwna postać. Był to niewysoki mężczyzna o wystraszonej twarzy, ale za to z szelmowskim uśmiechem... Przez dłuższą chwilę obaj przyglądali się sobie nawzajem, po czym Ryś rzekł:

- Co z ciebie za dziwoląg jakiś? Jak cię zwą?

Zamiast odpowiedzi nastała cisza...

- Gadaj coś! - kontynuował kucharz - Ktoś ty? Sam jesteś czy więcej was?

Nadal panowała cisza zamiast odpowiedzi...

- Niemowa jakaś czy co? - denerwował się Ryś - Mów coś lebrze jeden, bo w łeb zdzielę!
- Ble ble ble... - wycedziła tajemnicza postać.
- Nic z tego nie rozumiem. Po jakiemu to niby?
- Bla bla bla...
- A zamknij się już ze swoim bla bla bla! Skoro tylko tak mówisz to lepiej się nie odzywaj! Trzeba będzie polskiego cię nauczyć...

Kucharz postanowił, na wszelki wypadek, sam sprawdzić czy na wyspie nie ma więcej niespodziewanych gości. Po kilku godzinach wędrówek był już niemal pewny, że na wyspie jest tylko on, nowy i Pieszczoch. Ale skąd się wziął ten Nowy? Czyżby był tu już wcześniej? Nie sposób było się, póki co, dowiedzieć od Nowego, bo mówił tylko coś w stylu: bla bla bla lub ble ble ble...

- Zrobimy tak - oznajmił Ryś przy ognisku - Nauczę cię polskiego, a ty mi wtedy wszystko opowiesz. Rozumiesz?

Tajemnicza postać kiwnęła głową, ale raczej nie rozumiała o co chodzi. Bardziej zresztą zainteresowana była rybą, którą kucharz piekł nad ogniskiem.

- Nazwę cię Pinio! Zaczynamy naukę! Ja - pokazał na siebie - Janek! Ty - pokazał na Nowego - Pinio. Powtórz!

Nowy najwyraźniej zrozumiał o co mniej więcej chodzi  i pokazując na Rysia powiedział:

- Jajanek.

Następnie pokazał na siebie i rzekł:

- Typinio.

A chwilę później jeszcze dodał, już nie pokazując na nikogo:

- Powtórz.

Ryś spojrzał na niego i wrzasnął:

- Nie! Nie! Jeszcze raz!

Za drugim razem kucharz już nie używał słów: ja, ty i powtórz. Pinio szybko załapał już o co chodzi i bezbłędnie powtórzył. Nauka trwała jeszcze kilka godzin, Ryś stwierdził z zadowoleniem:

- Nawet ci to idzie Pinio... Niegłupiś, choć nie wyglądasz... No może za jakiś  tydzień się wreszcie dogadamy. Pora już spać. Dobranoc!
- Dobranoc...
- Nie wiesz jeszcze co to znaczy - śmiał się Ryś - ale dowiesz się w swoim czasie.

Po tygodniu Pinio powtarzał już wiele polskich słów, ale nie umiał za bardzo składać jeszcze zdań. Wyglądało to mniej więcej tak...

- Janek, Pinio, Pieszczoch, głodny, ryba, ogień...
- Głodny? Rybę chcesz?- odparł kucharz - To idź i złap!
- Nie. Janek, ryba, ogień...
- Leniu jeden francowaty! Marsz stąd, bez ryby mi nie wracaj!

Pinio chciał coś jeszcze powiedzieć, ale gdy zobaczył, że Ryś chwycił za drąg i już biegł w jego kierunku, zrezygnował z mówienia i pędem popędził nad strumień...

- Bez ryby nie wracaj! Ty lebrze jeden! - wołał za nim kucharz.

środa, 9 października 2013

Piłka nożna - Z grubej rury (5)

Gościnny felieton El Profesore...

Za nami 11 kolejka ekstraklasy... Zadziwia Wisła, która nadal - jako jedyna w lidze - nie zaznała porażki. Do tego teraz pokonała lidera z Warszawy i spłaszczyła czubek tabeli. Jedyną bramkę zdobył Paweł Brożek, który miał niby nie grać, ale w końcu zagrał. Nie mogę słuchać trenera Jana Urbana, że Legia powinna wygrać ten mecz... Jaki wynik panie Janku? 1-0 dla Wisły! Nie ma co prawić, co by było gdyby... Wisła zadziwia w przekroju całego sezonu, ale w 11 kolejce na minus zaskoczyła mnie Jagiellonia, która na własnym terenie przegrała z beniaminkiem Cracovią. Przed tym meczem dało się słyszeć głosy, że trener gości dostał ultimatum od prezesa Filipiaka... Czyżby więc krakowianie zagrali jak o życie? Dla Wojciecha Stawowego? Możliwe.

Lech dalej gra w kratkę, bo jak inaczej tłumaczyć tylko remis w Bielsku? Zwraca uwagę dominacja Górnika w Szczecinie (mecz 2 i 3 zespołu w stawce), chociaż tutaj obraz zaciemnia czerwona kartka dla Ediego Andradiny przy stanie 1-2... Obudził się Śląsk, a także Ruch (od kilku już spotkań lepsza postawa) oraz Korona... Martwi postawa Piasta...

W Widzewie biednie, ale nie przeszkodziło to łodzianom rozklepać Lechię, która - co trzeba przyznać - od kilku spotkań trwa w jakimś kryzysie i stacza się w tabeli... A jeszcze niedawno w Gdańsku cieszono się z pozycji lidera (po 6 kolejce).

Teraz mamy przerwę na mecze reprezentacji... Znowu gramy o wszystko... Szanse małe, ale najważniejsze by nasi pokazali, że im zależy i walczyli...

Pozdrawiam
Wasz El Profesore




wtorek, 1 października 2013

Piłka nożna - Z grubej rury (4)

Gościnny felieton El Profesore...

Witam wszystkich po przerwie… Trochę świata zwiedziłem … Ale w domu najlepiej...

Minęło 10 kolejek naszej dumnie brzmiącej Ekstraklasy… Poziom daleki oczekiwań, ale mimo wszystko ciągnie nas do niej, zwłaszcza gdy tak jak ja przez jakiś czas od niej odpocząłem…

Zgodnie z przewidywaniami na czele Legia, która wydaje się – póki co bezkonkurencyjna na rodzimych boiskach. W Europie już gorzej… Ale po kolei…

1)  Legia Warszawa – 8 zwycięstw i 2 porażki. Najwięcej goli strzelonych. Porażki wynikały bardziej z tego powodu, że ekipa Jana Urbana zbierała wszystkie siły na eliminacje Ligi Mistrzów i najlepsi gracze byli oszczędzani. Dzięki temu wygranymi z murowanym faworytem na mistrza mogą pochwalić się gdańska Lechia i słaby Ruch Chorzów.

      2) Górnik Zabrze – Zespół Adama Nawałki przyzwyczaił  już kibiców, że ostatnio przynależy do ścisłej czołówki ligi. Zabrzanie jedynej porażki doznali w Warszawie. Zasłużenie zasiadają w fotelu wicelidera. Trzeba przyznać, że górnikom sprzyja szczęście, jak choćby w ostatnim meczu z Zawiszą Bydgoszcz, kiedy to dopiero gol Radosława Sobolewskiego w ostatniej minucie dał im komplet punktów. W następnej kolejce śląski zespół czeka trudny sprawdzian, bowiem zmierzą się na boisku 3 w stawce Pogoni.

      3) Pogoń Szczecin – Dość niespodziewanie wysoko w tabeli. Jedyna porażka doznana właśnie w starciu z Legią. Osiem ostatnich spotkań bez porażki i aż trzy zwycięstwa z rzędu. Chyba nikt nie spodziewał się tak dobrej postawy szczecinian.

      4) Wisła Kraków – Kolejna niespodzianka. Zawsze twierdziłem, że Franciszek Smuda to typowy trener klubowy, który musi zawodnika „dotknąć”, mieć go po prostu stale u siebie. W reprezentacji tego nie miał, bo takiego dajmy na to Lewandowskiego czy Błaszczykowskiego miał raptem na treningu kilka razy w roku. Biała Gwiazda to jedyna niepokonana drużyna w lidze. Zwycięstwa przeplata remisami, ale skrzętnie gromadzi punkty. Do 10 kolejki najlepsza defensywa ligi. Krakowianie w następnej kolejce zmierzą się z liderem, zadanie będzie trudne zwłaszcza że kontuzji uległ najlepszy strzelec  Wisły Paweł Brożek. Gracz ten jest kolejnym przykładem, że można być gwiazdą w Polsce, ale na Zachodzie nie dać sobie rady, a po powrocie do kraju znowu być wielkim.

J    5) Jagiellonia Białystok – Zmienił się trener, a nowy radzi sobie nadspodziewanie dobrze. Wielkie wrażenie zrobiła Jaga demolując Ruch Chorzów aż 6-0. Było to najwyższe zwycięstwo tej drużyny w historii występów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Białostoczanie też nie pęknęli w konfrontacji z liderem ulegając mu tylko 2-3. Zwraca uwaga fakt, że piłkarze z Białegostoku zdobyli kilka ważnych goli w końcówkach spotkań, co tylko dobrze świadczy o ich przygotowaniu fizycznym i wysokim morale.

      6) Lechia Gdańsk – Po ośmiu kolejkach tylko gdańszczanie i Wisła mogły się pochwalić statusem niepokonanych w lidze, w 9 kolejce Lechia zmierzyła się z krakowianami i dostała surową lekcję.  Ostatnie mecze słabsze w jej wykonaniu.

      7) Lech Poznań – Przed sezonem poznaniacy byli faworytem numer 2, ale szybko przestali nim być – trzy remisy w lidze i fatalne występy w Lidze Europejskiej (odpadli z przeciętnym Żalgirisem Wilno). Ostatnie dwa mecze pokazują jednak, że kryzys Lechici mogą mieć już za sobą i być może wkroczyli już na właściwą drogę.

      8) Piast Gliwice – Gliwiczanie grają w kratkę, o czym najlepiej przekonuje ich dorobek – 4 zwycięstwa, 2 remisy i 4 porażki.

      9) Śląsk Wrocław – Nie jest to już ten sam Śląsk co choćby w poprzednim sezonie. Istotny wpływ na taki stan rzeczy mogą mieć doniesienia o możliwości gry nawet w 4 lidze. Nie mogą się dogadać właściciele, więc być może piłkarze też zamiast przykładać się do meczy i treningów obserwują sytuację. Tylko 2 zwycięstwa, za to aż 5 remisów i 3 porażki, to nie jest dorobek, który może zadowolić kibiców mistrza Polski z sezonu 2011/2012. A już domowa porażka z beniaminkiem Cracovią (0-3) jest bardzo wstydliwa. 

      10) Cracovia – Jak na beniaminka całkiem nieźle. Warte uznania są zwłaszcza dwa wyjazdowe zwycięstwa. 

      11) Ruch Chorzów – Skrajności i jeszcze raz skrajności. Bo jak inaczej napisać o drużynie, która wygrywa z faworytem ligi, a równocześnie zbiera baty w Białymstoku aż 0-6?

      12) Zawisza Bydgoszcz – Drugi beniaminek, podobnie jak Cracovia, radzi sobie całkiem nieźle.  Początkowo bydgoszczanie rozpoczęli nieśmiało, płacąc tak zwane frycowe, ale w ostatnich meczach bydgoszczanie radzą sobie coraz lepiej, m.in. 2 zwycięstwa. W ostatnim spotkaniu byli bliscy wywalczenia punktu na trudnym terenie w Gdańsku. 

      13) Zagłębie Lubin – Jak na klub z drugim budżetem dokonania co najwyżej średnie. Początek fatalny, piłkarze musieli swoje wysłuchać od kibiców. Wielkie nadzieje w Lubinie wiąże się z zaangażowaniem doświadczonego Oresta Lenczyka, który już niejeden klub wyprowadził z tarapatów na prostą. Na razie nestor polskich trenerów zaczął słabo, osiągając domowy remis z Jagiellonią, dodatkowo dość pechowo, bo goście doprowadzili do wyrównania w samej końcówce zawodów.

      14) Widzew Łódź – Biednie i to od razu widać w tabeli. Poza Łodzią wszystko w „plecy”. Jeden z nielicznych plusów to Eduards Visnakovs dzięki któremu łodzianie straszą w ofensywie i zdobyli trochę punktów. 

      15) Podbeskidzie Bielsko-Biała – W poprzednim sezonie dzięki skutecznej grze w rundzie rewanżowej udało się uniknąć degradacji do I ligi, ale w tym sezonie będzie niezwykle ciężko powtórzyć ten wyczyn. Jedyne zwycięstwo odniesione nad sąsiadem z tabeli kielecką Koroną. 

      16) Korona Kielce – Trochę zaskoczenie, nie żeby Koronę widzieć w czubie tabeli, ale że zespół ten będzie zamykał ligową stawkę tego chyba się nikt nie spodziewał. Kielczanie wygrali w lidze tylko raz – z Piastem Gliwice.

      Pozdrawiam
    Wasz El Profesore